Atak na Adamowicza jak zabójstwo Narutowicza? Niepokojące podobieństwa i istotne różnice
Zabójstwo w miejscu publicznym znanego polityka, do tego polityczne tło zbrodni - wiele osób widzi w ataku na Pawła Adamowicza podobieństwa do zamachu na życie prezydenta Gabriela Narutowicza w 1922 roku. Historia zdaje się powtarzać na naszych oczach. Rzeczywistość jest jednak trochę bardziej skomplikowana.
1. Sprawcy i politykaAktualizacja z 14.01.2019 z godz. 14.40
Pomimo starań lekarzy i wielogodzinnej walce o życie prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zmarł w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Gdańsku. Czytaj więcej
Zabójca, który 16 grudnia 1922 roku w warszawskiej Zachęcie oddał trzy śmiertelne strzały do Gabriela Narutowicza, nie był przestępcą jak Stefan W. Eligiusz Niewiadomski w momencie zamachu miał 53 lat i cieszył się uznaniem jako historyk sztuki. Od lat był też zdeklarowanym fanem myśli narodowej Romana Dmowskiego. Podczas procesu stwierdził, że planował wcześniej zabójstwo Józefa Piłsudskiego, ale zmienił cel po wyborze Narutowicza, który "został wybrany głosami żydowskimi". Swoim zaplanowanym na chłodno zabójstwem Niewiadomski chciał, to cytat z procesu, "bronić majestatu Rzeczpospolitej".
Nic nie wiemy tymczasem o "drodze politycznej" Stefana W., wiemy za to, że jest wielokrotnie karanym bandytą. Trudno też znaleźć polityczny klucz w jego napadach - tak samo okradał "prawicowe" SKOK-i, jak i "zagraniczne" Credit Agricole. Jedyny polityczny ślad to wykrzyczane po ataku oskarżenie Platformy Obywatelskiej o niewinne skazanie. U Niewiadomskiego krzywdy osobistej nie było.
Nie znosi to jednak pytań, czy W. podobnie jak Niewiadomoski nie był pod wpływem politycznej propagandy, która pchnęła go potem do strasznego czynu.
2. Ofiary propagandy?
Dziś nie brak w sieci dowodów na agresywne ataki prorządowych mediów na Pawła Adamowicza. Prezydentowi Gdańska odmawiano nawet polskości.
Główną rolę odegrały wówczas gazety, których siłę rażenia można porównać do dzisiejszym mediów społecznościowych. I jeśli ktoś twierdzi, że dzisiaj dopiero jest hejt, znaczy, że nie czytał "Rzeczpospolitej" czy "Gazety Warszawskiej" z 1922 roku. Publicyści gazety nie przebierali w słowach. Pisano o "większości polskiej" sponiewieranej przez "jątrzący" wybór Narutowicza m.in. głosami mniejszości narodowych II RP, w tym żydowskiej. Pisano o patriotycznej młodzieży, której gniewu i troski o polskość "nikt uczciwy potępić nie zdoła". Pisano o Narutowiczu jako "zawadzie" czy "ich prezydencie".
To język obecny też w Polsce 2019 roku: dość przeczytać reakcje prawicy na wynik wyborów prezydenckich w miastach. Czołowi publicyści mówili o porażce "genu uczciwości", utrwaleniu "stereotypu cwaniaka, złodzieja i kombinatora" czy deptaniu krwi przodków. Hejt nie był jednak skierowany wyłącznie na Adamowicza.
Tymczasem w 1922 roku zapłonęła także ulica. Po wyborze Narutowicza na ulicach Warszawy trwały regularne bitwy, policja zastrzeliła nawet jednego z demonstrantów. Podczas przejazdu prezydenta elekta do Sejmu na zaprzysiężenie drogę w tłumie musiała torować konnica, która jednak była bezradna wobec przemocy. W kierunku Narutowicza i urzędnika, który mu towarzyszył (premier Julian Nowak stchórzył) poleciały kamienie, jeden z nich trafił prezydenta w głowę.
W 2019 roku spokój na gdańskich ulicach zburzył dopiero sam napastnik.
3. Męczeństwo napastnika i Kościół
Niewiadomski z miejsca stał się dla radykalnej prawicy bohaterem. W dniu egzekucji zabójcy pierwszego prezydenta II RP odwoływano bale, w szkołach księża gloryfikowali zamachowca, a w kościołach odbyły się... msze za "męczennika narodowego". Nabożeństwa przybrały tak masowy charakter, że musiał interweniować Episkopat.
