PiS naprawdę miał wszystkie asy w rękawie. Dziś w Polsce nie ma dziedziny życia, która nie jest w chaosie

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Jesienią 2015 roku PiS i satelickie partyjki miały wszystkie argumenty za tym, aby rządzić w Polsce więcej niż dwie kadencje.
Fot. Sławomir Kamiński / Montaż naTemat
Rozbita Platforma, zniesmaczeni jej nieudolnością w sprawie Zbigniewa Ziobry i nagraniami z Sowy wyborcy, będąca na fali Nowoczesna, z którą Kaczyńskiemu łatwiej było walczyć, populistyczno-nacjonalistyczny projekt Pawła Kukiza, i najważniejsze: obudzone nadzieje części społeczeństwa, która do tej pory uważała się za odstawioną na boczny tor, niedocenioną i poniżaną (według niej) przez władzę.

Już w 2014 roku można było odnieść wrażenie, że zmienia się nastawienie wyborców, czego pierwszym sygnałem (całkowicie przespanym przez PO) były wybory samorządowe. Wrażenie to zostało utrwalone kilka miesięcy później, podczas wyborów prezydenckich. Wygrana Andrzeja Dudy nawet dla samego Kaczyńskiego była zaskoczeniem, co nie zmienia faktu, że dała mu wiatru w żagle podczas wyborów parlamentarnych.


Na jesieni 2015 roku PiS miał więc w swoich rękach dosłownie wszystkie asy w talii kart, aby zrealizować swoje marzenie z lat 2005-2007. Wtedy jednak miał koalicjantów, których nie udało mu się do końca spacyfikować. W 2015 dostał to, o czym marzył od lat – parlamentarną większość, czyli samodzielne rządy. A w prezencie od Platformy dostał jeszcze coś, coś ważniejszego niż tę większość, a mianowicie wychodzącą z kryzysu gospodarkę, wzmacniającą się z każdym miesiącem dzięki ogólnoświatowej hossie.

Miał więc Kaczyński dosłownie wszystko w ręku, do czego dążył – pełną władzę, koniunkturę gospodarczą i dość zasobny skarbiec, odziedziczony po poprzednikach. Mógł w Polsce zrobić wszystko, aby rządzić tu przez lata.

Miał też coś, co sam w narodzie rozbudził, połowę społeczeństwa żądnego zemsty, więzień i ludowych sądów. Jego wyborcy chcieli dwóch rzeczy, obiecanych w czasie kampanii: 500+ i pełnych cel dla polityków Platformy, na czele z tym najbardziej znienawidzonym Donaldem Tuskiem.

Wszyscy ludzie Kaczyńskiego...
Miał jeszcze coś – za plecami całą armię wygłodniałych działaczy, ich pociotków i wchodzących do polityki młodych ludzi, gotowych na wszystko, na każde działanie na skróty, w imię jednego – kariery osobistej i wygodnego życia. Oni wszyscy chcieli tylko tego: pieniędzy dla siebie i swoich licznych rodzin.

Ideowość? Jaka ideowość? Jedyną ideą obozu Zjednoczonej Prawicy jest własna kieszeń. Nie twierdzę, że poprzednie ekipy wolne były od afer, ale gdy porównuję dzisiaj sprawę zegarka ministra Nowaka z aferami obecnej władzy, widać wyraźnie, jak daleką granicę odporności na nie mają wyborcy Zjednoczonej Prawicy.

Jeszcze w wieczór wyborczy 2015 roku Kaczyński mówił z mównicy, tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników exit poll: nie będzie żadnej zemsty na poprzednikach. Jak zawsze, każde słowa tego obozu politycznego brać trzeba w duży nawias lub dzielić przez 10. Wtedy wystarczyło, aby Kaczyński zrobił dwie rzeczy, by zbudować tu państwo swoich marzeń: dać ludziom obiecane 500+ i stopniowo, delikatnie, rozmontowywać państwo prawa.

Skok na Trybunał był kompletnie pozbawiony sensu, bo przecież kilka miesięcy później, samoistnie i zgodnie z Konstytucją, nastąpiłaby wymiana sędziów, a mając większość w Parlamencie i prezydenta na gwizdek, i tak można by było uchwalić, co się chciało. Ciche zwiększenie władzy w prokuraturze też można było zrobić bez tych wszystkich fajerwerków. Wymienić prezesów sądów – także.

Takie ciche rozmontowywanie państwa prawa połączone z miliardami rzucanymi ludziom w ramach programu 500+, do tego rosnąca gospodarka, zamknęłoby usta wszystkim krytykom, odbierając im najcięższą amunicję.

Co się więc stało? Co było powodem, że taki dar od losu, tyle zmiennych pozytywnych dla każdej władzy, poszło w krótkim czasie z dymem?

