Pan Lucjan skradł rower i od 10 lat jest za kratami. Tak potraktował go wymiar sprawiedliwości

Tomasz Ławnicki
Wartość skradzionego roweru oszacowano na 400 zł. Dziś byłoby to wykroczenie, wtedy było to przestępstwo. Ale nawet gdyby sprawca dostał za ten czyn maksymalną karę 5 lat więzienia, dawno byłby już na wolności. Sąd uznał, że złodziej działał w stanie niepoczytalności. Więc siedzi znacznie dłużej. Już od prawie 10 lat.
Rzecznik Praw Obywatelskich bada zasadność wieloletnich pobytów w zakładach zamkniętych osób skierowanych tam przez sąd. Na zdjęciu szpital psychiatryczny w Gorzowie. Fot. Sławek Sajkowski / Agencja Gazeta
Rzecznik Praw Obywatelskich pisze o nim tylko: pan Lucjan. Żadnych innych danych. Nie ma nawet informacji, która prokuratura go oskarżała, który sąd rejonowy umieścił go w zakładzie zamkniętym, ani do jakiego szpitala psychiatrycznego pan Lucjan trafił. – Nie możemy ujawniać takich informacji, aby nie krzywdzić tych ludzi, którzy i tak już zostali mocno skrzywdzeni przez system – wyjaśnia w rozmowie z naTemat zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich dr Sylwia Spurek. Gdy mężczyzna wyjdzie, sam zdecyduje, czy chce, aby jego dane były jawne.

Zakład zamknięty
Wina pana Lucjana nie budzi wątpliwości – tak, to on był sprawcą kradzieży roweru górskiego w 2008 r. Prokuratura zgromadziła wszystkie niezbędne dowody. Ale gdy okazało się, że poczytalność pana Lucjana budzi istotne wątpliwości, prokuratura wniosła o umorzenie postępowania karnego i zastosowanie środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w zakładzie zamkniętym.


W przypadku takiego wniosku sąd musi wysłuchać opinii biegłego psychiatry i psychologa. I obowiązku tego teoretycznie dopełnił. Teoretycznie, bo biegły psycholog wydał ekspertyzę na temat podejrzanego, nie widząc go nawet na oczy, nie mówiąc o jakimkolwiek badaniu. Nad czym zresztą sam ubolewał...

Badania podejrzanego mogłyby dużo wnieść, bo być może byłaby informacja co do okoliczności popełnienia tej kradzieży i być może również co do jej motywów, które nim kierowały. (…) To, że opiniowany podaje, że kazano mu ukraść ten rower może świadczyć o jakiś stanach urojeniowych, ale bez bezpośredniego badania nie mogę stwierdzić czy tak faktycznie jest, co nie wyklucza, że może tak być.

fragment zeznań biegłego psychologa ws. pana Lucjana
Cytat z zeznań biegłego przytacza biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. To właśnie m.in. na podstawie tej opinii sąd rejonowy wydał postanowienie o umieszczeniu pana Lucjana w zakładzie zamkniętym. Mężczyzna w szpitalu psychiatrycznym przebywa od lutego 2009 r.

Czyn szkodliwy w stopniu znacznym
Sąd uznał, że to jedyne słuszne rozwiązane. Na wolności bowiem pan Lucjan mógłby się dopuścić ponownie zarzucanego mu czynu. "Czyn był szkodliwy społecznie w znacznym stopniu. Godził on w podstawowe dobro chronione – cudzą własność" – brzmi fragment uzasadnienia wyroku w sprawie pana Lucjana.

Dlaczego kradzież roweru wartego 400 zł to czyn szkodliwy "w znacznym stopniu"? Tego RPO w sądowym uzasadnieniu się nie doszukał. Uchybień w postanowieniu znaleziono zaś wiele. Bo "w świetle prawa umieszczenie sprawcy w zakładzie psychiatrycznym jest możliwe tylko wówczas, jeżeli w stanie niepoczytalności popełni on czyn o znacznej społecznej szkodliwości".

Brak dostatecznego uzasadnienia w tej kwestii RPO uznaje za rażące naruszenie prawa. Podobnie ocenił fasadowy charakter pozyskania opinii biegłego. Do tego sąd w ogóle nie wziął pod uwagę, jaką karę by wymierzył, gdyby chodziło o osobę poczytalną. Taki nakaz wynika z orzecznictwa Sądu Najwyższego. W efekcie sąd rejonowy wydał postanowienie zupełnie nieproporcjonalne do tego, czego dopuścił się pan Lucjan.

