Pan Lucjan skradł rower i od 10 lat jest za kratami. Tak potraktował go wymiar sprawiedliwości
Zakład zamknięty
Wina pana Lucjana nie budzi wątpliwości – tak, to on był sprawcą kradzieży roweru górskiego w 2008 r. Prokuratura zgromadziła wszystkie niezbędne dowody. Ale gdy okazało się, że poczytalność pana Lucjana budzi istotne wątpliwości, prokuratura wniosła o umorzenie postępowania karnego i zastosowanie środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w zakładzie zamkniętym.
W przypadku takiego wniosku sąd musi wysłuchać opinii biegłego psychiatry i psychologa. I obowiązku tego teoretycznie dopełnił. Teoretycznie, bo biegły psycholog wydał ekspertyzę na temat podejrzanego, nie widząc go nawet na oczy, nie mówiąc o jakimkolwiek badaniu. Nad czym zresztą sam ubolewał...
Cytat z zeznań biegłego przytacza biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. To właśnie m.in. na podstawie tej opinii sąd rejonowy wydał postanowienie o umieszczeniu pana Lucjana w zakładzie zamkniętym. Mężczyzna w szpitalu psychiatrycznym przebywa od lutego 2009 r.Badania podejrzanego mogłyby dużo wnieść, bo być może byłaby informacja co do okoliczności popełnienia tej kradzieży i być może również co do jej motywów, które nim kierowały. (…) To, że opiniowany podaje, że kazano mu ukraść ten rower może świadczyć o jakiś stanach urojeniowych, ale bez bezpośredniego badania nie mogę stwierdzić czy tak faktycznie jest, co nie wyklucza, że może tak być.
fragment zeznań biegłego psychologa ws. pana Lucjana
Czyn szkodliwy w stopniu znacznym
Sąd uznał, że to jedyne słuszne rozwiązane. Na wolności bowiem pan Lucjan mógłby się dopuścić ponownie zarzucanego mu czynu. "Czyn był szkodliwy społecznie w znacznym stopniu. Godził on w podstawowe dobro chronione – cudzą własność" – brzmi fragment uzasadnienia wyroku w sprawie pana Lucjana.
Dlaczego kradzież roweru wartego 400 zł to czyn szkodliwy "w znacznym stopniu"? Tego RPO w sądowym uzasadnieniu się nie doszukał. Uchybień w postanowieniu znaleziono zaś wiele. Bo "w świetle prawa umieszczenie sprawcy w zakładzie psychiatrycznym jest możliwe tylko wówczas, jeżeli w stanie niepoczytalności popełni on czyn o znacznej społecznej szkodliwości".
Brak dostatecznego uzasadnienia w tej kwestii RPO uznaje za rażące naruszenie prawa. Podobnie ocenił fasadowy charakter pozyskania opinii biegłego. Do tego sąd w ogóle nie wziął pod uwagę, jaką karę by wymierzył, gdyby chodziło o osobę poczytalną. Taki nakaz wynika z orzecznictwa Sądu Najwyższego. W efekcie sąd rejonowy wydał postanowienie zupełnie nieproporcjonalne do tego, czego dopuścił się pan Lucjan.
Te argumenty znalazły się w skardze kasacyjnej Rzecznika Praw Obywatelskich skierowanej właśnie do Sądu Najwyższego. Kiedy kasacja zostanie rozpatrzona, na razie trudno powiedzieć.Czas przebywania pana Lucjana w zakładzie zamkniętym dwukrotnie przekroczył ustawowe zagrożenie karą pozbawienia wolności za czyn z art. 278 § 1 k.k (do pięciu lat). Tak długi okres stosowania tego środka, w odniesieniu do kradzieży roweru o wartości 400 zł, był niewątpliwie niewspółmierny do popełnionego czynu. (...)
Rzecznik wnosi o umorzenie sprawy pana Lucjana, bo zarzucany mu czyn przestał być przestępstwem, a stał się wykroczeniem (w przypadku wykroczenia sąd nie może orzec środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym).fragment komunikatu RPO
Wstydzę się za moje państwo
RPO we współpracy z Rzecznikiem Praw Pacjenta regularnie odwiedza zakłady zamknięte w szpitalach psychiatrycznych i natrafia na wiele podobnych przypadków. Kontrole wykazały, że niejednokrotnie na kilkanaście lat za kraty trafiają osoby przyłapane na drobnej kradzieży.
– W biurze Rzecznika Praw Obywatelskich istnieje specjalny zespół wyznaczony do wizytowania takich miejsc detencji (detencja sądowa – przymusowe umieszczenie osoby w szpitalu psychiatrycznym na mocy orzeczenia sądu; detencja nie jest karą, ale środkiem zabezpieczającym – przyp. red.). To są zakłady karne, areszty, szpitale psychiatryczne, DPS-y, Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze. Staramy się sprawdzać, jak wygląda sytuacja tych osób i w indywidualnych sprawach podejmujemy interwencje – wyjaśnia dr Spurek.To są dramatyczne historie. Ja się czasami wstydzę za moje państwo, że nadal takie rzeczy w XXI wieku się dzieją.
W 2017 roku kontrola w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Suchowoli koło Radzynia Podlaskiego wykazała, że przez okres dłuższy niż 5 lat przebywa 20 osób umieszczonych tam decyzją sądu. W Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu wątpliwości przedstawicieli RPO wzbudziło 7 przypadków pacjentów, w tym sprawa pana Antoniego, który w zakładzie psychiatrycznym na mocy decyzji sądu przebywa od ponad 40 lat!
