"Tu truskawki są ważniejsze niż ludzie". Polak opowiada, jak farmy zmieniają się w obozy pracy

Kamil Rakosza
"Superwizjer" pokazał tragedię zwykłych, biednych Polaków wykorzystywanych przez bezwzględnych handlarzy ludźmi. Jednak nawet bez działalności przestępców praca za granicą może stać się jednym z najgorszych zawodowych doświadczeń. Poniżej opisujemy historię młodego Polaka, który kilka lat temu postanowił dorobić sobie za granicą.
Nie trzeba paść ofiarą handlarzy ludźmi, by trafić w miejsce przypominające obóz pracy. Fot. kadr z kanału YouTube West Midlands Police
– Ściągaj kurtkę i przykrywaj te skrzynki na "sledge'u" [wózek przypominający sanki, używany na farmach truskawek – przyp. red.], truskawki zaraz ci zamokną – supervisorka krzyczy na Radka*, który w pośpiechu próbuje skryć się przed deszczem.

Chłopak klęczy pod długim, foliowym rękawem, gdzie wraz z nim dziesiątki młodych Polaków, Bułgarów i Rumunów zbierają truskawki. Od przeszło godziny na kark chłopaka spadają grube krople deszczu. Trafił mu się rząd na samym brzegu foliówki, bezpośrednio pod krańcem zaokrąglonego dachu. Choć bardzo tego chce, nie ma jak schronić się przed ulewą.
Zdjęcie ilustracyjne.Fot. Anna Jarecka / Agencja Gazeta
Wakacje 2015 roku nasz bohater spędził na farmie truskawek kilkadziesiąt kilometrów na północ od Edynburga. Doświadczenie pracy w skrajnie spartańskich warunkach było dla niego cenną lekcją życia, a także dowodem na to, że w niektórych miejscach Wielkiej Brytanii pracownicy z Europy Centralnej i Wschodniej są traktowani jak pociągowe bydło.


Chory klimat
Pogoda w Szkocji zmienia się w mgnieniu oka. Kiedy wychodzisz na zbiory, może świecić słońce, lecz gdy tylko zajmiesz rząd na polu, niebo otwiera się, zmieniając lekko wilgotną glebę w zwały lepkiego błota. Dla kogoś nieprzyzwyczajonego do podobnych szaleństw aury, praca w takich warunkach może bardzo niekorzystnie odbić się na zdrowiu.

– Po kilku dniach pracy w deszczu czułem się fatalnie, miałem dreszcze i strasznie bolała mnie głowa – opowiada Radek. – Co prawda, kiedy byłeś chory, nie musiałeś iść do pracy, wystarczyło odpowiednio wcześniej wpisać się na listę u swojego supervisora. Teoretycznie... w praktyce jeśli byłeś w stanie pokazać się rano – szedłeś na pole.

Zbiory truskawek to ciężka robota. Choć umowa stanowi, że pracujesz osiem godzin, tak naprawdę każdego dnia zostajesz na polu przez 13-14. I nikt nie słyszał o nadgodzinach. No może poza przodownikami pracy, którzy zbierają kilka razy więcej skrzynek od Radka.

Te ludzkie kombajny mają szacunek supervisorów, inni muszą mierzyć się z ciągłymi wyzwiskami ("zap***dalaj!", "co tak wolno?!") czy hasłami takimi jak: "przykrywaj te owoce, musisz zapamiętać, że tu truskawki są ważniejsze niż ludzie. W takich warunkach ciężko wytrzymać Radkowi i jego dwóm kolegom. Poza sezonem wszyscy trzej studiują prawo w Lublinie.
Jak w "Przekręcie"
Oglądaliście "Przekręt" Guya Ritchiego? W filmie brytyjskiego reżysera pokazano osadę Cyganów, którzy mieszkają w modnych w latach 80. caravanach – domach na kółkach, zdolnych pomieścić niewielką rodzinę. W pobliżu truskawkowych pól w Szkocji również stoją takie osady. Caravany są zajmowane przez pracowników, którzy za każdy dzień pobytu w spartańskich warunkach muszą płacić 5 funtów.

