"Lubieżny erotoman" – tak o Niesiołowskim pisała Anastazja P.. Przez PiS po latach wracają "demony przeszłości"

Aneta Olender
Stefan Niesiołowski znalazł się w centrum seks-afery korupcyjnej. On miał przekazywać biznesmenom kontakty, oni w zamian opłacać mu i organizować usługi seksualne. On sam zaprzecza, ale to wystarczyło, by zaczął się kolejny rozdział obyczajowego skandalu z tym politykiem w roli głównej.
Stefan Niesiołowski kolejny raz stał się bohaterem seks skandalu Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Kolejny, ponieważ to, co dziś bulwersuje, nie ma takiej siły rażenia jak historia sprzed lat. Historia, którą można było przeczytać w rozdziale zatytułowanym "Spacery z erotomanem". O tym rozdziale w swoim życiu Niesiołowski też wolałby zapomnieć.

– Ta książka rozchodziła się jak ciepłe bułki. Pamiętam, że to krążyło jak biblia, z domu do domu. To było nie do pomyślenia. Myśleliśmy, że to jest naprawdę elita, że ten seks, to wygląda trochę inaczej, ładniej... Okazuje się, że nie, że władzy zawsze towarzyszyła jakaś bezkarność i duże wyuzdanie – tak brzmi odpowiedź mojej znajomej na pytanie, czy pamiętasz co działo się w 1992 roku, kiedy na rynku pojawiła się książka "Pamiętniki Anastazji P. Erotyczne immunitety”.

"Pamiętniki Anastazji P. Erotyczne immunitety"

Dałam posłowi telefon, zadzwonił do mnie w dniu, w którym Jerzy Urban w "NIE" zamieścił jego zdjęcie. Stefan stał tam w stroju piłkarskim, obok kobiety. Zdjęcie było wyretuszowane tak, że przez spodenki przebijał ogromny członek w stadium erekcji. Niesiołowski radził się, czy podać Urbana do sądu o zniesławienie. Odpowiedziałam:

– To śmieszne, jeszcze nikt nie wygrał procesu z Urbanem. Ale jeżeli pan chce, to mogę pójść do redakcji ze sprostowaniem, że w rzeczywistości gabaryty są dużo lepsze.

– Tak, to świetny pomysł, a nie chciałaby pani wcześniej sprawdzić?

– Nie, wierzę panu na słowo - zaczęłam się śmiać.

O tym, co można było w niej przeczytać, mówiło się jeszcze bardzo długo. Anastazja P. pojawiała się nawet w potocznej rozmowie. Była synonimem kochanki. Książka, w której hrabina Anastazja Potocka opisała swoje intymne kontakty z politykami, była tak rozchwytywana jak za komuny "Raz w roku w Skiroławkach" (opisywała życie seksualne mieszkańców wsi).


Marzena Domaros, pod pseudonimem Anastazja Potocka, trafiła do Sejmu w 1992 roku. Mogła obserwować posłów z loży dziennikarskiej, ponieważ udawała korespondentkę francuskiego dziennika "Le Figaro". Mówiła, że jest hrabiną i że przyjechała z Paryża. Wielbicieli jej urody i uroku nie brakowało.

W rzeczywistości Domaros miała niewiele wspólnego z Francją, pałacami i z wyższymi sferami. Pochodziła ze wsi Zblewo w województwie pomorskim. Mieszkała w PGR.

Przed przyjazdem do stolicy pracowała w gdańskiej gazecie "Wieczór Wybrzeża", skąd zniknęła po tym, jak na jaw wyszły jej przekręty. Ukradła redakcyjną pieczątkę, dzięki której oszukiwała przedsiębiorców. Oni jej płacili, a ona obiecywała reklamę w dzienniku.

Karierę w Warszawie oparła jednak na zupełnie innych fundamentach. Jej urok i czar zaślepił kilku nieszczęśników, których miała uwieść. Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller i Stefan Niesiołowski, oni na pewno znaleźli się w gronie tych, którzy woleliby, aby nigdy nie opuszczała Trójmiasta. Historia potoczyła się jednak zupełnie inaczej.
Anastazja Potocka wywołała jeden z głośniejszych skandali III RPFot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Anastazja i Stefan
Była młoda i atrakcyjna. Przyciągała wzrok. Kiedy przemykała sejmowy korytarzami, na jej wdzięki obojętny nie pozostał także Stefan Niesiołowski. Przynajmniej taką rzeczywistość przedstawia autorka książki. Kiedy tajemnice "Pamiętników" ujrzały światło dzienne, wtedy jeszcze konserwatywny polityk należący do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, wpadł w tarapaty.

Anastazja P., opisując Niesiołowskiego, nie stworzyła bohatera, a przynajmniej nie takiego jakim chciałby być. Dziś "jurny Stefan", jak mieli mówić o nim biznesmeni w podsłuchanych rozmowach, wtedy "psychopatyczny erotoman" (cytat za Anastazją P.). Z jej relacji rzeczywiście wyłania się właśnie taka postać. Choć wiele osób uznało, że opisane w książce rewelacje są kłamstwem.

