Wdowy i wdowcy smoleńscy o Magdalenie Adamowicz. "Po śmierci mojego męża nie miałam takiej siły"
Magdalena Adamowicz stwierdziła, że za tragiczną śmierć jej męża "współodpowiedzialność ponosi TVP". Wspomniała też, że niektórzy namawiają ją, by zaangażowała się w politykę. "Promuje się na trumnie" – zaczęto komentować w sieci. – Wydaje mi się bardzo naturalne, że ktoś chciałby ponieść dziedzictwo swojego męża, jego misję społeczną, publiczną, kontynuować dzieło, które ten rozpoczął– mówi nam Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem.
Przyznała, że nie żywi nienawiści ani do Stefana W., ani do jego rodziny. – Mam ból w sercu, cierpienie, żal. Ale wiem, że to zachowanie człowieka, który siedział w więzieniu i był indoktrynowany reżimową telewizją, że to, co się dzieje, ten hejt, ta nienawiść spowodowała, że on był takim jakby owocem tej sianej nienawiści – mówiła Piotrowi Jaconiowi.
– Mowa nienawiści i sposób pokazywania mego męża wpłynęły na to, że zabójca wybrał go na ofiarę – powtórzyła w wywiadzie dla Onet.pl.
Adamowicz wspomniała także, że jej mąż był "grillowany żywcem". – Urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz, nawet (ludzi) już w bardzo podeszłym wieku. Nękali rodziców Pawła, moich rodziców. Podobnie jak właśnie reżimowa telewizja, która biegała za Pawłem, wykrzykując, wchodziła do mojej mamy do biura. Myśmy po prostu się bali.
Kiedy Piotr Jacoń poprosił ją o ocenę, czy zabójstwo Pawła Adamowicza było mordem politycznym, przyznała, że tak właśnie myśli. – Nie w tym sensie, że ten człowiek dostał konkretne zlecenie od kogoś. Ale tak jak mówiłam, ta mowa nienawiści politycznej i karmienie tym ludzi spowodowało, że ten człowiek po prostu tak a nie inaczej się zachował – zaznaczyła.Magdalena Adamowicz dla "Faktów po Faktach" TVN (22.01.19)
Ważne jest narodowe pojednanie. Myślę, że coś może w ludziach pęknie, że coś się zmieni. Ale to musi iść nie tylko od polityków, ludzie muszą się zmienić, muszą być bardziej uprzejmi, serdeczni, niewrodzy. Media nie muszą na siłę szukać sensacji, muszą bardziej ważyć słowa. Słowo może zabić. I słowa, które padały, one Pawła strasznie raniły. On to brał na swoje barki, ale to go strasznie raniło. I okazało się, że te słowa go zabiły - dodała. - Teraz mam bardzo dużo siły. Nie wiem, jak długo ta siła będzie, czy ona pozostanie, czy przyjdą momenty trudne. Ale Paweł był wszędzie i myślę, że to ważne, żeby mówić o nim.
I dodała: – Gdyby nie było takiej nagonki na Pawła, gdyby nie było chęci dyskredytacji go, zniszczenia, tych absurdalnych wszystkich zarzutów, ciągłego kąsania i grillowania, myślę – wierzę – że do tego by nie doszło. Jestem przekonana.
W rozmowie z Onet.pl Adamowicz przyznała, że wiele osób namawia ją, żeby kontynuowała dzieło swojego męża i zaangażowała się w politykę, kandydując do Parlamentu Europejskiego. – Nie wiem, ale dziś nie czuję takiej siły. Polityka jest taka brutalna – zaznaczyła.
Nazajutrz w sieci – oprócz głosów podziwu dla Magdaleny Adamowicz – pojawiło się wiele krytycznych komentarzy. "Wczoraj TVN, dziś Onet. Ma rozmach. Kampania do Parlamentu Europejskiego rusza pełną parą. Przypomni tylko, że w niedzielę był pogrzeb. Brak słów" – czytamy na Twitterze.
Ktoś inny wytyka Magdalenie Adamowicz, że "dała swoją twarz antypisowskiej kampanii”, a to co mówiła na antenie TVN nazywa "obrzydliwym". "Czy Magdalena Adamowicz tańczy jak jej zagrają? Wybacza zabójcy, ale nie wybaczy PiS-owi... Hipokryzja czy strach?" – komentuje kolejny internauta. Takich – i mocniejszych głosów – jest wiele. Zapytaliśmy wdowy i wdowców smoleńskich, jak oni – z bagażem swoich doświadczeń – odbierają odważne wystąpienia Magdaleny Adamowicz.
