"Córka trenera" przywraca wiarę w polskie kino. Musicie to zobaczyć
Dla wielu rodaków pójście do kina na polską komedię wiąże się z zachowaniem zasad pełnej konspiracji; porównywalnej z wizytą w sex shopie.To rodzaj grzesznej, wstydliwej przyjemności: z jednej strony chcesz pośmiać się do rozpuku na kolejnym głupkowanym "dziele" z Tomaszem Karolakiem, Maciejem Stuhrem i Piotrem Adamczykiem, lecz zarazem z tyłu głowy kołacze się myśl, że to przecież straszliwy obciach.
W tym miejscu zaznaczmy jasno i wyraźnie: podciągając "Córkę trenera" pod taki gatunek filmowy w absolutnie żadnym wypadku nie należy mówić o czymś jakkolwiek zbliżonym do "Ambassady", "Last Minute", tudzież trylogii "Planeta singli"!
To raczej wysmakowany miks, w którym znajdziesz zarówno humor, jak i elementy kina drogi, dramatu obyczajowego oraz tego "czegoś", co sprawia, że obraz może być śmiało puszczany na festiwalach kina niezależnego, licząc na owację na stojąco po napisach końcowych.
Nie jest to turniej wielkoszlemowy, a jednak na brak emocji nie można tu narzekać•Fot. mat. prasowe
Po drodze pojawia się całe spektrum emocji, napięć, huśtawek emocjonalnych i dylematów, jakie po prostu muszą towarzyszyć relacjom bezgranicznie zakochanego w swej latorośli ojca oraz nastolatki, która właśnie zaczyna odczuwać potrzebę wymknięcia się z spod jego skrzydeł. Zwłaszcza gdy znaczną część życia spędzają zamknięci w kabinie samochodu
Oto pokusy związane z płcią przeciwną i używkami, tudzież wszelakie rzeczy, które mogą dawać człowiekowi szczęście, lecz stoją w zdecydowanej sprzeczności z ogromnymi poświęceniami, jakich wymaga wielka kariera sportowa.
Chcesz zobaczyć pięknie sfilmowaną "Polskę B"? Ruszaj do kina•Fot. mat. prasowe
Warto nadmienić bowiem, że powyższy aktor zagrał trenera-perfekcjonistę na takim poziomie, w jakim odbija piłki tenisowe Novak Đoković. Przy okazji: Braciak również jest swoistym debiutantem: choć aktor ów od lat jest jednym z największych dóbr rodzimej kinematografii, dopiero dziś – z pięćdziesiątką na karku – po raz pierwszy otrzymał rolę główną.
Drugi film pełnometrażowy Łukasza Grzegorzka (w roku 2016 dał nam niezłego "Kampera") to jeden z tych nielicznych tytułów, które pozwalają wierzyć optymistom, głoszącym, że polska kinematografia ma się coraz lepiej.