Odinstalowałem Messengera z telefonu. To okazało się trudniejsze niż rzucenie palenia. Przegrałem

Kamil Rakosza
Nie sądziłem, że rzucenie Messengera okaże się trudniejszym przeciwnikiem niż rzucanie paleia. Przekonałem się jednak, że pożegnanie z mediami społecznościowymi to cholernie trudna sprawa. Nawet wtedy, kiedy rozstajesz się z nimi na chwilę.
Detoks od mediów społecznościowych okazał się trudniejszy niż rzucanie fajek. Fot. naTemat
Papierosy zacząłem palić na początku szkoły średniej. Pamiętam, jak na przerwach chowaliśmy się za blokami, gdzie zbierała się szkolna, tytoniowa elita. Potem przyszedł czas studiów – stanie w kółeczku na placu przed uczelnią i przeciąganie szluga za szlugiem przed stresującymi egzaminami. W sumie paliłem przez jakieś 10 lat. W końcu jednak powiedziałem sobie dość. Mając za sobą doświadczenie rzucenia palenia, stwierdziłem, że odstawienie Messengera to będzie zwykły pikuś. Nie doceniłem jednak swojego przeciwnika, a objawy odstawienne uderzyły mnie silniej niż kiedyś pierwsza fajka po przebudzeniu.


Zdrada
Być może znacie to z własnego doświadczenia. Wspólnie z przyjaciółmi zakładacie na Messengerze grupy, wymyślacie sobie jak najgłupsze nicki i codziennie dokładacie do tego wspólnego "garnka" kolejne porcje memów, informacji ze świata czy pomysłów na wspólne wyjścia.

Wszystko toczy się w czasie rzeczywistym, dlatego macie wrażenie, że po prostu siedzicie wspólnie jak przy jednym kompie i pokazujecie sobie śmieszne filmiki z internetu. Otwarte 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Razem, najlepiej bez przerwy, jak w jakiejś sekcie albo Big Brotherze. I weź teraz stąd wyjdź.
Świetnie wiedzieć, że pod Twoją nieobecność przyjaciele zastanawiają się, czy wytrzymasz.Fot. screen z Messengera
Muszę dodać, że zgodnie z cotygodniowym raportem czasu spędzonego przed ekranem, który funduje mi mój iPhone, Messenger i inne media społecznościowe zabierają mi średnio jakieś trzy, cztery godziny z życia dziennie. Poczucie zmarnowanego czasu było zatem głównym powodem planowanej rozłąki z socialami.

Dlatego w pierwszy poniedziałek mojego urlopu napisałem swojej dziewczynie i przyjaciołom – "Elo! Znikam stąd do odwołania (a na pewno do środy)".

Stoję tam, gdzie stoi FOMO
Wiele czytałem o syndromie FOMO – "fear of missing out", a po polsku strach przed odłączeniem od informacji oraz JOMO – jego przeciwieństwie, czyli radości z bycia poza tym całym internetowym harmidrem. W moim zawodzie trudno jednak nie być na bieżąco z wydarzeniami ze świata, dlatego traktowałem przyjmowanie ogromnych porcji niusów jako część pracy. Tak samo jak sportowiec musi poddawać swoje ciało ciężkim treningom, tak samo dziennikarz musi korzystać z sociali. Proste!

– Wielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że być może zbyt dużo czasu spędza przed ekranem smartfona lub przed telewizorem. To jednak jeszcze nie powód do obaw – mówi naTemat dr Jan Zając, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego i prezes firmy Sotrender. – Prawdziwy problem pojawia się wtedy, kiedy komuś, mimo usilnych prób, nie udaje się zaprzestać korzystania z mediów społecznościowych. Zgodnie z raportem "Polacy a lęk przed odłączeniem" wysoko sfomowanych jest 16 proc. polskich internautów, kolejne 65 proc. należy do grupy średnio sfomowanej (ang. mid FOMO), zaś jedynie 19 proc. – do grupy o najniższym FOMO (ang. low FOMO). Warto wspomnieć, że liczbę internautów w kraju szacuje się obecnie na 26,9 mln osób (PBI, 2018). Oznacza to, że na FOMO cierpi kilka milionów polskich użytkowników sieci od 15. roku życia wzwyż.