Czas przebywania pana Lucjana w zakładzie zamkniętym dwukrotnie przekroczył ustawowe zagrożenie karą pozbawienia wolności za czyn z art. 278 § 1 k.k (do pięciu lat). Tak długi okres stosowania tego środka, w odniesieniu do kradzieży roweru o wartości 400 zł, był niewątpliwie niewspółmierny do popełnionego czynu. (...)

Rzecznik wnosi o umorzenie sprawy pana Lucjana, bo zarzucany mu czyn przestał być przestępstwem, a stał się wykroczeniem (w przypadku wykroczenia sąd nie może orzec środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym).

fragment komunikatu RPO
Te argumenty znalazły się w skardze kasacyjnej Rzecznika Praw Obywatelskich skierowanej właśnie do Sądu Najwyższego. Kiedy kasacja zostanie rozpatrzona, na razie trudno powiedzieć.

Wstydzę się za moje państwo
RPO we współpracy z Rzecznikiem Praw Pacjenta regularnie odwiedza zakłady zamknięte w szpitalach psychiatrycznych i natrafia na wiele podobnych przypadków. Kontrole wykazały, że niejednokrotnie na kilkanaście lat za kraty trafiają osoby przyłapane na drobnej kradzieży.
dr Sylwia Spurek
zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich

To są dramatyczne historie. Ja się czasami wstydzę za moje państwo, że nadal takie rzeczy w XXI wieku się dzieją.

– W biurze Rzecznika Praw Obywatelskich istnieje specjalny zespół wyznaczony do wizytowania takich miejsc detencji (detencja sądowa – przymusowe umieszczenie osoby w szpitalu psychiatrycznym na mocy orzeczenia sądu; detencja nie jest karą, ale środkiem zabezpieczającym – przyp. red.). To są zakłady karne, areszty, szpitale psychiatryczne, DPS-y, Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze. Staramy się sprawdzać, jak wygląda sytuacja tych osób i w indywidualnych sprawach podejmujemy interwencje – wyjaśnia dr Spurek.

W 2017 roku kontrola w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Suchowoli koło Radzynia Podlaskiego wykazała, że przez okres dłuższy niż 5 lat przebywa 20 osób umieszczonych tam decyzją sądu. W Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu wątpliwości przedstawicieli RPO wzbudziło 7 przypadków pacjentów, w tym sprawa pana Antoniego, który w zakładzie psychiatrycznym na mocy decyzji sądu przebywa od ponad 40 lat!

Kontrole okazały się na tyle skuteczne, że już po samych wnioskach Rzecznika Praw Pacjenta o sprawdzenie, czy nadal trzeba daną osobę trzymać w zakładzie psychiatrycznym, sądy uchyliły taką decyzję w stosunku do 14 osób.
Zdjęcie ze stron Rzecznika Praw Obywatelskich z informacji o kontroli przeprowadzonej wraz z biurem Rzecznikiem Praw Pacjenta w szpitalach psychiatrycznych.Fot. rpo.gov.pl
W uzasadnionych przypadkach, tak jak to dzieje się w sprawie pana Lucjana, RPO kieruje do Sądu Najwyższego skargę kasacyjną.

Za "pokażę ci" i za kawę
Tak było w głośnej sprawie ze Śląska. Pan Feliks Meszka w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku spędził 11 lat za to, że miał kierować groźby "pokażę ci" czy "załatwię cię" wobec sąsiadów. Osobie zdrowej groziłoby za to do 2 lat więzienia. Skuteczna była też interwencja RPO w sprawie 57-letniego pana Stanisława Belskiego, który był oskarżony o kradzież kilku paczek kawy. Mężczyzna opuścił zakład zamknięty (też w Rybniku) po 8 latach pobytu.

Również 8 lat przymusowo w szpitalu psychiatrycznym spędził inż. Krystian Broll z Gliwic. Tu interwencja RPO nastąpiła, gdy dzięki zajmującemu się tego rodzaju przypadkami adwokatowi Piotrowi Wojtaszakowi sprawa stała się głośna w mediach. Temat podjął program "Państwo w państwie" w Polsacie. Na początku 2015 roku wcześniejsze decyzje sądowe w sprawie pana Krystiana zostały skasowane.

Więzienny reżim w szpitalu
W rozmowie z naTemat opowiadał wtedy, jak wyglądał jego pobyt w zakładzie zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku. Mówił, że przez 8 lat nikt go nawet nie zbadał, aby stwierdzić, czy faktycznie jest chory, czy nie.

