Na bezpieczeństwie zjadł zęby. Trener jazdy wyjaśnia, jak Skody pomagają nam w codziennych sytuacjach

Piotr Rodzik
Jak jeździć na co dzień? Wiadomo - bezpiecznie. W samochodach marki Skoda jest wiele systemów i asystentów, które robią wszystko, aby każda nasza podróż przebiegała bezproblemowo. Ale czy w ogóle wiecie, jaka jest różnica między systemem bezpieczeństwa a asystentem bezpieczeństwa? To i wiele innych kwestii wyjaśnił nam Radek Jaskulski - trener z najdłuższym stażem w Szkole Auto Skody. Od lat podnosi umiejętności za kierownicą tysięcy Polaków.
Radek Jaskulski w Szkole Auto Skody wytłumaczył nam szereg zagadnień z zakresu bezpieczeństwa jazdy. Fot. naTemat
Jaka była pierwsza Skoda, którą pan jeździł?

To to była Fabia pierwszej generacji. Nie jeździłem żadną Felicią, która była jej poprzednikiem.

I jak można jednym słowem opisać zmiany bezpieczeństwa w Skodzie sięgając wstecz do tamtego auta? Ten postęp?

Niewiarygodny. Dlaczego? Ponieważ postęp w Skodzie od czasów Octavii przez rok 2009, kiedy pierwszy samochód Skody zdobył pięć gwiazdek w testach zderzeniowych Euro NCAP, do obecnej chwili, jest wprost zadziwiający. Od tamtego roku wszystkie modele zdobywają pięć gwiazdek. Są na rynku tylko dwie marki, które to potrafią, z czego jedna jest bardzo droga. Druga to Skoda.




Czyli to tzw. bezpieczeństwo bierne.

Tak, choć nie tylko ono jest oceniane. NCAP kładzie duży nacisk na testy różnego rodzaju: bierne, czyli co się stanie, kiedy się zdarzamy z murem czy z autem, ale testowana jest też np. konstrukcja foteli, konstrukcja maski przed zderzeniem z pieszym, badane są także urządzenia pod kątem pre-crashowym, czyli choćby Front Assist. To wszystko jest oceniane. To testy całościowe sytuacji, kiedy zawiedzie kierowca.

Skoro już pan o tym wspomina - które systemy bezpieczeństwa wypadają najlepiej?

To jest w ogóle kwestia, której ludzie często nie rozróżniają. Bo są nie tylko systemy, ale i asystenci. To dwie różne sprawy. Systemy to np. ABS czy ESP, a asystenci to takie urządzenia, które działają przeciw kolizjom. Kiedy kierowca nie jest skupiony, nie radzi sobie albo po prostu zasłabł, interweniują, żeby nie zrobić nikomu krzywdy. Są w stanie ustrzec nas przed wjazdem w inny samochód nawet w trakcie parkowania aż po poważne zdarzenia w ruchu drogowym. Te elementy razem tworzą bezpieczeństwo aktywne.
Fot. naTemat
Co jest w takim razie ważniejsze: bezpieczeństwo bierne czy aktywne?

To nie jest tak, że musimy między czymś wybierać. Biernego nie zmienimy. Ono po prostu jest i na szczęście w autach Skody jest zawsze na najwyższym poziomie. Auta mają po pięć gwiazdek w testach, bo tego elementu bezpieczeństwa nie da się zmienić już po wyprodukowaniu samochodu. Unia Europejska ma zresztą bardzo duże obostrzenia w tej kwestii. Auta niebezpieczne w ogóle nie mogą wchodzić do sprzedaży.

Natomiast co do bezpieczeństwa aktywnego: lepiej mieć pięciu asystentów niż dobry system audio – i mówię to jako audiofil. Bardziej postawiłbym na te urządzenia, które zapobiegają wypadkom, niż na wyposażenie powodujące wyższy komfort fizyczny. Bo ten komfort psychiczny, który nam ci asystenci zapewnią, jest niebywały. To niesamowite, co potrafią nowoczesne Skody. Kierowca spojrzał w witrynę sklepową, a samochód sam się zatrzymał prze przeszkodą. Tak po prostu.

Tak naprawdę te technologie są coraz bardziej dostępne. One nie kosztują wielkiego majątku. Początkowo adaptacyjny tempomat był dostępny tylko w bardzo drogich autach, teraz jest także w niedrogiej, miejskiej Fabii.

Którzy z tych asystentów są najbardziej popularni wśród klientów? Ich działalność odczuwają przecież zdecydowanie bardziej niż systemów.