Z moim spaniem z telefonem i sprawdzaniem "co tam", chwilę po rozwarciu powiek, na luzie łapię się do najbardziej sfomowanej grupy użytkowników internetu. Pewnie dlatego społecznościowy detoks okazał się dla mnie taki trudny.

Zegarek taki ciekawy
Od dawna nie mam włączonych powiadomień. Oszalałbym przy nieprzerwanej kaskadzie dźwięków, wibracji i rozbłysków ekranu. Być może jednak właśnie z tego powodu tak często wyjmowałem telefon z kieszeni, żeby sprawdzić, co się dzieje. Wcale nie zmieniło się to po odinstalowaniu Messengera. Z tą różnicą, że bez sociali wyciągałem telefon, żeby... po prostu spojrzeć na ekran.
Ostawienie sociali takie trudne.Fot. 123rf.com
Do bycia na bieżąco z czasem (w końcu co, poza godziną, można obczaić na smartfonie bez mediów społecznościowych?), dochodziły małe oszustwa – Facebook z wyłączonym czatem na kompie się nie liczy. Przejrzenie maila również, bo przecież "coś ważnego mogło zdarzyć się w pracy". Znamienna jest rozmowa telefoniczna z moim współlokatorem.

– Widziałem, że pisałeś do mnie na Messengerze, ale ja mam detoks od sociali, dlatego ci nie odpisałem. Nie korzystam – powiedziałem do niego.

– Skoro widziałeś, że piszę to chyba jednak korzystasz.

Szach-mat.

Były plany
Bez mediów społecznościowych wytrzymałem cztery dni, które mogłoby posłużyć za antyporadnik cyfrowego detoksu. Co prawda udało mi się nie korzystać z Messengera przez cztery doby, dodatkowo nie dołączyłem ponownie do grupy z moimi znajomymi, która zdecydowanie zabierała mi najwięcej czasu.

Kiedy opowiedziałem o swoim eksperymencie kolegom z pracy, okazało się, że nie tylko ja miałem potrzebę odpoczęcia od sociali.

– Parę tygodni temu usunąłem aplikację Facebooka z telefonu. Łapałem się na tym, że po prostu non stop go podnoszę, żeby sprawdzić – opowiada Marcin. – Odruchowo jak zombie jechałem palcem od góry do dołu, tylko po to, żeby za 5 minut znów to zrobić, choć wiedziałem, że nic nowego tam nie będzie – śmieje się mój rozmówca.
Jak dla mnie facebookowy nałóg jest silniejszy od tego nikotynowego.Fot. WonderWordz.com
Marcin zostawił sobie Instagram. Z początku dawało radę, lecz mój kolega przez cały czas odruchowo szukał kciukiem apki Facebooka. – Po jakimś czasie, gdy okazało się, że przegapiam sporo rzeczy (na komputerze siedzę tylko w pracy i to nie głównie na FB), zdarzało mi się wchodzić na Fejsa przez... przeglądarkę. Po jakimś czasie przywróciłem sobie apkę, ale korzystam z niej zdecydowanie mniej – dodaje.

Dlaczego odstawienie mediów społecznościowych jest tak cholernie trudne? – Media społecznościowe dostarczają nam tak szeroką gamę rozmaitych emocji i doświadczeń jak np. poczucie bliskości z przyjaciółmi czy dostarczanie sensacyjnych wiadomości, że wielu osobom ciężko ich sobie odmówić – mówi dr Jan Zając. – Dodatkowo stosują przemyślany sposób notyfikacji, przedstawiając każdą informację jako niesamowicie ważną – nie do przeoczenia.

Nie potrafię uwierzyć, że można tak po prostu wyrzucić ten wieloelementowy obraz, z którego, w moim przypadku, najwyraźniej przebija się potrzeba ciągłego kontaktu z najbliższymi.

Warto jednak uważać na to, by sociale nie przesłaniały nam innych aspektów życia. Bo kiedy w czasie jazdy samochodem zamiast skupić się na drodze, szukasz gifa z kotem, żeby na chwilę uśmiechnąć się pod nosem, musisz wiedzieć, że dzieje się z tobą coś niedobrego. A takie zjawisko dotyczy już blisko 10 proc. Polaków.