Duda odwołał ambasadora, prawica w euforii: "nareszcie!". Za co tak go nie lubili?

Adam Nowiński
Prezydent Andrzej Duda odwołał Jana Piekło ze stanowiska ambasadora RP na Ukrainie. Po tej decyzji niemal cała polska prawica powiedziała głośne "nareszcie" i wylała na ambasadora morze hejtu. O tym, skąd się wzięła taka niechęć do Jana Piekło i jak wyglądają obecnie stosunki polsko-ukraińskie, rozmawiamy z Jerzym Rejtem, byłym przewodniczącym Związku Ukraińców w Polsce.
Jan Piekło mocno podpadł skrajnej prawicy w Polsce swoim stosunkiem do Ukraińców. Fot. Kamila Pitucha / Agencja Gazeta
Prawica jest przeszczęśliwa, że prezydent odwołał ze stanowiska Jana Piekło. Niektórzy piszą otwarcie, że już sam jego wybór był wielkim błędem. Skąd ta niechęć?

Na pewno bierze się ona z czasów działalności pana Piekło jeszcze zanim został ambasadorem na Ukrainie. Jego tamten dorobek jest tu znaczący. Działając w sektorze NGO-sów, promując projekty wspierające zmiany na Ukrainie, naraził się na brak sympatii i negatywną ocenę ze strony polskiej prawicy.

Dlatego nie spodobał się im wybór pana Piekło na ambasadora i stąd teraz te radosne opinie, że "wreszcie kończy swoją misję i został odwołany". A pan jakby go ocenił?


Pozytywnie! Zarówno jeśli chodzi o jego wieloletnią działalność na rzecz Ukrainy i relacji polsko-ukraińskich, ale przede wszystkim za jego chęć szukania kompromisów we wszystkim. Dialog międzynarodowy nie polega na okopaniu się na pozycjach, które do niczego nie prowadzą. Trzeba rozmawiać.

Prawica, bazując w sumie na jednej wypowiedzi ambasadora, zarzuca mu uległe stanowisko wobec Ukrainy i kwestii historycznych, takich jak sprawa UPA czy rzezi wołyńskiej.

Trzeba zdiagnozować najpierw, czego oczekuje prawica i polscy nacjonaliści. Jeżeli to ma być głos atakujący Ukrainę, to on nigdy nie będzie zaspokojony przez żadnego ambasadora. Te środowiska nie mogą zrozumieć jednego: po pięciu latach Ukraina jest inna, niż przed Majdanem i za czasów Janukowicza.

Jeśli przyjmuje się tylko swoją rację stanu, a nie widzi się, co stało się z Ukrainą w ciągu tych pięciu lat, to w stosunkach polsko-ukraińskich nic się nie zmieni, albo zmieni się, ale na gorsze. Ci, którzy teraz oceniają ambasadurę Jana Piekło, są w błędzie. A jaka jest teraz Ukraina? Co się zmieniło?

Przede wszystkim sama zaczyna decydować o sobie. Dzisiaj Ukraina artykułuje swoje racje i trzeba się z nimi liczyć. A historia w rozmowach z Ukraińcami nie może być głównym tematem. Ona jest ważna, ale nie może być jedyna i warunkować kształtowanie się relacji polsko-ukraińskich.

A scenariusz dyplomatyczny, w którym opiera się stosunki i rozmawia tylko o historii, to scenariusz rosyjski. To w nim robi się wszystko, żeby każdą kwestię sprowadzać do historii. Czy naprawdę chcemy tak prowadzić politykę? Niestety nie ma tej świadomości, że "twarde stanowisko", czy też "jedyne słuszne" nie może być narzucane jednej stronie przez drugą. To nie jest rozwiązanie problemów.

Ukraina przeżywa teraz trudne momenty, bo toczy się na jej terenie wojna, ale proszę zwrócić uwagę, że nie zamyka się na dialog. Cały czas ma także otwartą możliwość wejścia do Europy, a przy tym buduje swoją niezależność – widać to chociażby na przykładzie oderwania się niedawno cerkwi ukraińskiej od moskiewskiej.

Problem w tym, że my chyba nie bardzo chcemy rozmawiać...

Dokładnie, przecież teraz Poroszenko jedzie załatwiać sprawy prosto do Merkel, albo do Macrona, czy administracji Trumpa. A Polska jest coraz bardziej dystansowana od spraw Ukrainy. To smutne, bo jeszcze kilka lat temu to my byliśmy mediatorami i tymi, którzy mówili na świecie o Ukrainie.

W tej chwili nie chciałbym, jako obywatel Polski, znaleźć się za kilka lat w sytuacji, jak powstanie nowa lista przyjaciół Ukrainy, że Polska znajdzie się na jej szarym końcu. A będzie tak, jeśli teraz na Ukrainie pojawi się następca pana Piekło i będzie reprezentował tę wymaganą przez prawicę twardą i roszczeniową postawę.

