Para prezydencka kupiła pracownicy pieska. Szkoda tylko, że z pseudohodowli...

Adam Nowiński
Podobno nazwano go "Duduś" na cześć prezydenta Andrzeja Dudy. Mały Yorkshire Terrier został podarowany przez parę prezydencką wieloletniej pracownicy Pałacu Prezydenckiego, która odeszła na emeryturę. Okazuje się jednak, że zwierzak został zakupiony z hodowli, która nie jest zarejestrowana i zweryfikowana przez Związek Kynologiczny w Polsce.
W całej tej sprawie to najbardziej tego "Dudusia" żal... Fot. Twitter.com / @WPalacu
O "prezencie" od pary prezydenckiej poinformowano na Twitterze na profilu "W Pałacu Prezydenckim". "Kilka dni temu żegnaliśmy odchodzącą na emeryturę Panią Teresę, która jako kucharka pracowała w Pałacu ponad 20 lat. Od najbliższych współpracowników otrzymała wymarzonego szczeniaczka" – napisał administrator konta i załączył zdjęcia pary prezydenckiej z panią Teresą i jej pieskiem. Podobnymi zdjęciami, bardziej amatorskimi, zrobionymi podczas tej uroczystości, chwaliła się kilka dni wcześniej na Facebooku kobieta, która przedstawiła się jako hodowczyni "Dudusia". To jej piesek trafił do pani Teresy i ten fakt postanowiła ogłosić na jednej z zamkniętych grup na Facebooku zrzeszającej hodowców i właścicieli Yorków. Hodowczyni wyjawiła też jak szczeniak został nazwany.


Ale oprócz gratulacji pod adresem właścicielki hodowli oraz pary prezydenckiej pojawiły się komentarze, które sugerowały, że pies jest z pseudohodowli. Takie same zresztą widać pod tweetem "W Pałacu Prezydenckim". Hodowczyni zaczęła się bronić i odpisywać "hejterom", że "pies jest z pochodzenia FCI" (FCI – Międzynarodowa Federacja Kynologiczna), a ona prowadzi od wielu lat hodowlę. To jednak nie przekonało żadnego z komentujących. Post hodowczyni został udostępniony na innych grupach facebookowych, zrzeszających hodowców i właścicieli psów zarejestrowanych w Związku Kynologicznym w Polsce. Wytykali oni hodowczyni, że posiada pseudohodowlę i prezydent zrobił źle, że nie sprawdził źródła, z którego kupiono psa.

Hodowla czy "pseudo"?
Potocznie pseudohodowle psów są to wszystkie, bez wyjątku, hodowle, które nie są zarejestrowane i zweryfikowane przez Związek Kynologiczny w Polsce (ZKWP). Tylko on wydaje rodowody i od 80 lat czuwa na straży poprawności oraz czystości ras psów w kraju.

Sprawdziliśmy hodowlę wspomnianej kobiety na stronie internetowej ZKWP, gdzie znajduje się baza wszystkich sprawdzonych hodowli, które oferują szczenięta psów rasowych. W zakładce Yorkshire Terrierów nie figuruje jednak nazwa jej hodowli.

Z kolei po wpisaniu jej w wyszukiwarce nie pojawiała się ani strona hodowcy, ani jego profil na Facebooku, co przeważnie ma miejsce w przypadku hodowli ZKWP. Wyskoczyła jedynie informacja z kontaktem do hodowli w spisie hodowców (zweryfikowanych i nie), i to w dodatku nie Yorków, a Maltańczyków. Zweryfikowaliśmy więc też listę Maltańczyków w ZKWP. Hodowli "Dudusia" tam nie było.

Istota sprawy
Dlaczego to takie ważne, żeby kontrolować rasę i poszczególne hodowle, czyli to, czym zajmuje się ZKWP? W sumie można by to zobrazować interwencjami Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w różnych pseudohodowlach.
To zobaczyli pracownicy TOZ pod Bydgoszczą. Horror!fot. Pogotowie dla Zwierząt/ Grzegorz Bielawski
Nawet niedawno pisaliśmy o interwencji TOZ pod Bydgoszczą. Psy tonęły tam we własnych ekskrementach, były dręczone, katowane i rozmnażane bez kontroli. Wykorzystywane w jednym celu: do osiągania zysku ze sprzedaży szczeniąt.

To nie znaczy oczywiście, że hodowla, z której Kancelaria Prezydenta kupiła szczeniaka, właśnie tak wygląda. Bo tak na pewno nie jest. Chodzi o sam fakt, że jej właścicielka, pomimo wielu lat posiadania hodowli, nie zarejestrowała jej i nie zweryfikowała swoich psów i ich rodowodów (jeśli je mają) w ZKWP.

