"W tym świecie seks jest walutą". Reżyser castingu zdradza wstydliwe sekrety branży filmowej [wywiad]

Michał Jośko
Oto Paweł. A może Rafał lub Tomasz. Od tego, jak ma na imię, znacznie ważniejszy jest fakt, że zna absolutnie wszystkie sekrety branży filmowej; również te najbardziej lepkie. Od kilkunastu lat jest tzw. reżyserem castingu, czyli kimś, kto wie najlepiej, jak naprawdę jest z tą legendarną karierą przez łóżko
Typowa kanapa castingowa – bez pieprznych skojarzeń prosimy Fot: Bypeoplelikeme/ commons.wikimedia.org
Nie chcesz pokazać swojej twarzy. Nie zamierzasz podać w tym materiale nazwiska. Chcesz, żebym zmienił nawet twoje imię. Jesteś aż tak wstydliwą osobą?

Nie żartuj. Chcę opowiedzieć o mojej pracy szczerze, a mogę zrobić to wyłącznie anonimowo. To hermetyczna branża, każdy zna każdego, a więc wolę uniknąć ostracyzmu środowiska, które mocno trzyma się zasady "zły to ptak, co własne gniazdo kala".

To świat, w którym bardzo powszechne jest "primadonnowanie"; cholernie duża część aktorów i reżyserów nie ma autodystansu, cierpi na megalomanię – bardzo powszechną przywarę artystów.


No ale dobrze, lećmy z tematem. Wiem już nawet, jakie pytanie chcesz teraz zadać (śmiech).

Podejrzewasz mnie o to, że zacznę drążyć, jak to jest z tym mitycznym zdobywaniem ról przez łóżko?

Przecież to rzecz, która kręci ludzi najbardziej, gdy tylko pada słowo casting. Gdybym dostawał złotówkę za każdy raz, gdy bliżsi i dalsi znajomi dopytywali mnie o "te sprawy", byłbym już bogaczem.

A więc odpowiem ci na pytanie, którego dżentelmeńsko nie zadałeś: tak, zdarza się, że role zdobywane są przez łóżko. Nie chcę tego demonizować, bo kurczę, przecież branża artystyczna w ogóle jest – nazwijmy to eufemistycznie – liberalna w kwestii swobody obyczajowej.

Wśród osób, dla których uprawianie niezobowiązującego seksu jest czymś zupełnie normalnym, trudno dziwić się, że używa się go w imię własnych celów. W tym świecie seks jest walutą. Niezależnie od tego, czy przyjrzymy się kinematografii światowej, czy tej nad Wisłą.

A co z talentem?

W tym miejscu lekko przystopujmy: w żadnym wypadku nie twierdzę, że każda rola jest zdobywana przez łóżko, podkreślmy to jasno i wyraźnie.

Są osoby, które na szczyty kariery dotarły nieskalane. Być może są, no bo przecież o większości tego rodzaju sytuacji, dziejących się za zamkniętymi drzwiami, nigdy się nie dowiemy. Ale idealistycznie chcę w to wierzyć.

Z drugiej strony jest całe mnóstwo cholernie utalentowanych gwiazd, o których doskonale wiem, że robiły "to", z kim trzeba. Czy bez uprawiania seksu dotarłyby tam, gdzie są? Może tak, może nie. Nazwijmy to po prostu skróceniem sobie ścieżki kariery.

Gdy zaczynały przygodę w branży, zdecydowały się na to, czy na tamto, po czym dotarły do punktu, w którym już nie muszą bzykać się z kimś dla roli. Bądź inaczej: dla większości ról, bo mogą uczynić wyjątek dla możliwości występu w naprawdę dobrym, głośnym dziele.

Bo generalna zasada jest taka (choć podkreślam: jest od niej sporo wyjątków): im poważniejszy film, im jest to produkcja za większe pieniądze, tym mniej załatwiania spraw przez łóżko.

Ale w przypadku słynnej akcji #MeToo mówimy przecież o "prawdziwym" Hollywoodzie, wielkich gwiazdach.

Na wstępie zaznaczę, że nigdy nie bagatelizowałem i nie będę bagatelizował przypadków prawdziwego molestowania seksualnego czy też gwałtów! To rzeczy, na które absolutnie nie ma przyzwolenia.