Małgorzata Rybicka, wdowa po Arkadiuszu Rybickim:
– Odwołam się do swojego doświadczenia: po śmierci mojego męża w katastrofie pod Smoleńskiem nie miałam siły, żeby publicznie się wypowiadać, choć może należało. Pani Magdalena Adamowicz wykazuje ogromną siłę i hart ducha.
Jestem dla niej pełna podziwu. I uważam, że postępuje bardzo właściwie mówiąc publicznie, jakiego hejtu Paweł Adamowicz i ich rodzina przez lata doświadczali i wskazując telewizję publiczną jako winną atmosfery nienawiści, która wpłynęła na to, że zabójca wybrał Pawła na ofiarę. Ma rację mówiąc, że jej męża zabiły słowa.
Ona używa mocnych, ale bardzo odpowiednich słów. Poza tym wszyscy widzimy, że wskazując winnych, nie posługuje się językiem nienawiści. Naprawdę warto brać z niej przykład. Za to wiele mówi o pięknym przesłaniu Pawła, o jego służbie dla Gdańska, o nastawieniu na dialog, otwartości na wykluczonych, niepełnosprawnych, uchodźców.
Myślę, że wszyscy hejterzy powinni w milczeniu posłuchać tego, co Magdalena Adamowicz ma do powiedzenia. Ona waży słowa. Kto inny uległby swojej nienawiści i rozpaczy, a ona nie żywi nienawiści ani do zabójcy swojego męża, ani do jego rodziny.
Jacek Świat, wdowiec po Aleksandrze Natalii-Świat:
– Ja potrzebowałem mniej więcej pół roku, żeby stanąć na nogi. Pani Adamowicz na drugi dzień po pogrzebie włączyła się w bardzo ostrą walkę polityczną. Być może mamy różne wrażliwości, różny sposób przeżywania tej traumy.
Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz:
– Pani Adamowicz ma niezwykłą siłę przebicia. Będąc tyle lat razem z mężem, przyglądając się jego działalności, z pewnością jest jedną z tych osób, które mają prawo ubiegać się o działalność polityczną we własnym imieniu. Zachęcałbym ją bardzo nie tylko do działania na terytorium Gdańska, ale i całej Polski.
Bardzo dobrze, że pani Adamowicz podzieliła się swoją opinią z czytelnikami i widzami. Nam wszystkim potrzebne jest otrzeźwienie i wyraźne powiedzenie, kto jest dobry, kto zły. Myślę, że jak w każdej kobiecie, tak i w pani Magdzie, ukryta jest ogromna siła. I dobrze, że ona zaczyna się materializować.
Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie:
– Naturalnym odruchem jest łączenie się w bólu i modlitwie z tymi, którzy tracą najbliższych, zwłaszcza w tak dramatycznych okolicznościach. Z całego serca apeluję o nieprzejmowanie się w najmniejszym stopniu komentarzami dotyczącymi przeżywania żałoby, czy reakcjami na nią.
Wydaje mi się bardzo naturalne, że ktoś chciałby ponieść dziedzictwo swojego męża, jego misję społeczną, publiczną, kontynuować dzieło, które ten rozpoczął. W moim przekonaniu jest to dopełnienie testamentu, wyciągnięcie dobra z tego straszliwego zła, które się stało.
W najmniejszym stopniu pani Magdalena Adamowicz nie powinna brać pod uwagę ataków wściekłych ludzi, którzy nic nie rozumieją.
Małgorzata Szmajdzińska, wdowa po Jerzym Szmajdzińskim:
– Kiedy widziałam panią Magdalenę Adamowicz z córeczkami, to płakałam, bo dokładnie wiem, co się w takiej sytuacji przeżywa. To niewyobrażalna trauma i mogę jej tylko współczuć.
Jeżeli pani Magdalena chce zawalczyć, działać, to bardzo dobrze, niech to robi. Człowiek ma święte prawo znaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości.
Też swoje przeżyłam. Do dziś jestem określana "smoleńską wdową". Chociaż byłam parlamentarzystką trzykrotnie wyróżnioną przez "Politykę" za swoją ciężką pracę.
Życzę pani Adamowicz z całego serca, żeby znalazła swoje miejsce. Powiem pani, że ktoś, kto nie przeżył takiej niewyobrażalnej traumy, kompletnie nie ma pojęcia, co czuje mąż, żona, która nagle znajduje się w innym świecie, w świecie kompletnej pustki.