Tak szczerej rozmowy o strajku jeszcze nie czytałeś. Związkowiec zdradza kulisy strajku z dala od kamer
– Oczekują publicznego napiętnowania tych, którzy nie tworzą jedności nauczycielskiej – Adam Zygmunt prezes zachodniopomorskiego okręgu ZNP, w rozmowie z naTemat przyznaje, że środowisko nauczycieli się podzieliło. Emocje po obydwu stronach - wśród protestujących i tych, którzy nie zdecydowali się na taki krok - są bardzo gorące. Tak szczerej rozmowy o strajku jeszcze nie czytaliście.
Nastroje są bojowe, ale jestem podbudowany. Od 6:30 ciągle jestem przy telefonie, do południa nie zdążyłem nawet śniadania zjeść, dzwonią prezesi i za każdym razem mówią: "Panie prezesie trzymamy się, nie damy się". Żądają strajku tylko z przerwą świąteczną, aby nie było możliwości przeprowadzenia rad pedagogicznych, żeby nie było klasyfikacji.
Do szkół, podczas egzaminów wprowadzono strażaków, księży, zakonników, ale jeśli o klasyfikację chodzi, to nie mogą tego zrobić. To co się stało, naprawdę zbulwersowało nauczycieli. Wczoraj ubrani na czarno stali w szpalerach, a tzw. łamistrajki przechodziły między nimi, idąc na egzaminy.
Witano ich w ciszy. Nic nie mówiono. Część chyłkiem uciekała, przechodziła bokiem. Strajkujący pytali, czy mogą wziąć trąbki, czy mogą gwizdać lub grać na gitarze głośno. Było jednak polecenie "nie przeszkadzać". Walczymy o pieniądze, walczymy z rządem, z ministerstwem, ale nie walczymy z uczniami. Oni niech piszą egzaminy w spokoju.
Wszyscy do tej decyzji się dostosowali, chociaż byli bardzo rozgoryczeni, że nauczyciel w szkole jest już niepotrzebny, bo może przyjdzie ktoś inny i załatwi sprawę. Tak jak komisja w Choszcznie, trzech księży, jedna dyrektorka i jeden pracownik gminy i to jest elita, która dba o przebieg egzaminów.
To jednak nie są nauczyciele. Jest większe rozgoryczenie, jeśli chodzi o niestrajkujących kolegów?
Najpierw chcę powiedzieć, że kuratorium poniosło porażkę, jeśli mowa o szukaniu emerytów do komisji. Chciano ich skusić pieniędzmi, tymi "judaszowymi srebrnikami". Emeryci nie chcieli tego robić, solidaryzowali się ze strajkującymi.
Na spotkaniu w radiu, dyrektorka jednej ze szkół opowiadała, jak na podobne propozycje reagowali emeryci: "Nie, nie będziemy łamistrajkami". Pozostali mówili, że po prostu mają inne plany w tym czasie, dlatego pojawił się problem. Stąd na egzaminach zaciężna armia księży, czy studentów pedagogiki.
Kiedyś było tak, że jak pięć lat nie pracowałeś w oświacie, to traciłeś uprawnienia i musiałeś je weryfikować. Teraz to kominiarz, który załóżmy był kiedyś nauczycielem, ale zmienił pracę, bo tam lepiej płacą, może być w tej komisji.
Dla mnie jest to niezrozumiałe. Wygląda to tak, pokażemy wam nauczyciele półinteligenci, że z wami sobie poradzimy, a rząd będzie się trzymał dzielnie. Kompletnie nie ma zrozumienia naszych potrzeb. Chcą pokazać, że nas przetrzymają.
Natomiast odpowiadając na pytanie, czy ludzie są źli. Tak są źli na nauczycieli, którzy nie protestują. W jednej ze szkół rozwieszono plakaty krytykujące łamistrajków. To jest taki pręgierz społeczny, ale to jest niedobre. Nie lubię tego.
Czasami człowiek podejmuje jakąś decyzję, a później nie wie jak się z tego wyplątać. Może nie wiedział co robi, może chciał dobrze, a tutaj trafił na grunt, gdzie jest wyszydzany i nawet dzień dobry mu nie mówią.
A jednak podobno są tacy, którzy chcą ukarania niestrajkujących nauczycieli.
Przyznaję, że były żądania, prośby, które wpływały do mnie, aby kierownictwo zarządu głównego, publicznie wypowiedziało się krytycznie o tych, którzy nie strajkują. My tego nie zrobimy. Ustawa mówi wyraźnie, że to jest dobrowolna sprawa.
Nie możemy nikogo szykanować. Chociaż te małe środowiska na pewno będą się szykanowały. Najbardziej współczuję w takich sytuacjach, kiedy maleńka grupa chce strajkować, a reszta ich niszczy.
