Mosbacher udzieliła pierwszego wywiadu po liście. Przeprosiła tylko za jedno

Ola Gersz
Ambasadorka USA w Polsce Georgette Mosbacher udzieliła pierwszego wywiadu od opublikowania słynnego listu, który rozgrzał obóz "dobrej zmiany" do czerwoności. Władze doczekały się przeprosin, ale raczej nie takich, jakich oczekiwały.
Ambasadorka USA wywołała ostatnio oburzenie na polskiej prawicy fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Georgette Mosbacher oburzyła środowisko partii rządzącej, kiedy napisała do polskich władz list, w którym zgłasza zastrzeżenia odnośnie wolności mediów w Polsce. Jednak mimo krytyki ze strony PiS i prawicowych mediów, amerykańska ambasadorka nie zamierzała przepraszać. Aż do teraz.

Georgette Mosbacher udzieliła bowiem pierwszego od całej afery wywiadu dla "Do Rzeczy", którego fragmenty w piątek tygodnik zamieścił na swojej stronie internetowej. Ambasadorka przeprosiła jednak nie za "wtrącanie się w sprawy Polski", czego domagały się od niej polskie władze.


Zamiast tego są przeprosiny za ... rażące literówki, które znalazły się w jej liście. – Nie ma wytłumaczenia dla moich literówek... Pisownia jest chaotyczna, jestem tym zażenowana. Nie da się tego bronić. Jestem tym zawstydzona i nie mogę tego wyrazić bardziej wprost niż teraz. W końcu to moja odpowiedzialność – kajała się w wywiadzie.

Ambasadorka Mosbacher dodała również, że "nie mówi Polakom, co mają robić", tylko broni amerykańskich interesów. – Nie jestem tutaj, żeby mówić innym, jak mają urządzać swoje państwo, i nie mam takiej mocy, ale mam zobowiązania, z których muszę się wywiązać. Dlatego podnoszę te kwestie otwarcie – zaznaczyła.

Źródło: "Do Rzeczy"