Natomiast zupełnie inną sprawą jest ocenianie tego, w jaką stronę poszła ta – z założenia szczytna – akcja. Nagle prawdziwe przypadki molestowania zaczęły mieszać się z wyssanymi z palca zarzutami, sprawiając, że #MeToo odebrano wiarygodność.

Jak mówiłem powyżej: to świat, w którym seks jest powszechnie stosowanym środkiem płatniczym. I to nie tylko na zasadzie "prześpię się z kimś dla roli", niektóre osoby próbują coś ugrać np. grożąc ogłoszeniem światu, że seks, który tak naprawdę miał miejsce za obopólną zgodą, dla roli, był gwałtem.
W tym świecie klaps niejedno ma imięFot. 123rf
Czyli typowy reżyser castingu nie jest przerażającym, perwersyjnym, ociekającym śliną potworem?

Przede wszystkim zazwyczaj jest kobietą. Zwłaszcza na zachodzie to bardzo mocno sfeminizowana branża. Jeśli chodzi o tzw. światową kinematografię, to grubo ponad 90 proc. osób zajmujących się castingami stanowią panie. W Polsce to mniejszy odsetek.

Skąd ta przewaga płci pięknej? Mogę tylko gdybać – być może kobiety są lepsze w rozgryzaniu emocji? Bieglejsze w sztuczkach psychologicznych? W ich obecności łatwiej się otworzyć?

Jeśli chodzi o mężczyzn w tym zawodzie, to oczywiście bardzo wysoki odsetek stanowią geje. Użyłem słowa "oczywiście", bo w ogóle branże filmowa, telewizyjna i teatralna homoseksualistami stoją, że się tak wyrażę.

Dlatego owo mityczne zdobywanie roli przez łóżko może przebiegać na naprawdę rozmaite sposoby, również w konfiguracji aktor/ reżyser castingu.

Tak, są aktorki, które proponują seks osobom z naszej branży – nawet za jakieś "ogony", role, w których pojawią się na trzecim planie przez sekundę. Sam zetknąłem się z tym niejednokrotnie.

Lecz w zdecydowanej większości przypadków omijają nas, skupiając się chociażby na dotarciu do producentów, czyli ludzi, co do których wierzą, że dzięki kasie wkładanej w film, mogą zadecydować o wszystkim. No i dzięki dobraniu się do takiego rozporka, wejdą do branży.

A w jaki sposób trafia się do twojej branży?

To nie praca na zasadzie "pójdę do odpowiedniej szkoły, a po niej zajmę się castingami". Kariera zawsze zaczyna się mniej lub bardziej przypadkowo.

Są wśród nas osoby, które do filmu najpierw trafiały jako studenci "filmówki", scenografowie, scenarzyści albo drudzy reżyserowie. Ja na początku byłem asystentem na planie, ot w czasach studenckich chciałem dorobić sobie do stypendium.

Mijały lata, poznawałem branżę od kuchni, poznawałem ludzi ze środowiska i w pewnym momencie zorientowałem się, że jest coś, co w filmie podoba mi się szczególnie – wyłuskiwanie aktorów idealnych do różnych ról.

Jestem po psychologii, co okazało się świetną bazą w tym zawodzie. Piętnaście lat temu pewien reżyser poprosił mnie o pomoc z znalezieniu odpowiedniej dziewczyny do zagrania w reklamie suplementu zapobiegającego zaparciom, no i się zaczęło.

Z czasem oprócz castingów do reklam zacząłem być angażowany do seriali i filmów, no i tak sobie działam już od 1,5 dekady.

Najważniejsza zasada, o której musisz pamiętać, to...

Kluczowa jest pewna kwestia: nie castingujemy danej osoby po to, żeby sprawdzić, czy jest świetnym aktorem ogólnie, ale po to, aby sprawdzić, czy będzie świetnym aktorem w tej konkretnej roli. To różnica niby subtelna, ale kluczowa.

Niestety, jest całe mnóstwo artystów, którzy nie są w stanie tego pojąć. Strzelają gwiazdorskie fochy, gdy muszą iść na casting, a gdy się już na nim pojawiają, są obrażone na cały świat.

