"Ignorancja jest wielkim złem ". Nauczyciel Roku o Kościele i paleniu "Harry'ego Pottera"
Harry Potter sobie na to nie zasłużył. Nie zasłużył sobie na to, aby spłonąć w ognisku. – Widzieć szatana w książce dla dzieci, której bohaterem jest walcząca z całym złem sierotka, dobry kumpel wspierający ludzi? To jest taka głupota, że nie mam współczucia – mówi w rozmowie z naTemat Przemysław Staroń, pedagog, psycholog i kulturoznawca, Nauczyciel Roku 2018. To jego odpowiedź na to, co wydarzyło się w Gdańsku.
Przemysław Staroń przyznaje, że w swojej pracy bardzo często korzysta z tego co można znaleźć w "Harrym Potterze" J.K. Rowling, ponieważ jego zdaniem to opowieść o miłości, przyjaźni. nadziei i szacunku.
Naturalnie, że mnie to boli. Przykro jest, kiedy widzimy, jak coś, co jest wartościowe, zostaje uznane za tak duże zagrożenie, że rzuca się to na stos. Jednocześnie chcę podkreślić, że specjalnie mnie to nie dziwi. Nie dziwi mnie dlatego, że znam sposób myślenia fanatyków religijnych. Oni naprawdę są w stanie dopatrzeć się zła wszędzie, w zupełnie absurdalnych kontekstach.
Gdyby weszła teraz pani na stronę Wikipedii angielskiej i znalazła takie hasło: "List of book-burning incidents", to niestety to, co się wydarzyło w Gdańsku, zostało już tam dodane. W kategorii "XXI wiek" przedostatni wpis dotyczy spalenia książek w publicznej bibliotece w Mosulu przez ISIS, a potem jest Polska: "Harry Potter and other fantasy books (by Catholic priests in Poland, 2019)".
On sobie na to nie zasłużył, żeby to było jasne. Natomiast w głowach fanatyków tak samo "zasłużył” sobie na potępianie jak np. homoseksualiści, muzułmanie czy wiele innych grup.
Pan jest fanem tej książki?
Faktycznie mogę powiedzieć, że jestem fanem, ale to, co jest dla mnie ważniejsze, to to, że wykorzystuję ją, całe to uniwersum, w pracy nauczyciela. W moim kontekście to jest chyba najważniejsze.
Jak pan wykorzystuje książkę w pracy?
Często mówię, że jestem antropologiem opowieści. Bardzo mocno rozumiem, jak wpływają one na człowieka, jaką rolę odegrały w historii kultury i też w jaki sposób oddziałują psychologicznie. Zawsze uważałem, że słowo, opowieść i metafora mają olbrzymią moc. Nauczając wykorzystuję więc wiele różnych treści, symboli i mitów. Natomiast "Harry Potter" jest o tyle szczególny, że mamy do czynienia z jedyną opowieścią na taką skalę, której akcja dzieje się w szkole.
Jestem także fanem "Małego Księcia" czy "Władcy Pierścieni" i naprawdę często odwołuję się także do metafor z tych książek, jednak trudno mi zaimplementować chociażby właśnie "Władcę Pierścieni" do codzienności dydaktycznej.
"Harry Potter" to nie jest jednak książka, której akcja dzieje się po prostu w szkole. Hogwart jest osobnym bytem. Nie jest to ot budynek, jakaś szkółka stanowiąca tło fabuły. Szkoła u Rowling trochę przypomina mi koncepcję Gai. Koncepcja ta zakłada, że Ziemia to superorganizm. Hogwart jawi mi się jako osobny bohater opowieści. Zresztą ta ostateczna bitwa jest właśnie o Hogwart.
To on jest symbolem wolności, szacunku, niezależności. Całe zastępy złych bohaterów pod rządami Voldemorta przejmują bez problemu Ministerstwo Magii, natomiast szkoła staje się celem ostatecznym, na którym w konsekwencji łamią sobie zęby. Dla mnie było to czymś naturalnym, żeby korzystać z tego uniwersum, ponieważ dla perspektywy nauczania jest niesamowicie czymś wdzięcznym.
"Harry'ego Pottera" staram się wykorzystywać totalnie. W każdym aspekcie. Wartości, które są zawarte w książce, to nie są wartości Rowling czy Pottera, to są wartości, które autorka rozpoznała jako uniwersalne, ponadczasowe wartości całej ludzkości np. szacunek, miłość, przyjaźń, solidarność.
Staram się również, aby edukacja była pełna magii, czyli zarówno interesująca, jak i pełna szacunku. Albus Dumbledore wprost mówi w "Harrym Potterze", że najpotężniejszym rodzajem magii jest miłość.
Prowadzę fakultet filozoficzny, który nazywa się "Zakon Feniksa". W mojej sali jest mnóstwo artefaktów, które nawiązują do Pottera. Część z nich to rzeczy, które przynoszą różne osoby np. dosłownie godzinę temu od autorki bloga www.psychologicoach.pl dostaliśmy książkę o różdżkach.