Dziś żadna siła polityczna nie gloryfikuje czynu Stefana W. Nie oznacza to jednak, że nie pojawiają się tony jak z roku 1922, ale szczęśliwie na znacznie mniejszą skalę. Jak pisaliśmy w naTemat, modlitwy za Pawła Adamowicza odmówił ksiądz Jacek Dunin-Borkowski. – Adamowicz jest znany przez swoje draństwa. Nie widzę żadnego powodu, żebym się za niego modlił. Czy Jezus modlił się za Heroda? – szokował ksiądz na Twitterze. To jednak dziś margines.
Dziś biskup toruński Wiesław Śmigiel wzywa do modlitwy i oddawania krwi dla Pawła Adamowicza. – To tragiczne wydarzenie przynagla do rachunku sumienia, czy swoimi słowami i czynami nie szerzymy niechęci i nienawiści wobec bliźnich? Nie zapominajmy, że dar wolności łączy się z odpowiedzialnością za sowa i czyny oraz świadomością, że jesteśmy siostrami i braćmi, a Polska jest naszym domem – napisał dla Niedzieli.
4. Zemsta
Jedną z reakcji obozu socjalistycznego po zabójstwie Gabriela Narutowicza był pomysł... fizycznej likwidacji przywództwa ruchu narodowego z Romanem Dmowskim na czele. I dobrze, że te czasy minęły.
W 2019 roku po ataku na polityka z pierwszych stron gazet, tak opozycja jak i rząd zjednoczyły się w walce z polityczną nienawiścią. Kilkanaście godzin po zamachu na Pawła Adamowicza wrocławski poseł opozycji Jacek Protasiewicz zgłosił szefowi MSW Joachimowi Brudzińskiemu wpis hejtera, który pisał, że prezydenci Poznania i Wrocławia powinni być następni.
Krótko po zgłoszeniu mężczyzna, 41-latek spod Poznania został zatrzymany pod zarzutem nawoływania do nienawiści.
5. Pojednanie narodowe
Chwilowe wspólne działanie politycznych wrogów nic jednak nie znaczy. Tak jak w 1922 roku, tak i dziś w pierwszych chwilach po barbarzyńskim ataku wszyscy deklarują się jako przeciwnicy każdej przemocy, w tym werbalnej. – Albo się módlmy za zdrowie prezydenta Adamowicza, albo po prostu milczmy. W takich sytuacjach powinniśmy pokazać, że jesteśmy wspólnotą, która potrafi przeciwstawić się złu – zachęca dziś Beata Mazurek, które jeszcze niedawno usprawiedliwiała przemoc narodowców wobec aktywistów KOD. Jej kolega z rządu Zbigniew Ziobro kilka tygodni temu zarzucał z kolei byłemu wiceszefowi KNF, że "rozzuchwalił" przestępców", którzy niemal pozbawili go życia. Dziś Ziobro jest pierwszym wrogiem przemocy.
W 1922 roku publicysta Stanisław Stroński, autor czołowych hejterskich tekstów na temat Narutowicza ("zawada" oraz "ich prezydent" wyszły spod jego pióra), tuż po zabójstwie nawoływał: ciszej nad tą trumną. – Całe społeczeństwo, bez względu na przekonania i poglądy o działalności politycznej zamordowanego Prezydenta, widzi w nim obywatela i u trumny jego pochylą się wszystkie czoła w czci i żałobie – pisał jeden z naczelnych hejterów II RP dołączając później do gigantycznego marszu milczenia.
Podziały szybko jednak dały znać o sobie. Jeden przykład: niemal upadła w Sejmie uchwała potępiająca gloryfikację zbrodni Narutowicza. Uchwała przeszła zaledwie 15 głosami przy sprzeciwie niemal połowy Sejmu. Cztery lata później doszło w Rzeczpospolitej do wojskowego zamachu stanu, a 12 lat później uruchomiono więzienie dla przeciwników politycznych.
Jak będzie niemal 100 lat później? Tu analogii z II RP nie ma co szukać. "Pojednania" po śmierci Jana Pawła II w 2005 roku czy po Smoleńsku w 2010 roku dają nam jednoznaczną odpowiedź.