PiS chce wskrzesić PKS? Oto jak 'ratował' jeden z nich. "Pisaliśmy do Szydło, Dudy. Oszukali nas"

Katarzyna Zuchowicz
Prośby słali do wszystkich "świętych". W przenośni i dosłownie. List otrzymał arcybiskup, biskupi, nawet Radio Maryja. Pisali do premier Beaty Szydło, do prezydenta Andrzeja Dudy, do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, do Jarosława Kaczyńskiego też. Nie licząc pism do NIK, Państwowej Inspekcji Pracy. Nic. – Prosiliśmy o ratunek dla naszego PKS – opowiada nam jeden z pracowników. Tylko arcybiskup odpisał, że będzie się za nich modlił. Ale nie wymodlił. PiS zawiódł na całej linii.
Byli pracownicy PKS z Krosna protestują podczas wizyty polityków PiS w Strachocinie. Czują się oszukani. Fot. Grzegorz Bukała / Agencja Gazeta
Jarosław Kaczyński poszedł na ostatniej konwencji PiS na całość. Rzucił nowym workiem obietnic, wśród nich jedna jakby rzucona mimochodem. – Przywrócone zostaną połączenia PKS, które były w ostatnich latach likwidowane – zapowiedział prezes.

Ciekawe jak PiS zamierza to zrobić. Bo historia z Krosna wcale nie napawa optymizmem. Wręcz przeciwnie. Tu pracownikom PKS PiS pokazał, że na ich pomoc nie mają co liczyć. Więcej – Beata Szydło osobiście obiecała im w poprzedniej kampanii wyborczej, że PiS im pomoże. A potem, jak twierdzą, wszyscy się na nich wypięli. PKS w ich mieście był wtedy w trudnej sytuacji, ale jeszcze działał. W firmie pracowało wówczas około 200 osób.


– Jak teraz odbudować nasz zakład, jeśli dziś jest tam wszystko zniszczone? To wręcz niemożliwe. Gdy zaczęliśmy alarmować polityków PiS o sytuacji, PKS Krosno było jeszcze do uratowania. Funkcjonowalibyśmy do dziś. Ale politycy PiS nie przyłożyli do tego palca – reaguje w rozmowie Andrzej Szczurek, kiedyś przewodniczący związków zawodowych w PKS Krosno. "Słyszeliśmy takie obiecanki"
W firmie pracował od 1983 roku. Od 2016 roku PKS-u w Krośnie praktycznie już nie ma. Pracownicy do dziś domagają się zaległych wynagrodzeń. – Około 100 pracowników czeka na uregulowanie zobowiązań pracowniczych, nawet do 50-60 tys. zł, które zakład pracy powinien wypłacić. Mi zalegają prawie 40 tys. zł. One są zasądzone przez sąd. Każdego dnia rosną odsetki – mówi nasz rozmówca.

I on, i inni pracownicy, czują się zawiedzeni obietnicami PiS, które okazały się bez pokrycia.

– Słyszeliśmy takie obiecanki. W 2015 roku kandydatka na premiera Beata Szydło wręcz zmusiła posłów Kuchcińskiego, Piotrowicza i Babinza, żeby nam pomogli. Ale żadnej pomocy nie było. Takie ładne deklaracje padają z ust polityków PiS, premiera Morawieckiego, a tutaj.... – mówi dziś rozżalony Andrzej Szczurek.

Sytuacja w PKS Krosno była skomplikowana, proces był długotrwały, więcej o tym pisaliśmy tutaj. Ale nie zmienia to faktu, że mimo obietnicy, nikt z władz centralnych nad nimi się nie pochylił. Pracownicy do dziś mają takie poczucie.


"Wołaliśmy o pomoc, prosiliśmy o ratowanie zakładu"
Mówią, że bezskutecznie dobijali się do gabinetów rządzących. Wysłali listy – do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, do premier Beaty Szydło, dwukrotnie do prezydenta Andrzeja Dudy, również do prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

– Wołaliśmy o pomoc. Prosiliśmy o ratowanie naszego zakładu pracy, bo ludzie stracą pracę, a mieszkańcy okolicznych gmin i ościennych powiatów nie będą mieli możliwości korzystania z usług przewozowych. W drugiej kolejności prosiliśmy o uregulowanie zaległych pensji. Ale sprawy były zamiatane pod dywan – słyszymy.