Rzeczywiście ABS czy ESP działają w sytuacji krytycznej, do której dochodzi bardzo rzadko. Teraz zimą pedał hamulca będzie trochę częściej "terkotał", bo te systemy są bardzo sprawne, ale częściej korzystamy z tych urządzeń, które nam asystują. Obecnie w Skodach Kodiaq i Karoq można kupić pakiet asystentów, który robi duże wrażenie na klientach. Jadąc w tych samochodach w korku właściwie nie musimy nic robić. Nie musimy skręcać, hamować, przyspieszać. Samochód robi to wszystko sam, choć sam nie rusza ze względów bezpieczeństwa.
Fot. naTemat
Dlaczego?

Dojeżdżamy do skrzyżowania, pomiędzy nami a poprzedzającym autem jest przejście dla pieszych. Samochód przed nami rusza, a my wtedy moglibyśmy wpaść wprost w ludzi. Choć oczywiście to sytuacja skrajna, bo Skody potrafią "wyczuć" ludzi dzięki systemowi Pedestrian Monitor.

To naprawdę ułatwia życie. Nie trzeba się zastanawiać, czy auto się zatrzyma czy nie, ale trzeba być naturalnie skoncentrowanym. Klienci czy goście Szkoły Auto Skody często to podkreślają.

Tu w Poznaniu ile jest dni w roku ze śniegiem?

Będą ze dwa (śmiech).

To po co miałbym kupić Skodę z napędem 4x4?

4x4 nie przydaje się tylko wtedy, kiedy mamy bardzo śliską nawierzchnię. Nie tylko jak wjeżdżamy w jakąś polną drogę. Napęd na cztery koła powoduje, że mając duży moment obrotowy, bo to on napędza nasz samochód, ten napęd jest efektywnie przeniesiony na koła i w efekcie łatwo przyspieszamy.

To nie chodzi o ruszanie jako pierwszy spod świateł, ale jeśli musimy szybko włączyć się do ruchu, koła nam nie zabuksują, tylko ten samochód bardzo sprawnie ruszy.

Dodatkowo napęd 4x4 w Skodach jest napędem aktywnym. Jest przekazywany cały czas na wszystkie cztery koła, ale jest dozowany elektronicznie tak, żebyśmy mogli z niego skorzystać jak najefektywniej. Kiedy gwałtownie ruszamy, większość napędu jest przekazywana na tylną oś, która jest dzięki temu dobrze dociążona, a przednie koła prawie nie mają napędu.

Ten napęd działa w każdym zakręcie. Kiedy skręcamy w prawo, lewe koła są mocniej dociążone, żeby można było lepiej pokonać ten wiraż i nie zerwać przyczepności kołami, które są na wewnętrznej. A kiedy wyjeżdżamy ze śliskiego miejsca, to wystarczy, że chociaż jedno koło chwyci asfalt i wtedy napęd jest przekazywany w większości na to koło.
Fot. Skoda
A coś, co bardziej przemawia do wyobraźni?

Napęd na cztery koła jest zaletą kiedy jest ślisko, śnieg, ale naprawdę docenimy go, kiedy pojedziemy w góry. Zwłaszcza w takiej opcji, jaką proponuje Skoda. Jadąc po normalnej drodze ten napęd w nikły sposób trafia na tylną oś, choć ciągle jest. To jednak sprawia, że różnica w spalaniu między autem, które ma napęd na jedną oś a 4x4 takim jak w Skodzie, wynosi tylko 10-15 proc.

W autach z tradycyjnym napędem na cztery koła różnica jest znacznie większa: nawet 40-45 proc. Ale musimy pamiętać: mając napęd na cztery koła potrzebujemy też bardzo dobre opony.

To kto powinien zdecydować się na taki napęd?

Nie da się tak powiedzieć zero-jedynkowo. Napęd 4x4 znacząco ułatwia jazdę, zwłaszcza w niektórych sytuacjach, do których przeciętny kierowca raczej nie dopuści.

Posłużę się przykładem. Bardzo często klienci pytają o o pojemność silnika, a potem o moc. A moc to prędkość maksymalna. Nie pytają o moment obrotowy, czyli wyznacznik uśmiechu na twarzy. To przecież on w dużej mierze odpowiada za to, jak przyspiesz auto.

Z napędem na cztery koła możemy nie dochodzić do tych granicznych wartości mocy. Możemy mieć Superba z 280 KM, ale on i tak jest ograniczony elektronicznie do 250 km/h. Nigdy nie wyciśniemy z niego wszystkiego. Natomiast z momentu, który tam jest, będziemy korzystać ciągle. Moment obrotowy w aucie z napędem na cztery koła będzie przekazywany bardzo efektywnie. Kierowca będzie czuł, że to auto z nim współpracuje.

Wróćmy do asystentów. Z pana perspektywy który jest najciekawszy?

Kiedy się pokazuje różnych asystentów i to klientom, i świeżym pracownikom Skody, i jakimś innym osobom, to największe wrażenie robi Emergency Assist. On ma zadziałać wtedy, kiedy coś się stanie niedobrego z kierowcą. Zasnę, zasłabnę.

