Kaczyński może mieć kłopoty. Giertych stracił nerwy i idzie do sądu

Ola Gersz
Jarosław Kaczyński się doigrał? Na to wygląda. Prezes PiS nie odebrał wezwania do zapłaty dużej sumy pieniędzy Geraldowi Birgfellnerowi, który miał zbudować wieżowce K-Towers, i Roman Gietych postanowił zainterweniować. W sądzie.
Jarosław Kaczyński może mieć kłopoty Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Opublikowane na początku tego roku przez "Gazetę Wyborczą" tzw. taśmy Kaczyńskiego wywołały spore poruszenie. Okazało się, że austriacki biznesmen Gerald Birgfellner – prywatnie członek rodziny prezesa PiS – otrzymał od spółki Srebrna zlecenie na budowę dwóch wieżowców K-Towers w centrum Warszawy. Budowa jednak w końcu nie nastąpiła i Birgfellner, który utrzymuje, że nie otrzymał wynagrodzenia, domaga się teraz od spółki zapłaty ok. 40 milionów złotych.

Pełnomocnik Austriaka Roman Giertych pod koniec lutego wysłał do Kaczyńskiego wezwanie do zwrotu 50 tysięcy złotych. Jak powiedział w prokuraturze Birgfellner, prezes PiS pobrał pieniądze 7 lutego 2018 r. i miał je przekazać "zaginionemu" księdzu Rafałowi Sawiczowi z rady fundacji w Instytucie im. Lecha Kaczyńskiego, którego "odnalazł" poseł Brejza.


Prezes PiS miał na zapłatę siedem dni. Jak jednak ujawnił teraz Giertych na Twitterze, Kaczyński nie tylko nie oddał pieniędzy, ale... nie odebrał nawet wezwania. Jak podkreślił prawnik, wezwanie nie trafiło do niego "pomimo dwukrotnego awiza". Co to oznacza? "W przyszłym tygodniu kierujemy sprawę do sądu" – poinformował Giertych. Przypomnijmy, że Jarosław Kaczyński nie był jak dotąd przesłuchany w sprawie Srebrnej w prokuraturze. Na nagraniach opublikowanych przez "Wyborczą" zadeklarował on zapłatę Birgfellnerowi wynagrodzenia, teraz utrzymuje, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Z kolei sama prokuratura ma wątpliwości, czy Austriak został faktycznie oszukany.