Ktoś, kto wymyślał pranki z "Figli Figlarzy", był niezłym hardkorem. Tygodnik "Kaczor Donald" ma już 25 lat

Kamil Rakosza
Zanim zaczęło się podkradanie "Bravo" starszemu rodzeństwu, zaczytywaliśmy się w "Kaczorze Donaldzie". W piśmie wydawanym przez Egmont była jedna rubryka, którą w przeciwieństwie do naszych rodziców ubóstwialiśmy. To słynne kawały tygodnia z "Figli Figlarzy", które dziś wywołują raczej przerażenie niż śmiech.
"Kaczor Donald" ma już 25 lat. Fot. Skan okładki "Kaczor Donald" / Egmont
– Umiesz przez minutę robić tak tymi palcami? – zapytał mnie kolega z redakcji, przykładając v-kę złożoną ze wskazującego i środkowego do blatu biurka. – No jasne – odpowiedziałem, po czym wsadziłem deskę między palce i zacząłem walić w stół z całej siły – jednym palcem od góry, a drugim od dołu.

Kiedy dłoń zaczęła mnie już boleć, a na twarzy zrobiłem się czerwony, Bartek podniósł do góry "solidarnościową" wiktorię. – Tymi palcami, czyli moimi – zaczął się śmiać. Choć brzmi to trochę jak śmieszna historia z "Chwili dla Ciebie", w finale której nikt nie umie zatrzymać karuzeli śmiechu, taki kawał z "Figli Figlarzy" zapamiętał mój kolega.
Skan z czasopisma "Kaczor Donald" / Egmont
Dla prawdziwych urwisów
Kiedy po latach przegląda się archiwalne wydania "Kaczora Donalda", od razu rzuca się w oczy, że za niektóre kawały można było dostać solidnie w ucho od wkurzonych ofiar. Już w historycznym pierwszym numerze wydawcy namawiali dzieciaki, żeby w swoich żartach nie brały żadnych jeńców.


"Wszystko jedno, czy obiad zjedzony w restauracji był smaczny, czy też nie – prawdziwy żartowniś powinien na koniec zrobić jakiś kawał" – czytamy we wstępie kawału zatytułowanego "Po obiedzie w restauracji".

"Resztkami jedzenia pobrudź górną krawędź talerza, zostawiając mały fragment czysty. Teraz musisz wymazać np. musztardą spodnią krawędź talerza tam, gdzie górna krawędź jest czysta. Kelner sprzątając naczynia prawdopodobnie chwyci talerz właśnie w tym miejscu i... miejmy nadzieję, że ma poczucie humoru" – brzmiał pierwszy kawał tygodnia z "Figli Figlarzy".
Nie wszystkie kawały były super hardkorowe.Skan z "Kaczora Donalda" / Egmont
Nie wiem, czy w latach 90. praca w gastro była lżejsza niż dziś. Sam z doświadczenia wiem, że to naprawdę ciężka harówa. Ale co z tego, prawdziwego żartownisia nie obchodzi, że kelner jest na nogach od dziesięciu godzin. Pracownicy gastronomii po prostu czekają na całe zastępy diablich Denisów Rozrabiaków.

Rodzic, twój wróg!
Oczywiście nie wszystkie kawały były równie uciążliwe dla ofiar, jak ten przywołany wyżej. Czasem było to nabijanie się z telefonicznych rozmówców i podszywanie się pod kogoś w czasie rozmowy. Innym razem chowanie ciuchów kolegów z klasy pod ławki przed wuefem. Pamiętam też żarty, które były wymierzone bezpośrednio w rodziców.

W głowę zapadł mi szczególnie jeden, który polegał na zamianie zawartości tubki pasty do zębów z kremem do golenia. Albo postawienie kubła z wodą na szczycie lekko uchylonych drzwi – klasyk. Bolesne szczególnie wtedy, kiedy jedyne wiadro, jakie ktoś miał w domu, było zrobione z metalu.
Skan z "Kaczora Donalda" / Egmont
"Tkwiący w ścianie domofon jest jak zaproszenie do zrobienia figla. A więc do dzieła!" – zapraszają autorzy żartu "Krzykofon". "Będziesz potrzebował kartki papieru i taśmy klejącej. Napis może być zrobiony odręcznie, ale ten wykonany na komputerze będzie wyglądał bardziej wiarygodnie".

Teraz wystarczy tylko napisać na kartce: "AWARIA DOMOFONU! Proszę mówić głośniej" i przykleić ją na aparat, by przyprawić nieświadomą ciotkę o zawał serca.

To serio było dla dzieci?
Żarty żartami, ale absolutnym "hitem" był trik "Zwarty popiół". W tygodniku dla dzieci pojawił się sposób na to, by popiół nie spadał z... papierosa. Ciekawe, ilu dziewięciolatków, którzy podkradali ojcu Klubowe, mogło zaszpanować przed swoimi kumplami sztuczką z użyciem papierosa i spinacza biurowego.

Jeśli nie wierzycie, to sprawdźcie komiks nr 31 z 2003 roku.
Fot. Demotywatory
Wracając po latach do archiwalnych wydań "Kaczora Donalda" – bardziej niż łezka w oku kręci mi się w głowie jedno wielkie WTF? I zastanawiam się, jakim cudem, będąc regularnym czytelnikiem "KD", udało mi się przeżyć dzieciństwo.