Jeśli wierzyć autorce, poseł się jej nie spodobał. Ona natomiast rozgrzewała jego wyobraźnię. Najczęściej spotykali się w parku, rozmawiali na ławce, ale jak czytamy w książce "każdy temat kończył się na seksie".

Fałszywa hrabina nie planowała iść do łóżka akurat z tym politykiem. On miał podobno inne plany i nadzieje na rozwinięcie tej znajomości, dlatego ona grała na zwłokę. To, co m.in. zbulwersowało wtedy opinię publiczną, to choćby żartobliwa propozycja seks-trójkąta. Konfiguracja dość zaskakująca Potocka-Niesiołowski-Kwaśniewski.

Nie pociągał mnie w najmniejszym stopniu. Nie lubię facetów niechlujnych, a Stefan do nich należy. Ubiera się byle jak, często ubranie jest wymięte, obszarpane, a nawet brudne.

Intymne relacje, które można było znaleźć na kolejnych stronach książki, a które wtedy czytano z wypiekami na twarzy, nawet dziś wprawiają w osłupienie. Ich znajomość skończyła się, kiedy zniecierpliwiony Stefan Niesiołowski miał postawić Anastazję P. pod ścianą. Miała zdecydować, czy pójdzie z nim do łóżka, czy też nie.

Wjechałam na temat aborcji, był to czas, kiedy ta ustawa praktycznie przeszła. Byłam tym bardziej wkurzona, że poprzedniego dnia ekipa ZChN-owska do dwunastej w nocy szampanami opijała zwycięstwo. Zaprosił mnie tam Stefan, ale odmówiłam, bo takiego czegoś bym nie świętowała. Siedzieliśmy w barku za kratą, zadałam mu spokojnie pytanie:

– Jaki sens ma ustawa, kiedy coraz powszechniejsza staje się francuska pigułka, która roni ciążę i po problemie?

– Tak, ale w Polsce jej legalnie nie ma.

– Ja ją będę przywozić – stwierdziłam. 

Stefan zareplikował: – Jak tak, to ja będę ci na granicy wszystko przeszukiwał, łącznie z ginekologiczną kontrolą. 

– Jesteś pieprzonym hipokrytą – powiedziałam. Wtedy się zdenerwowałam.

Zapytałam: – A co będzie, jak zajdę z tobą w ciążę?

– Będziemy uważać – odpowiedział.

– Ale uważać nie można na 100%, jak zajdę, to co zrobisz?

– To będę wychowywał – odważnie powiedział pan poseł.

Erotyczne immunitety
Książka "Pamiętnik Anastazji P." wywołała trzęsienie ziemi. Znikała z półek sklepów oraz z bazarów w mgnieniu oka. Choć erotyczne ekscesy w niej opisane dotyczyły także m.in. Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego, tylko Stefan Niesiołowski wytoczył Domaros proces, który zresztą wygrał.

Hrabina tak szybko jednak nie zapomniała o pośle. Historia, której daleko do romantycznej, miała muzyczne rozwinięcie... Rok po ukazaniu się książki, każdy chętny mógł usłyszeć, utwory z płyty "Oczy Stefana. Piosenki Anastazji P.".

"Oczy Stefana jak czarna kawa, Włosy Stefana - płynąca lawa, Usta Stefana - pąsowy kwiat, Ach, zabierz mnie, Stefan, w daleki świat!" – tak brzmiał tekst jednej z piosenek.

Poszukiwana hrabina
Hrabina Potocka miała pecha. Rozgłoś, który skandalistce przyniosła publikacja "Pamiętników", spowodował że przypomniała sobie o niej policja. Za Marzeną Domaros rozesłano list gończy, ponieważ była poszukiwana m.in. za wyłudzenia.

Kobieta trafiła do aresztu, ale szybko go opuściła. Spekulowano wówczas, że pomogli jej ci, którzy byli odpowiedzialni za wprowadzenie jej do Sejmu lub ci, którym mogła zaszkodzić, ponieważ wiedziała dużo więcej niż napisała w książce. Do dziś nie brakuje opinii, że Domaros była sterowana przez służby specjalne (UOP). Nie udało się jednak tego nigdy potwierdzić.

Rysa na wizerunku Stefana Niesiołowskiego, którą kiedyś zrobiła Anastazja Potocka, dziś jest jeszcze większa. Poseł zaprzecza jednak, jakoby miał cokolwiek wspólnego z prostytutkami (media donoszą już o 31 kobietach, z którymi miał uprawiać seks). Poseł nie zamierza się jednak tłumaczyć, jak mówi ta afera ma tylko ukryć zamieszanie wokół tzw. taśm Kaczyńskiego.