Popularny trik na dotrzymanie postanowień noworocznych. Problem w tym, że... nie działa

Ola Gersz
Więcej spacerów, książek, warzyw, pozytywnego myślenia, spotkań z przyjaciółmi. Mniej narzekania, słodyczy, stresu, zakupów, wymówek. Na fali zmęczenia postanowieniami noworocznymi wiele osób rezygnuje z tworzenia długich list w stylu "w tym roku zacznę to" i "przestanę robić to". Teraz króluje metoda więcej/mniej. Jednak czy jest to przepis na sukces?
Większość z nas zaczyna każdy od spisania noworocznych postanowień Fot. juliarothman / Instagram
Postanowienia noworoczne potrafią być koszmarem.

31 grudnia spisujemy w nowym, pachnącym nowością kalendarzu cele na każdy rok ("to będzie mój rok", "ten rok będzie lepszy"). "Schudnę", "zapiszę się na siłownię", "będę więcej czytała", "zacznę biegać", "przestanę jeść słodycze", "będę mniej czasu spędzał na Facebooku" – zapisujemy skwapliwie, jeszcze pełni chęci i zapału.

Ale powoli dochodzi do głosu życie. Mijają miesiące, a my nadal ważymy tyle, ile ważyliśmy w Sylwestra, karnet na siłownię niszczeje w portfelu, buty do biegania kurzą się w szafie i wciąż spędzamy na mediach społecznościowych całe godziny. W rezultacie jesteśmy zdołowani, a poczucie naszej wartości niebezpiecznie dryfuje ku zeru. Jesteśmy beznadziejni! Stoimy w miejscu! – płaczemy bezgłośnie, chowając się pełni wstydu pod kołdrę.


Mimo to kolejnego 31 grudnia znowu piszemy listę noworocznych postanowień. Bo tym razem się uda i ten roku już na pewno będzie należał do nas...

Oczywiście wszystko zależy od osoby – niektórym naprawdę udaje się osiągnąć swoje cele. I tylko im pozazdrościć determinacji i siły! Większość z nas jednak pada na drodze do "doskonałości" jak muchy.

Jednak, niezależnie od tego czy lubi się postanowienia noworoczne, czy też się nimi gardzi, początek roku to dobry moment na rozpoczęcie w życiu – nawet małych – zmian. Warto spróbować żyć zdrowiej i pełniej, a 1 stycznia wiele z nas nabiera pędu do dzieła, szkoda więc w ogóle z tego nie skorzystać. Może tak naprawdę sukces zależy nie od nas, ale od... samych postanowień? Może trzeba je jakoś przeformułować?

Myśleć tak zaczyna coraz więcej osób. Dlatego coraz więcej ludzi rezygnuje z karkołomnego pisania długich epopei pod tytułem "przestanę palić" i "zacznę uprawiać sport", ale idzie w minimalizm – notatki more/less, czyli swojskie "więcej tego/mniej tamtego". Wierzą, że to pomoże im bardziej w drodze do samorealizacji.

Nie jest jednak aż tak różowo.

Więcej warzyw, mniej masła
Jak to wygląda? Bardzo prosto.

Bierzemy kartkę papieru i dzielimy ją na dwie części, na górze pierwszej z nich piszemy "więcej" (more), a drugiej – "mniej" (less). Następnie zastanawiamy się czego w życiu chcemy mieć odpowiednio więcej i mniej i wpisujemy to w pojedynczych słowach w każdej z kolumn.

Pomysł opisała wydawczyni nowojorskiego magazynu The Cut Stella Bugbee. Grudzień ją zmęczył i przytłoczył (jak wielu z nas w okresie przedświątecznym), Bugbee zaczęło więc brakować inspiracji i motywacji. Czuła się zmęczona i pusta w środku. Nie pomogły jej ani lekcje jogi, ani słuchanie motywacyjnych podcastów, czy czytanie biografii. "Zeszły tydzień spędziłam w domu z moimi dziećmi. Słuchałam muzyki, gotowałam i wypełniałam domowe obowiązki, takie jak pranie czy robienie porządków w szufladzie. Nie było to nic wielkiego czy znaczącego, ale okazało się, że codzienne zajęcia – które zakorzeniały mnie w moim własnym życiu – były tym, czego potrzebowałam" – pisze.

Amerykanka zauważyła, że "prostota domowego życia – krojenie pietruszki i mycie blatów" sprawiła, że znowu poczuła się sobą i poczuła satysfakcję i spokój. "Po raz pierwszy od dawna odpoczęłam, poczułam się zrelaksowana" – wyznaje dziennikarka.

Inspirując się listą więcej/mniej, którą na swoim Instagramie zamieściła ilustratorka JJulia Rothman, Bugbee postanowiła więc zrezygnować w 2019 r. z typowych postanowień (którą swoją drogą uwielbia) i skupić się nie na "wielkich obietnicach, ale małych pragnieniach".

Pod "more" Bugby wymieniła sześć rzeczy: książki, oliwa z oliwek, pływanie w oceanie, Hermes (francuska marka modowa), czas z przyjaciółmi, uroczyste kolacje, szachy, projekty artystyczne. Pod "less" – Twitter, masło, narzekanie, kompulsywne zakupy, wymówki, śmieci, fryzjer. Grunt to małe przyjemności
Jak widać na przykładzie Bugby i Rothman (więcej warzyw, słuchania, spacerów z psem, tańca i zabierania głosu, mniej bałaganu, katastroficznego myślenia, plotkowania, oczekiwań i... biustonoszy), chodzi po prostu o wsłuchanie się w siebie i zrozumienie czego potrzebujemy i pragniemy, a czego wcale nie.