Na zasadzie: "przecież mam wielki dorobek filmowy i teatralny, a muszę rywalizować tutaj z jakimiś nowicjuszami"! Totalnie nie potrafią przyjąć do wiadomości, że choć mają wyrobione nazwiska i zagrali znaczące role, to w tym konkretnym przypadku po prostu nie będą najlepszym wyborem, znacznie lepiej może sprawdzić się osoba, która nie zgarnęła tylu nagród, jakaś nowa twarz.
Odpowiedni dobór obsady jest kluczowy, niezależnie od tego, czy to produkcja amatorska, czy blockbusterFot. 123rf
Polska kinematografia chyba nie lubi zbyt mocno ryzykować w kwestii nowych twarzy...

Rzeczywiście, tuaj muszę przyznać ci rację. Z bólem. Jeśli chodzi o produkcje mainstreamowe, do znudzenia przewijają się w nich te same twarze.

Ale to naprawdę szersze zagadnienie. Po prostu: trzeba wybierać z ograniczonej puli aktorów i aktorek, wyławiając z niej osobę idealną do tej roli, no albo przynajmniej będącą najmniejszym złem.

Wyobraźmy sobie, że zaczyna się kompletowanie obsady do rodzimej komedii romantycznej. Jeśli okazuje się, że do głównej roli najlepiej nadaje się np. Tomasz Karolak (czyli jeden z "niezatapialnych" specjalistów od takich właśnie filmów), ja muszę obiektywnie to odnotować, to moja praca.

Nie sugeruję się tym, że ten człowiek zagrał właśnie w miliardzie innych komedii romantycznych, to już nie mój problem.

Na ile ciężki jest dylemat "świeża twarz, czy znana twarz"?

Dla mnie nie jest to kwestia w żadnym stopniu problematyczna – interesuje mnie wyłącznie to, co dana osoba pokaże na castingu.

Ale oczywiście, gdy ma zapaść finalna decyzja, wspomniany dylemat staje się już bardzo istotny. Wiadomo przecież, że gwiazda sprzeda film lepiej, niż jakikolwiek debiutant. Tak więc nierzadko na ekranie pojawia się ktoś, kto po prostu był najmniejszym złem spośród znanych nazwisk. Zachowawczo, jak najbezpieczniej.

A jak się kończy taki brak odwagi wśród filmowych decydentów? Niestety, widać to w większości polskich filmów i seriali.

Takie świeże skojarzenie, pierwszy przykład z brzegu: omawiany dziś wszędzie serial "1983". Są ludzie, którzy podjarali się, że jedną z pierwszoplanowych ról powierzono tam Maciejowi Musiałowi.

Że to przecież dowód wielkiej odwagi: obsadzić chłopaka, którego głównymi dokonaniami były dotychczas występy w serialu "Rodzinka.pl" oraz niby-luzackie wygibasy w programie "Kocham cię, Polsko"!

Ale czy w tym szaleństwie była metoda? Odpowiem cytatem z Adasia Miauczyńskiego: "Dżizas, kurwa, ja pierdolę"! Widzimy tylko absolutne aktorskie drewno. Makabreska...

Inna sprawa, że na rodzimym podwórku naprawdę nie można przebierać w wybitnych postaciach, tak więc – jak wspomniałem powyżej – kończy się wyborem najmniejszego zła.

Twoje osądy często są podważane i przed kamerą staje kto inny, niż sugerowałeś?

Na pewno zdarza się to coraz rzadziej. Polska branża filmowa powoli bo powoli, ale zaczyna sobie coraz lepiej zdawać sprawę z tego, że dobrze zdać się na opinię specjalisty w danej dziedzinie.

Można być świetnym reżyserem i wyobrażać sobie, że do danej roli świetny będzie taki, a nie inny człowiek, a później okazuje się, że wychodzi kaszana. Dlaczego? Bo reżyser ma być dobry w reżyserowaniu, a castingowiec w znajdywaniu odpowiednich aktorów. Ścisła specjalizacja jest najlepsza.

Oczywiście, są sytuacje, w których dana rola jest pisana specjalnie pod daną artystkę albo artystę i w efekcie wszystko kończy się happy endem. Nasuwa mi się tym miejscu chociażby "Amator" Kieślowskiego – ta rola od podstaw była pisana pod Jerzego Stuhra, no wyszła z tego rzecz wybitna.