Katarzyna Lubnauer #TYLKONATEMAT: Czas na Koalicję Europejską. Mam nadzieję, że wszyscy będą w tym dziele odpowiedzialni

Jakub Noch
System przeliczania głosów metodą d'Hondta sprawia, że przy politycznych podziałach można stracić naprawdę wiele – mówi #TYLKONATEMAT Katarzyna Lubnauer. Szefowa Nowoczesnej z matematyczną precyzją wyjaśnia nam powody, dla których nadal chce rozmawiać o koalicji z PO. A wcześniej bez owijania w bawełnę mówi, dlaczego jest po stronie nauczycieli, którzy zapadli na "belferską grypę"...
Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Ma pani nauczycielskie doświadczenie w swoim życiorysie. Czy identyfikuje się pani z kolegami po fachu, którzy masowo zapadli na "belferską grypę"?

Rozumiem ich motywację, wynika ona z kilku, nakładających się na siebie czynników. Po pierwsze, chodzi o fatalną reformę edukacji, która nie została zaakceptowana przez bardzo dużą część środowiska nauczycielskiego. A to dlatego, że z jednej strony nie miała ona żadnych merytorycznych podstaw, a z drugiej wydano na nią olbrzymie środki.

Do tego doszły dodatkowe perturbacje – zwolnienia, łączenie pracy w kilku szkołach na jeden etat, chaos z 6-latkami, a teraz problem z dwoma rocznikami idącymi do liceów.


Przede wszystkim nauczycielom chodzi jednak o warunki płacowe. PiS powiedział, że daje im trzy podwyżki po 5 proc., ale tak naprawdę rząd w dużym stopniu finansuje je... ze środków samych nauczycieli.

Z jednej strony zabrano im pewne dodatki, a jednocześnie wydłużono czas awansu zawodowego, każdy etap przedłużono z 2 do 3 lat. Skutek jest taki, że nauczyciele zapłacą za podwyżki z własnej kieszeni!

Niedawno mieliśmy "psią grypę" w policji, ale szefowi MSWiA Joachimowi Brudzińskiemu dość szybko udało się znaleźć na nią antidotum. Sądzi pani, że Anna Zalewska w MEN znajdzie podobną receptę?

Tym antidotum Brudzińskiego były dodatkowe pieniądze. Problem w tym, że pozycja pani Zalewskiej w rządzie jest dużo słabsza. Raczej nie ma ona szans na negocjowanie sytuacji nauczycieli w podobny sposób, jak przed 11 listopada zrobił to szef MSWiA, bo bardzo zależało mu, by policja wróciła do normalnej pracy.

Jednak nauczyciele widzieli, że policjanci wywalczyli poprawę warunków płacowych, dodatkowo rządzący ciągle mówią o wysokim wzroście gospodarczym i świetnej kondycji budżetu. Po co ludziom wzrost gospodarczy, gdy nie czują go w swoich kieszeniach?

Co więcej w obszarze gospodarki płace w ciągu ostatnich 3 lat wzrosły o ok. 20 proc., czyli o wiele więcej niż nauczycielom się dziś proponuje. Jednocześnie Polacy oceniają, że koszty życia we wspomnianym okresie wzrosły nawet o 60 proc. Nauczyciel de facto nie będą zarabiać więcej, ale z roku na rok będą odczuwać w kieszeni coraz mniej, jeśli ocenią koszt życia.

Czy ten nauczycielski protest może zrobić wrażenie na prawdziwych decydentach z Nowogrodzkiej?

Wszystko zależy od tego, czy protest zrobi się uciążliwy dla rodziców. Jeśli "belferska grypa" wywoła silne emocje i opinia publiczna zacznie żądać, by PiS coś z tym zrobiło, to szanse na zwycięstwo nauczycieli znacznie wzrosną. Możliwe też, że wtedy PiS będzie szczuć na nauczycieli, tak jak teraz robi to wobec sędziów, a kiedyś wobec lekarzy.

Wiele grup zawodowych – w tym właśnie nauczyciele – są często szantażowani hasłami o odpowiedzialności za społeczeństwo. Mówią im, że nie powinni protestować, bo odpowiadają za dzieci. Tylko, że ta odpowiedzialność spada przede wszystkim na rząd, który powinien zadbać, by do takich protestów nie musiało dochodzić.