Na ścianie wisi też prezent od moich uczniów. Jest to portret Albusa Dumbledore'a z wklejoną moją twarzą. Są różdżki wystrugane przez mojego ucznia, chociaż on uznaje, że tak naprawdę są one dziełem polskiego wytwórcy różdżek, Władysława Wilczka, i twierdzi, że nie zrobił żadnego happeningu polegającego na wręczeniu nam tych różdżek, że po prostu przyjechał do nas Władysław Wilczek, a jeśli tego nie widzę, to znaczy, że jestem mugolem (śmiech).
Mojej poprzedniej klasie przygotowałem tablo w postaci… Mapy Huncwotów. Są na niej zdjęcia absolwentów i jest podpis "I will never lose sight of you". Chciałem im dać do zrozumienia, że nigdy nie stracę ich z oczu, zawsze będę śledzić ich poczynania w dorosłym życiu. Byli naprawdę wzruszeni.
Wracając do tych artefaktów, o których pan wspominał. "Harry Potter" pomaga panu rozbudzać kreatywność?
Dla mnie to jest jedna z najważniejszych wartości. Z jednej strony kreatywna dydaktyka, a z drugiej - dydaktyka kreatywności. Nie chodzi o to, aby tworzyć piękne prace (choć nie jest to niczym złym!), chodzi o to, aby tworząc np. galerie obrazów na WOK, przełamywać schematy.
Kreatywność jest czymś, co wykorzystuję i co chcę wyćwiczyć, a niesamowite połączenie lekkości, humoru i głębi charakteryzujące dzieło Rowling jest dla mnie super narzędziem. Spokojnie, moi uczniowie nie muszą znać książki na pamięć (śmiech).
Podam przykład: staram się motywować dzieciaki do działania. Czasami jest to przygotowanie do Olimpiady Filozoficznej, a czasami coś zupełnie innego. W zeszłym roku szukaliśmy dawcy szpiku dla koleżanki z pracy. Mówiono nam, że jest to prawie niemożliwe. Dawców znalazło się trzech. Przeszczep się odbył, wszystko się udało, ale niestety później jej organizm zaczął się wyłączać i zmarła.
Dostaliśmy później informację, że dzięki naszej akcji znalazł się bliźniak genetyczny dla człowieka mieszkającego w USA. Przy tych działaniach bardzo mocno wspierałem uczniów i stymulowałem ich metaforyką Hogwartu np. walkę o zdrowie Lidii nazwałem bitwą o Hogwart. Cały czas podkreślałem też, że to jest symbol magii i miłości, która jest w naszej szkole.
Wasza szkoła jest jak Hogwart?
Tak! Przede wszystkim dlatego, że tak jak mówił Dumbledore, w Hogwarcie każdy, kto poprosi o pomoc, otrzyma ją. My też nie zostawiamy nikogo na lodzie. Kiedy szukaliśmy dawcy szpiku, cytowałem inne słowa Albusa, który w III części książki mówił: "tej nocy możecie uratować więcej niż jedno życie". W różnych sytuacjach wykorzystuję te fragmenty.
Pomaga mi to w uwidocznieniu sensowności różnych działań, zwracaniu uwagi na wartości. Do dzieciaków to trafia. Mega do nich trafia. Kiedy dzieci przeżywają trudności, staram się przypominać, że "nawet w najciemniejszych czasach można znaleźć szczęście, jeśli będziemy tylko pamiętali o zapaleniu światła”.
Trzeba przyznać, że Rowling jest bardzo mądrą osobą. Nie chodzi o to, że jest wyłącznie oczytana erudytką. Jej pomysł na walkę z boginami to jeden ze sposobów na radzenie sobie z fobiami. Trzeba je wyśmiać.
Dementorzy symbolizują stany depresyjne. Sposobem na nich jest przypomnienie sobie najszczęśliwszych chwil w życiu i wezwanie opiekuna. No i wsparcie się kostką czekolady! Oczywiście "Harry Potter” nie zastąpi wizyty u specjalisty, ale daje bardzo cenną trampolinę do odbicia się od tego, co smutne, ciemne, trudne.
To jest smutne, ale tak samo zrobiono z przesłaniem Jezusa z Nazaretu, który mówił o pełnym szacunku do każdego człowieka, bezwzględnym szacunku. A polski Episkopat protestuje przeciwko Karcie LGBT+, która dla niektórych jest jedyną szansą na bezpieczeństwo.
Uważa pan, że ci, którzy spalili książki Rowling, to źli ludzie, czy po prostu chodzi o ignorancję?
Ignorancja jest sama w sobie wielkim złem. Mam takie wrażenie, że takie postawy biorą się z ignorancji szeroko rozumianej. Nie jest ona związana tylko z brakiem wiedzy, ale też brakiem kontaktu ze źródłami. W ogóle by mnie to nie zdziwiło, gdyby te osoby Pottera nie czytały.
Wcześniej też tak bywało. Ci, którzy mówili, że "Harry Potter" jest zagrożeniem, przyciśnięci do muru przyznawali: "Nie, nie, ja nie czytałem, ale słyszałem". Najważniejsze jest jednak to, że człowiek, który nie jest ignorantem, będzie powstrzymywał się przed oceną.