Powiem więcej, jeśli nic nie zrobimy, żeby polepszyć te stosunki i polepszyć byt Ukraińców w Polsce, to niedługo będziemy borykali się z innymi, gospodarczymi problemami. Wyjdzie, że Ukraińcy nie bedą chcieli u nas pracować, bo pojadą do Niemiec, które już przygotowały się na napływ pracowników z Ukrainy. A u nas nie będzie komu ich zastąpić.

To jak można podsumować obecne stosunki polsko-ukraińskie?

Są złe – po prostu. Nasi dyplomaci i politycy, zarówno polscy jak i ukraińscy, powinni pomyśleć nad ich poprawą, zrobić nawet ten krok do tyłu. Bo każda ze stron nie jest bez winy i do obu mam pewne uwagi. Powinno się wyłożyć na stół wszelkie sprawy, które denerwują i uświadomić sobie, że trzeba szukać kompromisów.

To da się zrobić. Ja organizując chociażby seminaria historycznie Światowych Związków Żołnierzy AK wprowadziłem zasadę, że tematy trudne, dotyczące lat 40. XX wieku musze być prezentowane z dwóch stron. Po przedstawieniu obu stanowisk spisuje się elementy, z którymi obie strony się zgadzają, a z którymi nie. Nie neguje się jakiejkolwiek postawy spornej, ale podkreśla po prostu, że nie ma w tej kwestii zgody.

Tak samo można zrobić w stosunkach polsko-ukraińskich. Nie wolno narzucać komuś swoich racji. Należy spisać taki protokół zbieżności i rozbieżności, a jeśli teraz nie możemy się dogadać, to może zrobią to przyszłe pokolenia. Bo w tym momencie mówi się Ukraińcom, żeby przyjęli polską rację stanu dot. niektórych kwestii historycznych. Możemy zaakcentować narrację polską i narrację ukraińską i powiedzieć, że się tu nie zgadzamy. Trzeba rozmawiać.

I do tych złych stosunków polsko-ukraińskich dołożył swoją cegiełkę Jan Piekło?

Nie, myślę, że pan ambasador był osobą, która próbowała łagodzić spory i prowadzić dialog. Ale trzeba powiedzieć szczerze, że ani on, ani jego następca nie był i nie będzie osobą decyzyjną w układaniu tych relacji. Oni wykonują tylko to, co im się zleca z Warszawy. Czyli Jan Piekło przez swoją pokojową postawę okazał się nieodpowiedni, niewygodny?

Trudno mi to ocenić. Myślę, że pan Piekło był ambasadorem, który miał łagodzić sytuację na Ukrainie. Kiedy w Polsce koła decyzyjne zaostrzały kurs w stosunku do Ukrainy, przestawał tam pasować.

Mówi sie nawet, że Piekło stracił posadę w Kijowie, bo politycy PiS bali się, że narodowcy wykorzystają przeciwko nim słabą postawę ambasadora wobec Ukrainy...

Niestety stało się tak, że relacje zewnętrzne Polski są wmontowane w politykę wewnętrzną naszego kraju. Sprzęgły się też z kolejnymi wyborami, a przecież przed nami są wybory do Parlamentu Europejskiego, do polskiego parlamentu i wybory prezydenckie. Polityka zagraniczna jest elementem kampanii wyborczej, szukania elektoratu i utwierdzania go w jakimś przekonaniu.

Dlaczego do tej pory nie usłyszeliśmy wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Ustawy o IPN? Kwestia związana ze społecznością żydowską została rozwiązana. A co z Ukraińcami? Ukraina na razie czeka spokojnie na wyrok, ale jestem przekonany, że będzie on skierowany przeciwko niej. I będzie to oczywiście także element kampanii, o którym niebawem na pewno usłyszymy.

Kto może zastąpić Jana Piekło?

To zależy, która opcja w PiS-ie będzie o tym decydowała. Dzisiaj za wcześnie o tym mówić.

***
Jerzy Rejt uważa, że polski rząd prowadzi złą politykę wobec Ukrainy.Fot. commons.wikimedia.org / Jarosław Hirny / CC-BY-SA-4.0
Jerzy Rejt – działacz mniejszości ukraińskiej w Polsce, pierwszy przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce (1990–1996), prezydent Europejskiego Kongresu Ukraińców (1995–1996), przewodniczący Rady Głównej Związku Ukraińców w Polsce (1996–1998). Przez pewien okres doradzał ambasadorowi RP na Ukrainie.

W 2004 r. brał udział w pracach Stowarzyszenia "Wolna Ukraina" organizującego w Warszawie akcje wsparcia "Pomarańczowej Rewolucji" oraz wyjazd 200 polskich obserwatorów (w ramach Polskiej Misji Obserwacyjnej) na wybory prezydenckie na Ukrainie.