W przypadku tego rządu odpowiedzialność jest jeszcze większa, gdyż wyjątkowo "niefrasobliwie" podchodzi on do wydawania publicznych pieniędzy. Polacy widzą, jak PiS nie ma problemu, gdy trzeba wydać dodatkowy miliard na TVP o spadającej oglądalności. Widzą też, że marszałek Sejmu Marek Kuchciński horrendalne kwoty wydał na szable dla swoich strażników, a marszałek Senatu Stanisław Karczewski rozrzutnie zamawia swe portrety.

Wygląda to więc tak, jakby władza miała pieniądze, ale wydawała je głównie na własne zbytki, na partyjne "PiS-ancjum". Nauczyciele od lat czują się zaniedbywaną grupą, rządy się zmieniają, ale ich sytuacja dalej jest zła. Dlatego to też tak sfeminizowany zawód.

Mówi się, iż w PiS rozważany jest już scenariusz zmiany na czele MEN. Czy dymisja Anny Zalewskiej w jakiś sposób przyczyni się do poprawy sytuacji nauczycieli?

Bez wątpienia Anna Zalewska nie jest lubiana. A to głównie dlatego, że źle zarządza polską edukacją. Wymyślona przez PiS likwidacja gimnazjów wyszła jako tako tylko dlatego, iż sprawnie działają polskie samorządy i to one wzięły na siebie ciężar odpowiedzialności. Ba, zrobiły to w tempie ekspresowym. Dzięki samorządowcom uratowano tę reformę na tyle, ile było to możliwe.

Czy zatem personalna zmiana w MEN coś da? Wiemy, jak takie zmiany kończyły się w resortach dyplomacji, rolnictwa, czy obrony. No szału po tych zmianach nie ma... Cudów się nie spodziewam, ponieważ ławka w PiS jest króciutka.

Tuż po Nowym Roku pełną parą muszą ruszyć przygotowania do kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Jesteście w Nowoczesnej gotowi? Otrząsnęliście się po ostatnich problemach?

Do wyborów europejskich jesteśmy właściwie najlepiej przygotowani ze wszystkich partii, ponieważ Nowoczesna jest najbardziej proeuropejską partią w Polsce. Od początku naszego istnienia skupialiśmy się na kwestiach unijnych ,w tym postulowaliśmy wejście Polski do strefy euro. Wtedy jako jedyni.

Unia Europejska to dla Nowoczesnej nie tylko finanse, ale też zestaw pewnych wartości. Walczymy o to, by były one powszechne także w Polsce. Europa to też model życia.

Czy skoro macie tak "naturalne przygotowanie" do wyborów europejskich, to rozważacie samodzielny start?

Każda partia musiała taki scenariusz rozważać, ale... Gdyby te wybory do PE były w innym momencie historii Polski, uważałabym, iż pomysł osobnego startu może być traktowany poważnie. Rzeczywistość jest jednak taka, iż wiosenne wybory europejskie stanowią preludium do wyborów parlamentarnych, które będziemy mieli jesienią 2019 roku.

Muszą więc być jasnym, silnym sygnałem dla społeczeństwa, że opozycja jest silna i współpracująca. Jeśli to nie uda się w wyrobach do PE, możemy przegrać najważniejszy bój o Sejm i Senat. Rozmawiamy więc teraz z naszymi partnerami z opozycji o jak najlepszym porozumieniu. O koalicji, która powinna być różnokolorowa, oparta o autonomiczne podmioty, taka, w której odnajdzie się każda prodemokratyczna partia i każdy wyborca.

Z Platformą Obywatelską też rozmawiacie?

W te chwili najintensywniejsze rozmowy trwają z Polskim Stronnictwem Ludowym, Unią Europejskich Demokratów i Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Ta ostatnia sytuacja na linii Nowoczesna-PO dość naturalnie zaburzyła wzajemne zaufanie.

Mamy jednak świadomość, iż tę opozycyjną koalicję trzeba budować tak, by była najsilniejsza. Oczywiście rola PO w tych rozmowach jest kluczowa, ale piłka jest po ich stronie boiska.

W negocjacjach koalicyjnych nadal czuje się pani partnerką, czy po tym ostatnim osłabieniu Nowoczesnej pozostaje jedynie rola petentki?