Nie mamy więc inspirować się innymi ludźmi (w stylu "ona chodzi na siłownię, więc może i ja powinnam", "wszyscy mają już partnerów, może też muszę z kimś się związać"), ale pracować w nowym roku tylko nad tym, czego autentycznie chcemy.

Brakuje nam czasu z rodziną? Więcej familijnych spotkań. Chcielibyśmy poznawać nowych ludzi? Więcej spotkań z nieznajomymi. Mamy za duży cholesterolu? Mniej pizzy. Oglądamy za dużo telewizyjnych wiadomości i polityczne informacje doprowadzają nas do szału i burzą cały czas wewnętrzny ład? Mniej polityki. Kochamy przyrodę, ale nie jesteśmy z nią wystarczająco blisko? Więcej natury. Kupujemy za dużo plastikowych rzeczy? Mniej plastiku.

W "projekcie" mniej/więcej dopuszczalne są także uczucia i emocje. Podczas gdy postanowienia noworoczne w stylu "będę myślał pozytywniej" albo "przestanę się tak stresować" brzmią dość abstrakcyjnie i ciężko realizacyjnie, zapisy "więcej pozytywnego myślenia" i "mniej stresu" są zdaniem Stelli Bugby z The Cut dużo bardziej sensowne.

"Małe radości sprawiają, że czujesz się połączony z własnym człowieczeństwem" – pisze dziennikarka. I o to ma właśnie głównie w chodzić w tych postanowieniach noworocznych (które nie są stricte postanowieniami noworocznymi) 2.0 – więcej radości, spełnienia i satysfakcji, mniej nerwów, gniewu i pretensji. Czyli nie nowy rok, nowa ja, ale nowy rok, szczęśliwa ja. Przepis na sukces?
Tylko czy faktycznie metoda więcej/mniej ma szansę na powodzenie i jest lepsza od tradycyjnych postanowień? Jak się okazuje – nie do końca.

Zapytaliśmy o to life & business coacha Magdalenę Fiałkowską.

– Każde postanowienie noworoczne może zakończyć się powodzeniem, niezależnie od jego formy – mówi ekspertka w naTemat.pl. Podkreśla, że najważniejsze jest to, jak sami do niego podejdziemy oraz to, by cel był dla nas ważny.

– Duże znaczenie ma dzielenie celu na cele mniejsze, czyli zamiast "schudnę 15 kilogramów", "schudnę 2 kilogramy". Sukces jest wtedy łatwy do osiągnięcia i motywuje nas do dalszej pracy. Oprócz tego istnieje motywacja wewnętrzna i zewnętrzna. Wewnętrzna, czyli taka, gdy mówię sobie "od jutra uczę się włoskiego i od razu kupuję książki i zapisuję się na kurs". Ale tych osób jest dużo mniej niż tych, które potrzebują motywacji zewnętrznej, czyli przysłowiowego bata nad głową. Ktoś na przykład rzuca palenie, kiedy słyszy diagnozę, że ma nowotwór – mówi Fiałkowska.

A co konkretnie z metodą więcej/mniej? Zdaniem coacha tak zapisane postanowienia są za mało konkretne i – mimo że wydają się wyzwalające od reżimu, jakim dla wielu osób są cele na nowy rok – wcale nie muszą zakończyć się sukcesem.

– Takie abstrakcyjne postanowienia nie do końca działają. Jeśli postanowimy, że chcemy lepiej komunikować się z ludźmi, nasz mózg nie będzie wiedział o co chodzi. Będzie lepiej, jeśli konkretnie sobie założymy, że dwa dni w tygodniu spędzę z moją rodziną albo 15 minut dziennie będę uczyć się języka obcego. Jeśli ktoś ma tendencję do motywacji zewnętrznej, a chciałby schudnąć, to może pójść do dietetyka lub skorzystać z pomocy trenera na siłowni – tłumaczy Magdalena Fiałkowska. Coach zauważa też, że postanowienia muszą być realistyczne. A te, które widzimy na listach więcej/mniej w mediach społecznościowych niekoniecznie takie są (mniej Brexitu, więcej pokoju na świecie).

– Kiedy ktoś chce, żeby był mniejszy głód na świecie i mniejsze zanieczyszczenie powietrza, to może dołożyć do tego tylko malutką cegiełkę, ale za dużo nie zdziała jako jednostka. A to może być frustrując - mówi.

Czyli metoda więcej/mniej może pomóc nam ustalić w naszym życiu priorytety i ustalić hierarchię potrzeb. Najlepiej czujemy się z przyjaciółmi? Więcej spotkań z przyjaciółmi. Jesteśmy zmęczone makijażem? Mniej makijażu.

Jednak bez konkretów ani rusz. Spotkania z przyjaciółmi w co drugi weekend, makijaż tylko dwa razy w tygodniu – to zdaniem coacha może się udać. Bo same hasła mogą do niczego nas nie zmotywować.

Może więc warto zrobić dwie listy?