Pomijam już, że to palenie książek, figurek itd. jest niezgodne z oficjalną deklaracją Kościoła katolickiego "Nostra aetate”, która powstała podczas Soboru Watykańskiego II. Tam wprost jest napisane, że katolicy mają strzec tego, co dobre jest w innych religiach.
Kościół mówi też, że materia nie może być dobra albo zła. Różaniec nie jest amuletem, a posążek boga z innej religii nie jest przesiąknięty szatańską mocą (sic!). To jest zabobon, który totalnie stoi w sprzeczności z istotą chrześcijaństwa. I to jest tak naprawdę wiara w magię. Rowling nie zachęca do wiary w czary i magiczne przedmioty – a tacy ludzie niestety tak.
A nie jest tak, że dziś, kiedy wiemy, że są większe problemy w Kościele i jest z czym walczyć, palenie książek wydaje się groteskowe?
Zgadzam się, chociaż groteskowe to chyba w tym przypadku eufemizm. To jest jakieś arcygroteskowe. Kiedyś usłyszałem, że w Polsce siedzi się za tysiące, a nie za miliony. Nie ściga się tych, którzy robią naprawdę bardzo bezprawne rzeczy, łącznie z naszym rządem, który nie szanuje Konstytucji. To jest cenna analogia do tego, co często obserwujemy w polskim Kościele.
Ktoś kiedyś powiedział, że niektóre osoby religijne mają pewien szczególny rodzaj problemów ze wzrokiem. Widzieć szatana w książce dla dzieci, której bohaterem jest walcząca z całym złem sierotka, dobry kumpel wspierający ludzi? Nie widzi się go w rozpasaniu ekonomiczno-obyczajowym kleru, nie mówiąc już o tuszowaniu aktów pedofilskich. To jest to, o czym śpiewał pan Kleks: pozamieniano zło i dobro kostiumami.
Rodzice nigdy nie krytykowali pana sposobu nauczania polegającego na odwoływaniu się do Pottera?
Nie, ale spotkałem się z kilkoma takimi sytuacjami poza szkołą. Po moim wystąpieniu na konferencji uniwersyteckiej podeszła do mnie pewna kobieta i powiedziała: "Super pan rzeczy robi, ale ta pana promocja satanizmu jest bardzo niepokojąca".
I jak pan reaguje na takie upomnienia?
Ilość takich sytuacji mogę policzyć na palcach jednej ręki. Reaguję albo ironią, albo rzetelnie wyjaśniam, najczęściej łącząc jedno z drugim. Czasami też ignoruję. Kiedy studiowałem na KUL-u, wraz z kolegą przeanalizowałem "Wiedźmina", "Harry’ego Pottera" i generalnie kilka książek z zakresu fantastyki, podeszliśmy do tego maksymalnie badawczo i doszliśmy do wniosku, że trudno tu dopatrzyć się czegoś złego. Oczywiście jeśli ktoś bardzo chce, to dopatrzy się wszędzie. Ale to tak samo jakby powiedzieć, że przesłaniem Biblii jest zabijanie innych w imię Boga.
Jeśli chodzi o ignorancję, to muszę powiedzieć o jeszcze jednej kwestii. Niektórzy są ignorantami w kwestii mechanizmów oddziaływania literatury na człowieka. W baśniach czy w ogóle w takich opowieściach jak seria Rowling bardzo istotne jest to, że wszystko zależy od tego, z kim my jako czytelnicy się identyfikujemy.
Historie dla nas ważne, dobre i cenne to te, w których identyfikujemy się z dobrym bohaterem. W Harrym Potterze sprawa jest jasna, tym złym jest Lord Voldemort i żaden z czytelników raczej nie pała do niego sympatią.
Palenie książek może źle wpłynąć na czytelników?
Trzeba powiedzieć sobie jasno, że Kościół katolicki wśród młodych nie ma już wielkiego autorytetu, niemniej jednak może być to kolejnym kamyczkiem do ogródka laicyzacji społeczeństwa.
Martwię się nie o czytelników, tylko o ministrantów, którzy są na tych zdjęciach. Rozpoznać człowieka nie jest trudno. Oni być może służyli do mszy i musieli brać w tym udział, bo ksiądz tak kazał, a niestety w relacjach ministrantów z księżmi często widać bardzo wyraźną nierównorzędność; księdzu się nie podskakuje. Boję się tego hejtu, który może spotkać dzieci.
To, co się wydarzyło, świadczy o totalnej bezmyślności. To jest taka głupota, że nie mam współczucia dla dorosłych autorów i wykonawców tego pomysłu. Jednocześnie podkreślam jasno: nie wolno w stosunku do nich reagować chamstwem, czy szeroko rozumianą agresją, bo ta chora spirala hejtu musi zostać zatrzymana przez ludzi mądrych. Wychodzi na to, że paradoksalnie w tej chwili bardziej ewangelicznie myślę o tych księżach, niż oni o "Harrym Potterze".