Odpowiedź jest prosta i oczywista: to mentalność tego obozu. Mentalność ludzi, którzy go tworzą. Pazerność na władzę, nienasycenie w napełnianiu własnych kieszeni, krótkowzroczność, zaślepienie, wrodzona nienawiść do każdego, kto myśli inaczej, głębokie powiązania z kościołem, który nota bene od lat poddawał się wszystkim najgorszym procesom gnilnym oraz poczucie wyższości. Wszystko to razem połączone z dzierżeniem władzy w zasadzie absolutnej, musiało dać efekt taki, jaki dało.

Ta władza wymyśliła sobie bardzo prosty schemat działania, swoisty modus operandi: rozdamy ludziom 500+, a w zamian będziemy bezkarni. Jak powiedział klasyk PiS-owskiej propagandy – ciemny lud wszystko kupi. I to działało ponad trzy lata. Działało, bo już przestaje działać.

Nie twierdzę, że każda członkini czy członek tego obozu, to zdeprawowany człowiek, ale obserwując bacznie zachowania tych ludzi, konstatuję, iż tych niedotkniętych grzechami jest doprawdy niewielu. A wyjątki zawsze potwierdzą regułę.

...i jego dzienniczki
Rozdawanie pieniędzy (cudzych, bo przecież nie rozdają własnych) i burzenie wszystkiego nie wymaga żadnych nadzwyczajnych zdolności. Czymś nadzwyczajnym jest tworzenie, budowanie, czy naprawianie. Wie to każdy, komu choć raz w życiu przyszło coś stworzyć, zbudować lub choćby naprawić. Ta władza niczego przez cztery lata nie stworzyła, nie zbudowała i niczego nie naprawiła.

Nawet szczycenie się zwiększonymi wpływami podatkowymi do budżetu nie jest ich zasługą, tylko wynikiem zmian wprowadzonych przez poprzedników, wspartymi hossą światowej gospodarki. Kaczyński nie potrafił nawet postawić dwóch wielkich wież na chwałę swoją i swego brata.

Konkrety? Bardzo proszę. Program "Mieszkanie+". Ile mieszkań powstało? 500. Tak, pięćset. Program "Leki+ dla seniorów". Które są bezpłatne? Na pewno nie te, które w danym schorzeniu są wiodące. Mam teściową z zaawansowanym Alzheimerem, wiem, co mówię. Wiodącego leku nie możemy kupić nawet ze zniżką.

Frankowicze? Nawet namiastki tej obietnicy nie ma. Szkolnictwo? Rozwalone, o czym większość Polaków dowie się tak naprawdę we wrześniu i w czasie rozpoczętego właśnie strajku zdesperowanych nauczycieli.

Służba zdrowia? Rozwalona, o czym wie niemal każdy Polak, który ma jakąkolwiek styczność z lecznictwem. Sądownictwo? Poza podzielonym środowiskiem, częściowo wystraszonym, częściowo ześwinionym, nic, co jest ważne dla obywatela nie poprawiło się. A polska armia? Gdzie są śmigłowce, gdzie inne uzbrojenie? Co się stało z najbardziej doświadczonymi dowódcami?

Kto ich wyrzucił z wojska? Niespotykana dotąd liczba katastrof samolotów i śmigłowców jest odpowiedzią na te pytania. Nie wspomnę żenujących projektów typu promy, pływające po Bałtyku, elektryczne polskie auta, które milionami miały jeździć po polskich drogach, czy kurioza pod nazwą Centralny Port Komunikacyjny i Mierzeja Wiślana.

W zasadzie nie ma dziedziny życia, w której nie byłoby chaosu. Ten kraj jest w autentycznej ruinie i jest to jedyna obietnica wyborcza, którą Zjednoczona Prawica zrealizowała w pełni, bo nawet te nieszczęsne 500+ od dawna już nim nie jest. Bo żeby coś stworzyć, zbudować, czy choćby naprawić trzeba mieć przede wszystkim wiedzę, ale też umiejętności i odwagę. Odwagę tworzenia, czyli też zdolność akceptacji porażek, które są immanentnym elementem czegoś powstawania.

Ta ekipa nie ma żadnej z tych cech. A jak donosi poniedziałkowy Fakt, prezes Kaczyński założył wszystkim swoim posłom dzienniczki. Dzienniczki Kaczyńskiego służą do zaznaczania swojej aktywności w terenie oraz do zapisywania złotych myśli prezesa. Nie, to nie jest żart, to jest współczesna, polska rzeczywistość.

Miej to wszystko na uwadze, obywatelu, wiosną i jesienią tego roku, i wiosną roku przyszłego. W Twoich rękach jest przyszłość Twoja, Twoich dzieci i Twoich wnuków, czyli przyszłość Ojczyzny Twojej. Sam zdecyduj, czy wybierzesz przyszłość Polski, czy jej przeszłość.

Good night and good luck.