Jak to działa?

Załóżmy, że jadąc po drodze ekspresowej czy krajowej mamy włączony tempomat, mamy włączony Lane Assist i ten Emergency Assist, który jest dostępny w Superbie, Kodiaqu i Karoqu.
Fot. naTemat
Nagle kierowca przestaje reagować, nie prowadzi auta. Samochód przejmuje więc kontrolę i jedzie dalej, ale przez 10 sekund nic nie robi, następnie rozlega się sygnał dźwiękowy. Później jest kolejny, bardzo agresywny dźwięk, który ma za zadanie nas obudzić. Jeśli tego nie zrobimy, to po kilku sekundach samochód przyhamuje, ale na tyle agresywnie, że naprawdę trzeba zasłabnąć, żeby się nie obudzić. Jeśli znowu nie zareagujemy, zaczyna się procedura Emergency. Samochód zaczyna gwałtownie hamować, zapalają się światła awaryjne i pojazd zatrzymuje się w obrębie pasa, którym jechaliśmy.

Na autostradzie jeszcze można to jakoś ogarnąć, ale największe wrażenie ten system robi na drodze krajowej. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdybym zasnął i na krętej trasie pojechał prosto. Mógłbym zabić siebie i przypadkową osobę. Na mnie ten asystent robi olbrzymie wrażenie, ale i chyba na osobach, które pierwszy raz to widzą.

Co jeszcze wywołuje ten efekt "wow"?

Pedestrian Assist, czyli asystent monitorujący pieszych, jest niezwykle przydatny w mieście. Stąd zakres prędkości, przy których działa: od zera do 65 km/h. Asystent monitoruje pieszych i jeśli obliczy, że dojdzie do zderzenia, rozpoczyna procedurę. Powyżej 30 km/h ostrzega nas, a jeśli nie reagujemy, rozpoczyna hamowanie.

Natomiast poniżej tej prędkości rozpocznie hamowanie od razu. Na testach Euro NCAP jest to pokazywane, system działa bardzo sprawnie.

A co z systemem eCall? W tym roku było o nim głośno

Rzeczywiście, od kwietnia 2018 w nowohomologowanych autach wymagana jest fabryczna instalacja urządzenia, które samo wezwie pomoc. Emergency Call wykrywa, jeśli zostały uruchomione napinacze pirotechniczne pasów bezpieczeństwa lub poduszka powietrzna. To powoduje uruchomienie procedury. Urządzenie łączy się ze służbami i wzywa do nas jak najszybciej pomoc, w pierwszej chwili próbując nawiązać połączenie głosowe. Jeśli go nie ma, to cała akcja odbywa się automatycznie. Dzięki temu pomoc dociera szybciej.



Emergency Call w Skodzie działa w każdym państwie na świecie i dodajmy, że działa zawsze. Korzysta ze wszelkich dostępnych sieci, nie tylko GSM. Zasięgu nie ma tylko w skrajnych sytuacjach. Mi to się nie zdarzyło. I co ciekawe, łączy się w języku, który mamy w systemie samochodu. Możemy jechać na Korsykę, wynająć auto, zmienić język na polski i w tym języku zostanie nawiązane połączenie w razie wypadku.

Przy okazji przypominam o zapinaniu pasów - Emergency Call na tej podstawie odczytuje, ile osób może być poszkodowanych. Ponadto przesyłana jest paczka niezbędnych danych o naszym położeniu. Dzięki urządzeniu, służby znają nasze położenie z dokładnością do metra, wiedzą, po której stronie autostrady jesteśmy, ponieważ znają nasz kierunek jazdy, wreszcie wiedzą, jakim przeciążeniom zostaliśmy poddani.

Ten system może mieć każdy klient Skody?

Emergency Call to standardowe rozwiązanie w Superbie i Kodiaqu. W innych modelach można go dokupić, ale opłata to 1600 zł, a opieka trwa 14 lat. Więc nie jest to wielki wydatek po rozłożeniu na te lata. A poza bezpieczeństwem dodatkowo uzyskujemy inne usługi: ktoś troszczy się o nasz samochód, otrzymamy informacje o choćby świecącej się kontrolce, mamy przycisk do Assistance.

To pytanie chciałem zadać od początku: czy panu, jako trenerowi jazdy, zdarzyło się, że któryś asystent Skody uratował skórę?

Wiele razy! Pamiętajmy, że jesteśmy tylko ludźmi. Mam nawet taki rytuał związany z działaniem Front Assist, który sobie bardzo chwalę. Jak się zagapię na coś czy na kogoś obok drogi, a system zainterweniuje, to później z wdzięczności całuję dwa guziki na kierownicy.
Fot. naTemat

Artykuł powstał przy współpracy ze Skoda Polska.