Kontrole okazały się na tyle skuteczne, że już po samych wnioskach Rzecznika Praw Pacjenta o sprawdzenie, czy nadal trzeba daną osobę trzymać w zakładzie psychiatrycznym, sądy uchyliły taką decyzję w stosunku do 14 osób.
Za "pokażę ci" i za kawę
Tak było w głośnej sprawie ze Śląska. Pan Feliks Meszka w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku spędził 11 lat za to, że miał kierować groźby "pokażę ci" czy "załatwię cię" wobec sąsiadów. Osobie zdrowej groziłoby za to do 2 lat więzienia. Skuteczna była też interwencja RPO w sprawie 57-letniego pana Stanisława Belskiego, który był oskarżony o kradzież kilku paczek kawy. Mężczyzna opuścił zakład zamknięty (też w Rybniku) po 8 latach pobytu.
Również 8 lat przymusowo w szpitalu psychiatrycznym spędził inż. Krystian Broll z Gliwic. Tu interwencja RPO nastąpiła, gdy dzięki zajmującemu się tego rodzaju przypadkami adwokatowi Piotrowi Wojtaszakowi sprawa stała się głośna w mediach. Temat podjął program "Państwo w państwie" w Polsacie.
Więzienny reżim w szpitalu
W rozmowie z naTemat opowiadał wtedy, jak wyglądał jego pobyt w zakładzie zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku. Mówił, że przez 8 lat nikt go nawet nie zbadał, aby stwierdzić, czy faktycznie jest chory, czy nie.
– Przy każdej wizycie bezskutecznie domagałem się zbadania – mówił nam pan Krystian. Co na to lekarze? – Kompletnie lekceważyli moje prośby! – opowiadał.
W sumie przez ponad 8 lat pobytu w rybnickim psychiatryku pan Krystian "odwiedził" sześć oddziałów, na których - jak opowiadał - każdy z ordynatorów wysyłał do sądu wnioski o przedłużenie jego pobytu w szpitalu. Bez jakiegokolwiek badania. Przez dwa lata na oddziale o zaostrzonym rygorze siedział razem z mordercami i pedofilami.Na początku zostałem umieszczony na oddziale, który nazywam "wydobywczym". Był to 9. oddział w Rybniku o wzmocnionym zabezpieczeniu. Na takie przeniesienie powinna zgodzić się Komisja Psychiatryczna ds. środków zabezpieczających. Bez zgody tej komisji sąd nie ma prawa mnie przenosić, a zostało to zrobione po cichu. Byłem tam nielegalnie przez dwa lata, a starano się tam wymusić na mnie zeznania.
Były to dla mnie najtrudniejsze lata. Panował tam więzienny reżim. Pełna, całodobowa obserwacja, kamery w każdym pomieszczeniu, drzwi automatycznie zamykane i bezwzględny personel nastawiony na stuprocentowe posłuszeństwo. Trzy razy dziennie podawano mi środki psychoaktywne. Czytaj więcej
Biegli stwierdzili
Jak w ogóle się znalazł w takim miejscu? Pan Krystian był inspektorem nadzoru budowlanego i - jak twierdził - natrafił na dowody afery przetargowej. Niedługo potem został oskarżony o kierowanie gróźb karalnych wobec mieszkańca sąsiedniej wsi. – Wszystko odbyło się bez świadków i dowodów (...). Załatwiono mnie w ten sposób, że biegli sądowi, bez badania stwierdzili, że jestem chorym urojeniowcem – opowiadał Krystian Broll.
Chciał odbudować dom
– Po tym, jak uznano mnie za wariata, sąd przychylił się do wniosku prokuratury, biegłych sądowych i nawet mojego obrońcy z urzędu, by skierować mnie do zakładu – mówił nam pan Krystian. Gdy udzielał wywiadu naTemat, miał 72 lata. Po 8 latach w psychiatryku wrócił do swojego domu splądrowanego i zniszczonego przez złodziei.
Zapowiedział wtedy, że sprawy tak nie zostawi – podjął walkę o odszkodowanie za niesłuszne umieszczenie w zakładzie zamkniętym. Zażądał sumy 14,5 mln zł. Mówił, że wie, jak ją spożytkuje. Chciał odbudować swój dom i pomóc innym potrzebującym. Proces o odszkodowanie przed katowickim sądem nie toczył się zbyt wartko – jeden termin rozprawy przepadł, bo sędzia pojechała do sanatorium, potem był okres urlopowy. Pan Krystian nie doczekał się odszkodowania. Zmarł, zanim sąd wydał wyrok, w marcu 2017 r.
Przyczyną śmierci była białaczka. Siostra pana Krystiana jest przekonana, że chorobę wywołały psychotropy, jakie w Rybniku podawano jej bratu. Czy leczenie stosowane przez psychiatrów mogło mieć wpływ na pogorszenie stanu zdrowia mężczyzny, to bada prokuratura w Częstochowie.
Zapomniani pacjenci
Oddziały detencyjne, gdzie kierowane są osoby na podstawie decyzji sądu, funkcjonują w sumie w 24 szpitalach. Jednym z największych takich szpitali jest właśnie ten w Rybniku – ma ok. 250 łóżek dla detentów. W sumie w całym kraju na tego typu oddziałach przebywa ponad 2 tys. osób. Wielu z nich to osoby wręcz zapomniane – takie, których pobyt jest przedłużany od ponad 5 lat.