Polacy pokochali program o... oglądaniu telewizji. Uczestnicy stali się celebrytami

Katarzyna Michalik
Nie każdy się do tego przyznaje, ale wielu z nas lubi od czasu do czasu, po ciężkim dniu, odpocząć przed telewizorem, oglądając mało wymagające programy. Ale czy wyobrażacie sobie, że ktoś was wtedy nagrywa i pokazuje to na antenie telewizji? A jednak właśnie na tym polega "Gogglebox" - absolutny fenomen i hit ramówki TTV. Właśnie zapowiedziano 10. edycję programu!
"Gogglebox. Przed telewizorem" to program telewizyjny o... oglądaniu telewizji. Brzmi banalnie, ale ludzie go kochają Fot. Instagram/ ttv.pl
Format z Wielkiej Brytanii
"Gogglebox" powstał w 2013 roku w Wielkiej Brytanii i choć koncepcja show jest dosyć banalna, to na Wyspach zdobył ogromną popularność i doczekał się wielu nagród, w tym prestiżowego wyróżnienia od Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych (BAFTA).

Do Polski format przywędrował rok później i szybko podbił serca widzów. Oglądalność rosła z sezonu na sezon, w efekcie czego ostatnią, dziewiątą już, serię obejrzało ponad 600 tysięcy widzów.

Program o ludziach oglądających inne programy telewizyjne brzmi dość absurdalnie, bo w sumie co to za pomysł i kto to będzie oglądał?! Wbrew pozorom "Gogglebox. Przed telewizorem", opierający się właśnie na takiej koncepcji to absolutny hit. Ludzie pokochali sam format i jego bohaterów, którzy mają już status celebrytów.




Instagramowe konta wielu uczestników obserwuje po kilkadziesiąt czy nawet kilkaset tysięcy osób, a niektórzy z nich zostali zaproszeni również do udziału w nowym podróżniczym reality-show stacji - "Orzeł czy reszka".

Na czym to polega?
W każdym odcinku "Gogglebox.Przed telewizorem" kilka par bądź grup uczestników spontanicznie komentuje programy telewizyjne z danego tygodnia, jak np. "Rolnik szuka żony" czy "Kuchenne rewolucje", siedząc po prostu na kanapie we własnym mieszkaniu.
Mariusz Kozak komentuje programy telewizyjne wraz z Jackiem SzawiołąFot. Instagram/ kozakma


No właśnie - czy wypowiadane opinie aby na pewno mówione są bez scenariusza? I czy dzieje się to w prawdziwych domach czy zaaranżowanych na takowe studiach? Nasze wątpliwości rozwiewa Mariusz Kozak, jeden z barwniejszych i bardziej lubianych uczestników "Gogglebox'a".

– Nagrywamy we własnych mieszkaniach. Nie mamy scenografa, makijażystki ani reżysera. Mówimy to, co chcemy, bez żadnego scenariusza. Odcinki nagrywamy na bieżąco, zajmuje nam to mniej niż 10 godzin tygodniowo – opowiada.

Do programu może zgłosić się w zasadzie każdy, kto nie jest skrępowany obecnością kamer. Mariusz wspomina, że po obejrzeniu jednego odcinka doszedł do wniosku, że sam również sprawdziłby się w takiej formule, a kilka miesięcy później wraz z, dziś już byłym, partnerem otrzymali zaproszenie na casting.



– Podeszliśmy do tego totalnie na luzie, bez spinania się. Nie oczekiwałem od programu zbyt wiele, nie wiedziałem, że to tak się rozkręci – opowiada Kozak. – Potem nagraliśmy pierwszy odcinek i myślałem, że na tym się skończy. Nie miałem wielkiego parcia na szkło, chociaż jako mały chłopiec chciałem występować w TV.

Ludzie są pozytywnie nastawieni
Nasz rozmówca ma za sobą niemal 4 lata nagrań i decyzji o udziale nie żałuje. Jak zdradza, dzięki temu stał się bardziej pewny siebie, śmiały i przebojowy.

Na Instagramie obserwuje go już niemal 60 tysięcy osób, a i w "realu" często zdarzają się sytuacje, że fani zaczepiają go na ulicy. Zarówno wirtualne, jak i prawdziwe rozmowy mają w znakomitej większości pozytywny wydźwięk.

– Przeważają pozytywne reakcje, co mnie na początku dość dziwiło. Otrzymuje tygodniowo kilkaset życzliwych wiadomości od widzów. Często piszą, że dzięki nam zrozumieli, że "gej też człowiek”, szczególnie widzowie z małych miast i wsi – zdradza Mariusz. – Wiadomości z hejtami pojawiają się sporadycznie, zwykle z kont na Facebooku bez zdjęcia i znajomych. W ogóle nie zwracam na to uwagi, nie zaprzątam sobie tym głowy – dodaje.
Mariusz Kozak, bohater programu "Gogglebox. Przed telewizorem"

Na ulicy usłyszałem raz "ty pedale z telewizji”. Jak na niemal cztery lata kręcenia programu to bardzo mało...

Rzeczywiście rosnąca oglądalność programu świadczy o dużym zainteresowaniu widzów i przywiązaniu do występujących w nim bohaterów. Popularność formatu udowadnia zresztą, że czasem najbardziej banalny pomysł okazuje się najlepszy.

Widzowie wybierają prawdziwość
Zdaniem Mariusza Kozaka "Googlebox" fenomen zawdzięcza m.in. temu, że pokazuje różnorodność i odmienne punkty widzenia ludzi - tych z miast i wsi, z najróżniejszych stron Polski.

– To cały przekrój społeczeństwa, a każdy z bohaterów programu to mocna osobowość. Widzowie czują, że Gogglebox jest autentyczny, niewyreżyserowany i lubią podglądać nas w domach. To też fajny przegląd telewizyjnego tygodnia – mówi. – Zresztą chyba każdy, z czy bez obecności kamer, komentuje zabawnie to, co akurat ogląda w telewizji.



Od zawsze lubimy oglądać w programy, w których - choć odrobinkę - możemy podejrzeć życie innych ludzi. Zresztą m.in. dlatego TVN zdecydował się na wznowienie "Big Brothera", który już kilkanaście lat temu mocno namieszał w polskich mediach. Reality-show wszelakiej maści zawsze ciekawią, nawet jeśli czasami budzą mieszane uczucia.

To chyba właśnie normalność, prawdziwość i możliwość utożsamienia się z bohaterami "Googlebox'a" zdecydowały o jego sukcesie. Stacja już zapowiedziała pojawienie się jubileuszowej, 10 edycji programu, w wiosennej ramówce.