W każdej z przyczep mieszka około siedmiu osób – często zupełnie obcych dla siebie chłopaków i dziewczyn. To nie biwak Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej z oddalonymi od siebie obozami druhów i druhen. Radek i jego kolega nie mają nawet osobnych łóżek – śpią ze sobą przez cały czas pobytu na farmie.
Zdjęcie ilustracyjne.Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
W połączeniu z przeludnieniem, lakierowanymi wnętrzami zdezelowanych przyczep i butlami gazowymi obsługującymi kuchenki gazowe w każdej z nich, kemping przypomina tykającą bombę z opóźnionym zapłonem. Mimo to każdego roku do podobnych miejsc trafiają dziesiątki ludzi z krajów leżących na wschodnich krańcach Unii Europejskiej.

Mobbing? Jaki mobbing?
– Jeśli nie umiesz szybko i dokładnie zbierać truskawek, nie możesz liczyć na godziwy zarobek – mówi Radek. – Jedyne co cię czeka to nieustanne cofanie się ze swoim sledge'em do początku rzędu i przebieranie niskich krzewinek w poszukiwaniu owoców. Oczywiście przy wtórze głośnych przekleństw i krytycznych uwag pod twoim adresem ze strony supervisorów.

Mobbing? Świat, w którym możesz pozwać swojego pracodawcę za nękanie w pracy, jest wiele kilometrów stąd. Mniej więcej tam, gdzie zbierane przez pracowników truskawki trafiają na półki hipermarketów. Radkowi zdarzyło się postawić L. – Łotyszowi zawiadującemu całym ludzkim arsenałem szkockiej farmy.

– Zszedłem z pola, ponieważ miałem już dość tego, że moknę – opowiada młody mężczyzna. – Nie miałem zamiaru przykrywać truskawek swoją kurtką, która mogła się po prostu od tego zniszczyć. Po godzinie do mojej przyczepy zapukał L. Strasznie krzyczał, próbował mnie zmusić do powrotu na pole. Odmówiłem, ale później bałem się, że "przypadkiem" może mi się coś stać – żali się.
Zdjęcie ilustracyjne.Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
Na pole wychodzi się o świcie, wraca wczesnym wieczorem. Kiedy jest wysyp – początek owocowania krzewinek, kiedy truskawek jest najwięcej – zbieranie owoców trwa naprawdę długie godziny. Praca jest na tyle wyczerpująca, że w czasie wolnym wiele osób po prostu leży przed caravanami. Towarzyszy im alkohol, a czasem mocniejsze używki.

"One Co-Codamol, please"
Co-Codamol to lek przeciwbólowy zawierający paracetamol i kodeinę – opiat będący pochodną morfiny. W Wielkiej Brytanii osoby powyżej 16. roku życia mogą jednorazowo kupić w aptece jedno opakowanie lekarstwa. Tyle wystarcza, by zafundować sobie senny błogostan, który trwa kilka godzin. Chłopaki z Polski chętnie się nim narkotyzują.

Paracetamol w dużych dawkach może nieodwracalnie uszkodzić wątrobę, natomiast nadużywanie kodeiny może prowadzić do ciężkiego uzależnienia fizycznego. Na kilka godzin pozwalał im jednak odpłynąć od pracy, w której nieustannie jest się mieszanym z błotem, oraz ciężkich warunków mieszkaniowych.
U Rumunów, którzy mają swoich dostawców w mieście, można dostać inne narkotyki – marihuanę i amfetaminę. W jednej z caravan sprzedają dżointy po pięć funtów za sztukę. Kiedy pracownicy mają trochę wolnego nad obozem unosi się słodko-mdły zapach palonych konopi.

Najpopularniejszy pozostaje jednak dobrze znany alkohol. Mieszkańcy przyczep całymi kartonami znoszą do swoich caravan zapasy piwa i mocniejszych alkoholi.

Kiedy trafi się trochę wolnego – np. trzeba "dozbierać" ostatnie truskawki na polu, przez co znacznie wcześniej kończy się pracę – na kempingu słychać muzykę, palą się grille, czuć swojski, "juwenaliowy" klimat. I właściwie tylko wtedy, w tym alkoholowo-narkotycznym transie, da się zapomnieć o porannym piekle, które zacznie się już za kilka godzin.

Radek spędził tam dwa tygodnie, dłużej nie wytrzymał. Zarobił... 120 funtów.

*imię bohatera tekstu zostało zmienione