Rozumie pan tych, którzy oczekują publicznego ukarania łamistrajków?
Oni nie oczekują ukarania, oni oczekują publicznego napiętnowania tych, którzy nie tworzą jedności nauczycielskiej. Złość wynika ze świadomości, że tylko w jedności siła.
A co myśli pan o niestrajkujących?
Jeżeli patrzyłbym z punktu widzenia związkowego, czyli prezesa okręgu, to byłbym zły, że nie ma solidarności, ale gdybym patrzył z punktu widzenia dyrektora, czy kolegi i znałbym jego sytuację, to sam bym powiedział: "Słuchaj kolego, daruj sobie. Bez ciebie też damy radę. Ubierz się tylko na czarno".
Tak samo jak musiałem podjąć decyzję dotyczącą prezesa oddziału, który jest katechetą. Biskup zabronił mu strajkowania, dlatego on do mnie przyszedł i pytał co ma robić: "Będę strajkował, najwyżej zwolnią mnie, ale jakoś sobie pracę znajdę". A ja mówię: "Czy ty zwariowałeś? Ty pracy jako katecheta nie znajdziesz, ciebie biskup zatrudnia. Jak on cię zwolni, to jest spalony, a masz żonę i dzieci".
Zwolniłem go ze strajku, żeby spełnił wymagania pracodawcy , ale prowadził strajk popołudniami. Poszedł do szkoły, a w szkole na niego wsiedli, że jak on nie będzie strajkował, to oni też nie. Brak zrozumienia. Ta solidarność jest od wewnątrz wymagana.
Czyli nie można tak jednoznacznie twierdzić, że ci którzy nie strajkują są tymi złymi. Mogą mieć jak widać różne powody.
Powody ich decyzji są różne, często ekonomiczne. Niektórzy nie mogą sobie na to pozwolić, bo mają długi, mają dzieci, a i tak mało zarabiają. Bo mało zarabiają! Muszą łapać się wszystkiego, co jest możliwe, a nadgodzin już nie ma. Coraz mniej jest też etatów w szkole. Klas też jest mniej.
Druga kwestia, to czynnik etyczny: "Jestem nauczycielem, strajkowałem jeden dzień, ale nie wytrzymam w pustej szkole. Szkoła bez dzieci, to nie jest szkoła. Przepraszam was, ale wracam do pracy", taki wpis też znalazłem. Rozumiem taką postawę, ale ten człowiek i tak nie wytrzyma, jeśli ten rząd będzie go pomijał i będzie biedakiem.
To są osoby, które chciały pełnić misję. Niech ją pełną. Niech jednak nie biorą pieniędzy, niech zrezygnują z podwyżki. Jeśli jednak ktoś bezczelnie czekał z boku, kiedy inni w tym czasie tracili część pensji, a później sięgnie po podwyżkę, to ja na miejscu takiej osoby bym nie mógł spać spokojnie. Sumienie by mnie gryzło.
Rozumiem te osoby, które widzą problem, ale nie mogą odejść od ucznia. Chodzi o tę grupę, która zawsze wiedziała, że będzie pracować w szkole, a w szkole to dziecko jest najważniejsze: "Będę głodna, ale będę Siłaczką". Po co być Siłaczką, kiedy to państwo rozdaje pieniądze na prawo i lewo?
Jak pan próbuje studzić emocje tych osób, które oczekują tego napiętnowania?
Staram się ludzi nie krzywdzić, dlatego też wstrzymuję się od pewnych ocen. Mówię jednak wtedy, że też nie popieram tego braku solidarności, ale trzeba zrozumieć drugiego człowieka tylko dlatego, że może on i by chciał, ale coś mu na to nie pozwala. Mam już 70 lat, powinienem więc już odpoczywać. Staram się być wyrozumiały, ale nie znoszę też jak mnie ktoś zwodzi i mną manipuluje. Jestem prezesem okręgu od 25 lat. Znają mnie.
Wyobraża sobie pan powrót do pracy po strajku?
Będą sztucznie się do siebie odzywali. Co odważniejsi będą mówili: "Cisza, bo łamistrajk wchodzi". Później może to minie.
To oznacza, że środowisko się poróżniło?
Oczywiście. Nauczyciele są poróżnieni. Już nie będzie zdrowej atmosfery. Już zawsze tak będzie, że nawet w podświadomości będą się dzielić. Tego się boję, czy rząd nie widzi, że się do tego przyczynia?
Są oczywiście tacy, którzy nie strajkują i nie mają honoru, ani ambicji. Myślą, że jakoś to będzie, że i tak dostaną podwyżkę, ale są też zupełne ich przeciwieństwa.