17 sierpnia 2015 roku piszą: "Prosimy o pomoc Pana Prezydenta w sprawie ratowania zakładu (...), który został nieuczciwie wyceniony i sprzedany za 399 tys. zł za zgodą starosty krośnieńskiego z PiS".

A kilka miesięcy później: "W nawiązaniu do poprzedniego pisma (...) stwierdzamy, iż nie zostały podjęte działania, które miałyby na celu polepszyć sytuację zakładu".

Jeszcze przed "dobrą zmianą" pracownicy PKS alarmowali też biskupów i Radio Maryja. W 2014 roku TV Trwam przysłała ekipę, zrobiła o nich reportaż. Arcybiskup Józef Michalik odpisał, że będzie się modlił w ich intencji.

Nie pomogła "Solidarność" Piotra Dudy, z którą się skonfliktowali i – jak twierdzą – niesłusznie zostali rozwiązani. Jako delegaci regionu Podkarpacie NSZZ Solidarność wysłali apel "do najwyższych władz państwowych o podjęcie działań, które mogłyby wpłynąć korzystnie na sytuację pracowników i zakładu pracy".

"Zaufaliśmy wam, a wy nas oszukaliście"
Gdy we wrześniu 2018 roku, przed wyborami samorządowymi, Beata Szydło przyjechała w ich okolice, zrobili transparenty i pojechali do Strachocina. Napisali na nich: "Zaufaliśmy wam, a wy nas oszukaliście", "PKS Krosno dramat i skandal”.

– Chcieliśmy przypomnieć Beacie Szydło, że wciąż pamiętamy o obietnicach pomocy. Przyjechał z nią również minister Ziobro oraz marszałkowie Kuchciński i Terlecki. Ale nikt z nich nawet nie spojrzał w naszą stronę, choć byli od nas kilka metrów – opowiada Andrzej Szczurek. Tylko arcybiskup i poseł PiS Andrzej Melak podeszli do nich. Z Melakiem byli potem w kontakcie, wysłali mu dokumentację, ale i on przyznał potem, że sprawa jest trudna.

Andrzej Szczurek przypomina sobie jeszcze jedną wizytę polityków PiS w Strachocinie, gdy byli pracownicy PKS apelowali o pomoc. Było to rok wcześniej, w maju 2017 roku. – Był m.in. wicemarszałek Sejmu, poseł Terlecki, który z nami rozmawiał. Wziął od nas telefony, mówił, że do dwóch tygodni odezwie się z propozycją. Ale odpowiedzi nie było. Dlatego, jak przyjechał we wrześniu 2018 roku to go wołałem: "Panie marszałku, Pan obiecał pomoc". Nie zareagował – wspomina nasz rozmówca.

"Jak reaktywują, wracam do pracy"
Były szef związkowej "Solidarności" mówi, że jak będzie trzeba, to byli pracownicy PKS Krosno zwrócą się do nowotworzących się partii. Zapowiada, że nie zamierzają odpuszczać. Jeśli politycy PiS pojawią się w okolicy, będą im się przypominać.

A co, gdyby PiS jednak reaktywował PKS? O zapowiedzi rządzących informuje w sieci również PiS Krosno. – To ja wracam do pracy. I jestem przekonany, że byli pracownicy też – odpowiada. Do emerytury brakuje mu dwa lata i dwa miesiące. Ale, jak opowiada, PKS jest już sprzedany – tu pisaliśmy o tym więcej, zrobił to starosta z PiS jeszcze w 2013 roku: – Część dworca autobusowego jest jeszcze w rękach PKS, bo on niby de facto jeszcze istnieje, ale tam nikt nie pracuje. Dziś z tego miejsca korzystają prywatni przewoźnicy.

Póki co pracownicy PKS z Krosna zamierzają pisać do Morawieckiego. I jeszcze raz do Szydło. – Wybiera się do PE, trzeba jej przypomnieć, co obiecała. Jeśli podczas kampanii przyjedzie do Małopolski, zaraz do niej jedziemy – słyszymy.