Sąd wskazał poważne błędy prokuratury ws. żony Gawłowskiego. Nie wymieniła... czynów zabronionych
Prokuratura, stawiając kilka miesięcy temu zarzuty Renacie Listowskiej-Gawłowskiej, popełniła poważne błędy – wynika z uzasadnienia sądu, który argumentował, że nie zostało wskazane, na czym miały polegać czyny zabronione – podaje Onet.
Kupującymi byli Halina K. i Piotr K., teściowie pasierba Gawłowskiego. Śledczy jednak są przekonani, że była to pozorna transakcja, której celem było ukrycie, iż prawdziwym właścicielem mieszkania jest Gawłowski, a sama nieruchomość to łapówka.
Renata Listowska-Gawłowska usłyszała zarzut zarzut "polegający na podjęciu czynności mających na celu udaremnienie lub znaczne utrudnienie stwierdzenia pochodzenia przyjętej uprzednio w formie łapówki nieruchomości położonej w miejscowości Bol w Chorwacji". Nie zostało jednak wskazane, na czym miały polegać czyny zabronione.
Teraz Renata Listowska-Gawłowska toczy z prokuraturą bój o pieniądze. Prokurator zdecydował bowiem pierwotnie, że musi ona wpłacić poręczenie majątkowe w wysokości 100 tys. zł. Żona polityka pieniądze wpłaciła, ale odwołała się od tej decyzji. W październiku 2018 r. sąd nakazał prokuraturze zwrot 80 tys. zł. Wtedy śledczy wydali kolejne postanowienie o o zabezpieczeniu ewentualnej przyszłej kary na kwotę... dokładnie taką samą, czyli 80 tys. zł.
Jednak kolejna decyzja z grudnia także była korzystna dla żony posła Gawłowskiego. Sąd stwierdził, że Prokuratura Krajowa bezpodstawnie zdecydowała o zabezpieczeniu. Uzasadnienie tej decyzji było dla śledczych dobitne: "Prokurator stawiając podejrzanej zarzut (…) wskazał jedynie, że korzyść ta była związana z popełnieniem czynów zabronionych, jednak nie określił, o jakie czyny zabronione chodzi".
Listowska-Gawłowska mimo to pieniędzy nie dostała. Według komunikatu prokuratury z 4 stycznia żona posła usłyszała rozszerzony zarzut. Prokuratura znów zdecydowała o zabezpieczeniu, po raz kolejny na kwotę 80 tys. zł.
Pełnomocnik podejrzanej jest zdania, że nie mowy o żadnym rozszerzaniu zarzutów. – Sytuacja prawna mojej klientki nie zmieniła ani trochę. Nie pojawiły się żadne nowe dowody. To jest ten sam zarzut, tylko inaczej sformułowany – powiedział mecenas Rafał Wiechecki. Adwokat jest zdania, że prokuratura nie zamierza oddać pieniędzy, gdyż nie chce przyznać się do błędu.
Przypomnijmy, Stanisław Gawłowski został tymczasowo aresztowany w kwietniu 2018 r. po tym, jak szczecińska delegatura Prokuratury Krajowej zarzuciła mu popełnienie pięciu przestępstw, w tym trzech o charakterze korupcyjnym. Polityk wyszedł na wolność w lipcu.
O kulisach pobytu Gawłowskiego w areszcie opowiedział jego współlokator z celi w rozmowie z dziennikarzem naTemat Michałem Gąsiorem.
Wiadomo też, że politykowi miał pomagać w areszcie funkcjonariusz służby więziennej. Dostał za to zarzut prokuratorski z art. 231 kodeksu karnego o nadużyciu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Według nieoficjalnych informacji strażnik miał pomagać Gawłowskiemu między innymi dostarczając jego rodzinie informacje na temat rzeczy, których brakuje mu w celi.
źródło: Onet