Wczoraj o 17 odebrałem telefon, siedziałem przy komputerze i sprawdzałem dane. Zadzwoniła nauczycielka i mówi tak: "Panie prezesie bardzo mi przykro i źle się z tym czuję, tak samo zresztą moje koleżanki, jesteśmy łamistrajkami. U nas nie ma związków. Uległyśmy presji i demagogii dyrektorki. Ona nas jak gdyby zmusiła do tego, a teraz widząc co robią nasze koleżanki i nasi koledzy, czujemy się z tym bardzo, bardzo źle".
Powiedziały, że chcą to naprawić: "W naszej szkole zbieramy pieniądze, które chcemy przeznaczyć na tych, którzy strajkują i nie dostaną pensji". Mówiąc szczerze wzruszyłem się. Taki fundusz powstał przy zarządzie głównym, ponieważ jest wiele osób, które chcą płacić pieniądze, aby rekompensować stratę nauczycielom.
Mam jednak sygnały z niektórych gmin, że oni nie chcą tych pieniędzy, bo to ich upokarza. To jest bardzo trudne. Muszę z tego wybrnąć, muszę ogłosić jakiś komunikat, w którym pochwalę tych, którzy zdecydowali się strajkować, a wybielę tych, którym zabrakło odwagi, aby zrobić taki krok.
Jesteśmy jednym z nielicznych okręgów, który utrzymuje strajk na poziomie ponad 82 proc. Dziś ubyły mi tylko dwa przedszkola, a wszystkie szkoły się trzymają i to jest sukces.
Niech pani spojrzy co się stało, Proksa podpisał to co podpisał. Dlaczego niektórzy rzucają legitymacje? Dlaczego chcą do nas przystąpić? Błędów nie wolno popierać. Gdyby Proksa się nie wyłamał, to ten strajk też by dzisiaj inaczej wyglądał.
Teraz niejaka pani Szydło, która pełni funkcję wicepremiera i jest niby najlepszym negocjatorem, rzuca coś na stół, jak carski oficer, podpisać, a jak nie to koniec dyskusji. To jest negocjatorka? Negocjatorem był Michał Boni. Kiedy byliśmy w sporze z władzą, to on biegał od stołu do stołu i od biura do biura. Wypracował dzięki temu konsensus. A tutaj?
Opowiem pani jeszcze jedną piękną historię. Prezeska jednego z oddziałów ZNP ma pod sobą rozległy teren, pięć gmin. Zamówiła w cukierni ciastka dla strajkujących i dziś wsiadła w samochód, aby je odebrać. Wcześniej cukiernik zapytał ją, czy to jest dla nauczycieli. Upiekł dwadzieścia jeden tortów i napisał na nich: "Nauczycielom cześć i chwała". Przekazał im to za darmo.
W Szczecinie uczniowie idą do szkół z kwiatami, rozwieszają plakaty "Popieramy!". O tym się nie mówi, tego lepiej nie pokazywać przez telewizję reżimową. A to jest przecież prawdziwa lekcja wychowania obywatelskiego.
Jeden z tortów podarowanych nauczycielom przez lokalnego cukiernika.•Fot. archiwum prywtane
Dziś kiedy powiedziałem, że się załamują, to usłyszałem: "Prezesie głowa do góry, tylko trzęsą się portki pętakom" ("Ballada o trzęsących się portkach" K. I. Gałczyński). Dumni są z tego, że walczą. Mało tego, piszą pisma do prezesa Broniarza i wręcz żądają, aby nie robić żadnego kroku wstecz. Tyle ile chcieliśmy pieniędzy, tyle nadal oczekujemy.
Żądają manifestacji w Warszawie w czasie strajku, żądają radykalizacji jeżeli chodzi o strajk i chcą strajku okupacyjnego, żądają objęcia strajkiem szczególnie rad pedagogicznych i rad klasyfikacyjnych dotyczących ostatnich klas. Chcą wiedzieć na czym polegać ma odbiurokratyzowanie kół. Oczekują konkretnych nakładów na oświatę.
Tutaj samorządy powinny zabrać głoś, przecież większość nas popiera. Powinni zareagować mocno, zażądać od rządu wsparcia nas, a nie czekać aż się wykończymy i nas głód do koryta przywróci. To jest nieetyczne ze strony tych, którzy widzą, że nasza walka jest słuszna. Tu chodzi o dobro oświaty.
Dobry nauczyciel, to jest nauczyciel, który nie jest obciążony dwoma etatami i nie zgodzę się z tymi, którzy plują na nauczyciela, że jest nierobem. To jest wyliczone, że nauczyciel jest sprawny do 5 godzin dziennie, a reszta to jest zmarnowany czas również dla ucznia. Dlatego ten etat jest zmniejszony.