Dlaczego, skoro zależy jej na swoich psach, bo to widać na zdjęciach, nie zgłosiła swojej działalności jedynemu, najważniejszemu związkowi w Polsce? Próbowaliśmy skontaktować się z hodowczynią, żeby poznać jej opinię, niestety bezskutecznie. Dlatego to pytanie pozostanie bez konkretnej odpowiedzi.

Ważny temat
Wiadome jest natomiast, że ZKWP nie zajmuje się tylko papierkową robotą, czyli rejestracją metryk i wydawaniem rodowodów psów rasowych. To u nich rejestrują się hodowle, które też są weryfikowane pod kątem stanu zdrowia posiadanych psów, ich rodowodów, obciążeń genetycznych. Tutaj także każdy hodowca zgłasza chęć rozmnożenia swoich psów oraz podaje ile szczeniaków się urodziło. Potem każdy z nich jest badany i oceniana jest jego zgodność ze wzorcem rasy.

Nie ma więc miejsca na niekontrolowany rozpłód i złe z punktu widzenia genetyki krzyżowanie psów. Dzięki temu udaje się uniknąć niekiedy bolesnych dla psa lub po prostu szkodliwych dla jego zdrowia wad. Nawet jeśli rodzicami "Dudusia" były psy z rodowodami i zweryfikowane, to nie znaczy, że popieranie takiego procederu i niepoddawanie się kontroli ZKWP jest właściwe.

– Ja bym nie do końca ufał nawet, że w rodowodzie tego psa są rodzice z FCI – mówi nam Paweł Suski, poseł PO, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. To m.in. dzięki jego działaniom może dojść do znowelizowania ustawy, która ukróci działalność pseudohodowli w Polsce.

– W większości przypadków, choć nie zawsze, rodowody psów są po prostu fałszowane. Zdarza się nawet, zgłaszano mi takie przypadki, że podrabiano całe książeczki zdrowia psów łącznie z podpisami i pieczątkami weterynarzy. Potem setki tysięcy takich szczeniaków, z podrobionymi rodowodami i badaniami, są co roku sprzedawane w internecie, czy innymi sposobami w Polsce i zagranicą – dodaje Suski.

Ponad podziałami
W celu zatrzymania tego procederu parlamentarzyści od dwóch lat próbują znowelizować ustawę o ochronie praw zwierząt. Efekt ich pracy już prawdopodobnie w lutym ma trafić do Sejmu. Najwięksi przeciwnicy noweli, głównie stowarzyszenia zrzeszające pseudohodowców, zarzucają posłom, że chcą zmonopolizować ZKWP w kraju.

– To błędne myślenie, bo chodzi nam przede wszystkim o życie i zdrowie zwierząt oraz o Polaków, których chcemy uchronić przed kupnem psów nierasowych, jako rasowych. Takie czworonogi mają mnóstwo chorób i wad genetycznych. Są często rozmnażane bez opieki lekarzy, a o warunkach, w których często się to dzieje, już nawet nie wspominam – odpowiada poseł PO.

Parlamentarzyści chcą, żeby ZKWP działało tak jak Polski Związek Hodowców Koni. To on jako jedyny dba o czystość ras koni w kraju i weryfikuje hodowle. Oprócz niego działają inne stowarzyszenia miłośników, ale one nie mogą np. organizować oficjalnych wystaw i pokazów. Jest jeden związek i basta.

– Nie mam nic przeciwko istnieniu stowarzyszeń miłośników kotów i psów. Ale problemem jest to, jeśli takie organizacje reklamują się, że pomogą "urasowić" psa, który jest podobny do rasowego, który potem posłużyć może do założenia pseudohodowli – stwierdza Paweł Suski.

Posłowie postawili sobie za punkt honoru, żeby znowelizować wspomnianą ustawę. Nasz rozmówca zdradza nawet, że przy tej kwestii "zakopał topór wojenny" z PiS i działa wraz z innymi parlamentarzystami "ponad podziałami".

Co na to kancelaria?
Jak więc w tej kwestii wypada zachowanie Kancelarii Prezydenta, która kupuje psa z niezweryfikowanej hodowli?

– Ubolewam bardzo nad niskim stanem świadomości na ten temat. Owszem, urzędnik kancelarii nie musi wszystkiego wiedzieć, ale mógłby wykazać chociaż minimum aktywności, czy zainteresowania i zadzwonić do ZKWP, np. do oddziału warszawskiego. Bo ochroną zwierząt w Polsce zajmuje się TOZ, a psami rasowymi ZKWP i tyle – odpowiada nasz rozmówca.

Wystarczyłoby wejść na stronę ZKWP i wyszukać hodowców Yorków. Tam jest cała lista tych zweryfikowanych z numerem telefonu i adresem mailowym. Nie można szukać psów rasowych na aukcjach internetowych, bo nie ma tam gwarancji, że nie dostanie się "kota w worku".

Poprosiliśmy o komentarz do sprawy Kancelarię Prezydenta. Niestety do momentu publikacji materiału nie otrzymaliśmy odpowiedzi.