– Przy każdej wizycie bezskutecznie domagałem się zbadania – mówił nam pan Krystian. Co na to lekarze? – Kompletnie lekceważyli moje prośby! – opowiadał.
Krystian Broll
niesłusznie spędził w zakładzie zamkniętym szpitala psychiatrycznego ponad 8 lat

Na początku zostałem umieszczony na oddziale, który nazywam "wydobywczym". Był to 9. oddział w Rybniku o wzmocnionym zabezpieczeniu. Na takie przeniesienie powinna zgodzić się Komisja Psychiatryczna ds. środków zabezpieczających. Bez zgody tej komisji sąd nie ma prawa mnie przenosić, a zostało to zrobione po cichu. Byłem tam nielegalnie przez dwa lata, a starano się tam wymusić na mnie zeznania.

Były to dla mnie najtrudniejsze lata. Panował tam więzienny reżim. Pełna, całodobowa obserwacja, kamery w każdym pomieszczeniu, drzwi automatycznie zamykane i bezwzględny personel nastawiony na stuprocentowe posłuszeństwo. Trzy razy dziennie podawano mi środki psychoaktywne.
Czytaj więcej

W sumie przez ponad 8 lat pobytu w rybnickim psychiatryku pan Krystian "odwiedził" sześć oddziałów, na których - jak opowiadał - każdy z ordynatorów wysyłał do sądu wnioski o przedłużenie jego pobytu w szpitalu. Bez jakiegokolwiek badania. Przez dwa lata na oddziale o zaostrzonym rygorze siedział razem z mordercami i pedofilami.

Biegli stwierdzili
Jak w ogóle się znalazł w takim miejscu? Pan Krystian był inspektorem nadzoru budowlanego i - jak twierdził - natrafił na dowody afery przetargowej. Niedługo potem został oskarżony o kierowanie gróźb karalnych wobec mieszkańca sąsiedniej wsi. – Wszystko odbyło się bez świadków i dowodów (...). Załatwiono mnie w ten sposób, że biegli sądowi, bez badania stwierdzili, że jestem chorym urojeniowcem – opowiadał Krystian Broll.
Krystian Broll przesiedział w szpitalu psychiatrycznym ponad 8 lat. Wyszedł, gdy o jego sprawie zrobiło się głośno w mediach. Sąd Najwyższy uznał kasację Rzecznika Praw Obywatelskich za zasadną.Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Według jego relacji opinia biegłych została wydana bez jakichkolwiek badań. I nawet przydzielony mu obrońca z urzędu wnioskował o to, by nie wydawać wobec niego wyroku za groźby karalne, lecz by umieścić go w szpitalu psychiatrycznym.

Chciał odbudować dom
– Po tym, jak uznano mnie za wariata, sąd przychylił się do wniosku prokuratury, biegłych sądowych i nawet mojego obrońcy z urzędu, by skierować mnie do zakładu – mówił nam pan Krystian. Gdy udzielał wywiadu naTemat, miał 72 lata. Po 8 latach w psychiatryku wrócił do swojego domu splądrowanego i zniszczonego przez złodziei.

Zapowiedział wtedy, że sprawy tak nie zostawi – podjął walkę o odszkodowanie za niesłuszne umieszczenie w zakładzie zamkniętym. Zażądał sumy 14,5 mln zł. Mówił, że wie, jak ją spożytkuje. Chciał odbudować swój dom i pomóc innym potrzebującym. Proces o odszkodowanie przed katowickim sądem nie toczył się zbyt wartko – jeden termin rozprawy przepadł, bo sędzia pojechała do sanatorium, potem był okres urlopowy. Pan Krystian nie doczekał się odszkodowania. Zmarł, zanim sąd wydał wyrok, w marcu 2017 r.

Przyczyną śmierci była białaczka. Siostra pana Krystiana jest przekonana, że chorobę wywołały psychotropy, jakie w Rybniku podawano jej bratu. Czy leczenie stosowane przez psychiatrów mogło mieć wpływ na pogorszenie stanu zdrowia mężczyzny, to bada prokuratura w Częstochowie.

Zapomniani pacjenci
Oddziały detencyjne, gdzie kierowane są osoby na podstawie decyzji sądu, funkcjonują w sumie w 24 szpitalach. Jednym z największych takich szpitali jest właśnie ten w Rybniku – ma ok. 250 łóżek dla detentów. W sumie w całym kraju na tego typu oddziałach przebywa ponad 2 tys. osób. Wielu z nich to osoby wręcz zapomniane – takie, których pobyt jest przedłużany od ponad 5 lat.