Problemy zaufanego kierowcy Macierewicza. Ujawniono nowe fakty ws. wypadku

Łukasz Grzegorczyk
Wraca sprawa głośnego wypadku z udziałem Antoniego Macierewicza. Z ustaleń Onetu wynika, że jego ulubiony kierowca, pan Kazimierz, nie miał zezwolenia na kierowanie pojazdami uprzywilejowanymi. Niezbędne papiery służby miały wystawić mu ekspresowo, kilkanaście dni po zdarzeniu.
Nowe informacje o wypadku Macierewicza. Kierowca nie miał uprawnień. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jak podaje Onet.pl, w śledztwie dotyczącym wypadku z udziałem Antoniego Macierewicza w 2017 r. wyszły na jaw fakty niewygodne dla Kazimierza Bartosika. To kierowca polityka i jednocześnie osoba z kręgu jego najbardziej zaufanych ludzi. Z informacji portalu wynika, że w momencie wypadku ponad wszelką wątpliwość pan Kazimierz nie miał uprawnień do kierowania ministerialną limuzyną.

Tę kwestię wyłączono do oddzielnego śledztwa. Kiedy sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, szybko została umorzona. Onet poznał uzasadnienie tego umorzenia. Z dokumentów wynika, że Bartosik nie spełniał podstawowych wymogów prawnych wobec kierujących pojazdami uprzywilejowanymi. 


Jechał bez uprawnień?
Kierowca na przesłuchaniu miał pokazać co prawda zezwolenie do kierowania pojazdem uprzywilejowanym, tyle, że wystawione 6 lutego 2017 r., czyli 12 dni po wypadku. Z dokumentów ma wynikać, że odpowiednie papiery po czasie wystawiła Bartosikowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego, podległa wtedy Macierewiczowi.

To oznacza, że w momencie wypadku (25 stycznia 2017 r.), kierowca Macierewicza nie miał wymaganych uprawnień. Co więcej, pan Kazimierz na przesłuchaniu wcale nie ukrywał, że nie posiadał aktualnych badań lekarskich wymaganych do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych

Onet wskazuje na zdumiewające fragmenty uzasadnienia umorzenia śledztwa w tej sprawie. Według prokuratora mimo że BMW kierowane przez Bartosika było wyposażone w sygnały świetle i dźwiękowe, to wcale nie było pojazdem uprzywilejowanym, a zatem specjalne uprawnienia kierowcy nie były wymagane.



źródło: Onet.pl