Pojechałem do pięknej krainy, z której… wynoszą się ludzie. Tam sprawdziłem napęd 4x4 w Skodach
Byliście kiedyś w Laponii? Jeśli nie, to już zacznijcie odkładać pieniądze na podróż. To miejsce, które zimą na każdym kroku wygląda jak teledysk do słynnego kawałka "Last Christmas". Jednocześnie nawet przez moment nie zatraciłem pewnego poczucia grozy. Odległa północ, krótkie dni i bezkresne pustki. Dobrze, że miałem napęd na cztery koła.
Fot. Skoda
Wspomniane Ivalo to niewielka miejscowość (osada?) na północy Finlandii. Leży prawie na obszarze kola podbiegunowego (brakuje raptem dwa stopnie szerokości geograficznej), a jakbyście mieli ochotę skoczyć nad morze, to polecam nie Bałtyk, a morze… Barentsa. Jest bliżej. Już nie mówiąc o pobliskim jeziorze Inari, które swoimi rozmiarami zawstydza nasze Śniadrwy.
Jeśli to nie przemawia do Waszej wyobraźni, to pozostaje mi już tylko to zdjęcie:
Fot. Skoda
Do Ivalo trafiliśmy pod koniec listopada, a śnieg spadł dosłownie na zamówienie: dzień wcześniej. Finowie zachodzili w głowę, co się dzieje z pogodą, ponieważ według ich relacji to pierwsza taka sytuacja od… 60 lat. Że tak długo nie było śniegu.
Fot. Skoda
Nieprawdopodobny obiekt w środku niczego
Do samego Ivalo trafiliśmy nieprzypadkowo. Znajduje się tam bowiem tzw. Test World, najbardziej wysunięty na północ obiekt tego typu na świecie, gdzie mroźna zima trwa nawet 200 dni w roku. To właśnie tam testuje się auta przedprodukcyjne, ale i choćby... opony. Wszystko po to, żeby być pewnym że końcowy produkt poradzi sobie wszędzie.
Fot. Skoda
W tych arcytrudnych warunkach dostaliśmy "do zabawy" Skody Kodiaq, Karoq i Octavia. Oczywiście w terenowych odmianach Scout. Z całego zaplecza torowego nie korzystaliśmy, bo byłoby to chyba zresztą niemożliwe. Z racji jego rozmiarów.
Fot. Skoda
Pozostałe odcinki nie były mniej wymagające: przejazd przez zadaszony tor, gdzie w pewnym momencie wyłączono nam… światło – oraz slalom. Po lodzie. Kompletny odlot.
Fot. Skoda
Pierwsze spostrzeżenie? Napęd 4x4 w Skodach naprawdę daje radę. Wbrew obiegowej opinii nie jest to napęd "dołączany", a stały. Czyli nie jest tak, że napędzana jest jedynie przednia oś, a w skrajnych warunkach napęd trafia także na tył.
Tutaj napęd zawsze trafia na wszystkie cztery koła, choć każda Skoda tym napędem bardzo swobodnie żongluje. W komfortowych warunkach przednie koła otrzymują ponad 90 proc. mocy, a tylne zaledwie kilka proc. Nigdy nie jest jednak tak, ze jedna z osi zostaje "odłączona".
Fot. Skoda
I mogę szczerze powiedzieć, że jeśli was nagle zasypie w Polsce gdzieś w górach, ale będziecie mieć takie auto z napędem 4x4 i w miarę sensownymi zimówkami, to raczej nie zostaniecie tam do odwilży. Czy to Kodiaq, czy Karoq, czy nawet Octavia – każde z tych aut z napędem 4x4 dawało duży komfort jazdy po śnieżnych torach. I wcale nie chodzi o jazdę pięć kilometrów na godzinę – naprawdę można było się rozpędzić.
Fot. Skoda
W każdym razie po wyłączeniu systemów widać, jak dużo dają one kierowcy. Auta momentalnie przestały być tak przewidywalne, choć z drugiej strony zaczęły się ochoczo ślizgać po śniegu, wręcz trochę jak auta z napędem na tył. Kupa zabawy, ale nie róbcie tego na drodze publicznej. To jednak był zamknięty tor.
Fot. Skoda
W tym miejscu od razu uspokajam właścicieli Karoqów czy też tych, którzy po prostu noszą się z zakupem tego modelu: mniejszemu SUV-owi w gamie Skody także niczego nie brakuje. Po prostu mam inny gust.
Fot. Skoda
Warto także podkreślić, że jazda Skodami 4x4 była bezpieczna nie tylko pomimo dużej ilości śniegu, ale i… ogólnych ciemności panujących w Finlandii. Kto uważał na geografii, ten wie, że zima i okolice koła podbiegunowego to dość zdradliwa kombinacja. Dzień w Finlandii jest nawet krótszy, niż sobie wyobrażałem.
W praktyce około dziewiątej rano, kiedy wyjeżdżaliśmy na tor, w Ivalo panowały jeszcze egipskie ciemności. Po dziesiątej robiło się mniej więcej tak, jak u nas około siódmej rano. A po piętnastej piękny zachód słońca i znowu ciemności. I znowu – Skody były w tym terenie na tyle sprawne, że wybaczały błędy spowodowane np. kiepską widocznością. Czyt. ciemnością.
Wracam do tych warunków ciągle, bo to naprawdę niesamowite doznanie. W Polsce tego po prostu nie ma. Jednak jeszcze bardziej niż sama jazda oczy otworzył mi kelner... właśnie od nas, z Polski, który pracował w hotelu, w którym nocowaliśmy. Chłopak ma swój dom jeszcze kolejne 140 kilometrów na północ i, jak się pewnie domyślacie, mieszka w środku niczego. Gęsty las, śnieg, puste drogi i renifery. Bo ludzi tam naprawdę niewielu.
Do Finlandii trafił razem z narzeczoną, ale ona nie wytrzymała tego trybu życia. Został więc sam, co w sumie pasuje do tego miejsca na ziemi. W północnej Laponii trzeba bowiem albo żyć z turystyki, albo po prostu… cenić ten stan odcięcia od świata.
Fot. naTemat
Do naszego hotelu dojeżdżał na dwa dni w tygodniu, dwa dni pracował jeszcze w innym. Trzy pozostałe spędzał – jak mniemam – właśnie w swoim domu, w kompletnej głuszy. Gdybym był na jego miejscu, chciałbym właśnie auto z napędem na cztery koła.
Fot. Skoda