O to właśnie chodzi, jak kto kogo traktuje... Podobno zawsze warto wszystkich partnerów traktować z szacunkiem. Zauważmy, że – poza jedną – wszystkie partie opozycyjne mają podobne poparcie. Rozmawiamy teraz z partiami, które mają od 4 do 7 proc., ale razem, to już jest kilkanaście procent. Wierzę w sens tych rozmów i przewidywalność partnerów. Odtworzyliśmy też klub Nowoczesnej w Sejmie, co daje nam dodatkową siłę.

Jednocześnie wszyscy na opozycji wiemy, że w wyborach sejmowych każdy punkt procentowy będzie ważny. W systemie d'Hondta nawet półtora punktu procentowego przekłada się na około 20 mandatów do Sejmu. Powszechna jest wśród nas także świadomość, że nie ma opcji powrotu do 2015 roku. Wtedy byliśmy podzieleni i przegraliśmy. A PiS łatwo było uderzać w przeciwników, którzy tworzyli poprzednie rządy.

Stare partie łatwiej atakować niż szeroką koalicję. Zbudowaliśmy z Grzegorzem Koalicję Obywatelską i ona się w wyborach samorządowych sprawdziła. Teraz czuję, że czas na nową, wielką Koalicję Europejską. Mam nadzieję, że wszyscy będą w tym dziele odpowiedzialni.

Wśród polityków i wyborców jest całkiem spore grono, które kibicuje projektowi koalicji Nowoczesnej, PSL, SLD i kilku innych środowisk, stanowiącej "trzecią drogę" między PiS a PO. Czy wspomniany przez panią Victor d'Hondt nie jest jednak największym wrogiem takiego projektu?

Odpowiedź jest jednoznaczna: d'Hondt w wyborach sejmowych sprzyja dużym, zwycięzca bierze premię za słabość i podziały pozostałych. System przeliczania głosów metodą d'Hondta sprawia, że przy politycznych podziałach można stracić naprawdę wiele. W wyborach do PE sytuacja wygląda trochę inaczej, ale one powinny być symbolem nadziei zwycięstwa w sejmowych. Każdy zapamięta mapę z wieczoru wyborczego 26 maja.

Czym skończy się brak rozsądku, niepoważne traktowanie partnerów? Pamiętamy przecież porozumienie SLD i Twojego Ruchu, które osiągnęło w wyborach 7,5 proc., ale nie weszło w ogóle do Sejmu. Można też spojrzeć na przykład Nowoczesnej i ruchu Kukiz'15 z ostatnich wyborów. Różnica 1,2 pp. na korzyść kukizistów przełożyła się na aż kilkanaście mandatów więcej.

Właściwie można dać bardziej spektakularny przykład, który tłumaczy, o co chodzi z tym d'Hondtem. PiS zdobyło prawie 100 mandatów więcej od PO, choć różnica w poparciu wyniosła tylko ok. 14 proc, czyli mniej niż miały w sumie Nowoczesna i Lewica. Co więcej, PiS zdobyło tylko 37,5 proc. głosów, a dzięki metodzie d'Hondta ma samodzielną większość w Sejmie.

Ale Wielka Koalicja nie będzie sukcesem, jeśli nie da Polakom poczucia, że są w niej w stanie znaleźć swoje ideały i poglądy, jeśli nie będzie oparta na różnicach.

Ma pani odczucie, że polscy wyborcy jeszcze potrzebują Nowoczesnej?

Jak widać po sondażach, jest co najmniej kilka procent Polaków, którzy chcą głosować na Nowoczesną, kilka kolejnych w elektoracie PO, którą kojarzą jeszcze z Koalicją Obywatelską. I wiedzą, dlaczego popierają akurat naszą partię.

Nie ma żadnej innej formacji w Polsce, która jest tak jasno określona z bardzo liberalnym podejściem do gospodarki w połączeniu z liberalizmem światopoglądowym oraz podejściem proekologicznym. I tak proeuropejskiej. Nam nie brakuje odwagi i merytoryczności w pokazywaniu naszej wizji dobrze zorganizowanej, europejskiej Polski, która szanuje wolności obywatelskie.

Pakiet wartości i ideałów Nowoczesnej jest po prostu unikalny. A skoro wypełnia on zapotrzebowanie wśród pewnej grupy wyborców, to dowód, iż jesteśmy na scenie politycznej potrzebni. Pokazaliśmy też, że potrafimy tworzyć koalicje, potrafimy być lojalnymi koalicjantami. Rozumiemy jaka spoczywa teraz na nas odpowiedzialność za nasze ideały, ale też za kraj. Ja to bardzo dobrze rozumiem.