Ujawniono, jak Kaczyński dał się nagrać. Prezesa PiS zgubił nierozsądny nawyk

Kamil Rakosza
W gabinecie prezesa PiS zwykle działają "szumidła", czyli urządzenia uniemożliwiające nagrywanie rozmów, jednak Jarosław Kaczyński ma w zwyczaju wyłączać je w trakcie spotkań z członkami swojej rodziny – twierdzi "Fakt". W ten sposób praktycznie na własne życzenie został nagrany na taśmach, których zapis od początku tygodnia publikuje "Gazeta Wyborcza".
Jeden nierozsądny nawyk zgubił Jarosława Kaczyńskiego. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
"Szumidła" trafiły do biura Jarosława Kaczyńskiego w 2014 r. po aferze taśmowej z udziałem polityków Platformy Obywatelskiej. Jak podaje "Fakt", prezes PiS wyłączał je jednak na okazję spotkań z rodziną, a w końcu to jego kuzyn Grzegorz Jacek Tomaszewski przyprowadził Geralda Birgfellnera do gabinetu w siedzibie partii przy Nowogrodzkiej.


– W dobie rozwoju techniki można zrozumieć, że ktoś padł ofiarą członka rodziny, czy wspólnika i dał się nagrać – mówi w rozmowie z "Faktem" prywatny detektyw i były funkcjonariusz Agencji Wywiadu Michał Rybak.


Austriacki deweloper
Gerald Birgfellner jest powinowatym Jarosława Kaczyńskiego, mężem Karoliny Marii Wiktorii Tomaszewskiej, córki kuzyna prezesa PiS. To on nagrał Jarosława Kaczyńskiego w trakcie negocjacji dotyczących planowanej budowy wieżowca K-Tower na gruncie przy ulicy Srebrnej 16.

Austriak po wykonaniu budowy miał otrzymać wynagrodzenie w wysokości 3 proc. całej inwestycji, czyli ok. 39 mln zł. Kaczyński w rozmowie z Birgfellnerem tłumaczył jednak, że spółka nie dostanie pozwolenia na budowę wieżowców. W związku z tym, jak uważała Srebrna, nie było podstaw, by zapłacić za pracę austriackiemu inwestorowi.

Źródło: "Fakt"