Ktoś, kto wymyślał pranki z "Figli Figlarzy", był niezłym hardkorem. Tygodnik "Kaczor Donald" ma już 25 lat
Zanim zaczęło się podkradanie "Bravo" starszemu rodzeństwu, zaczytywaliśmy się w "Kaczorze Donaldzie". W piśmie wydawanym przez Egmont była jedna rubryka, którą w przeciwieństwie do naszych rodziców ubóstwialiśmy. To słynne kawały tygodnia z "Figli Figlarzy", które dziś wywołują raczej przerażenie niż śmiech.
Kiedy dłoń zaczęła mnie już boleć, a na twarzy zrobiłem się czerwony, Bartek podniósł do góry "solidarnościową" wiktorię. – Tymi palcami, czyli moimi – zaczął się śmiać. Choć brzmi to trochę jak śmieszna historia z "Chwili dla Ciebie", w finale której nikt nie umie zatrzymać karuzeli śmiechu, taki kawał z "Figli Figlarzy" zapamiętał mój kolega.
Skan z czasopisma "Kaczor Donald" / Egmont
Kiedy po latach przegląda się archiwalne wydania "Kaczora Donalda", od razu rzuca się w oczy, że za niektóre kawały można było dostać solidnie w ucho od wkurzonych ofiar. Już w historycznym pierwszym numerze wydawcy namawiali dzieciaki, żeby w swoich żartach nie brały żadnych jeńców.
"Wszystko jedno, czy obiad zjedzony w restauracji był smaczny, czy też nie – prawdziwy żartowniś powinien na koniec zrobić jakiś kawał" – czytamy we wstępie kawału zatytułowanego "Po obiedzie w restauracji".
"Resztkami jedzenia pobrudź górną krawędź talerza, zostawiając mały fragment czysty. Teraz musisz wymazać np. musztardą spodnią krawędź talerza tam, gdzie górna krawędź jest czysta. Kelner sprzątając naczynia prawdopodobnie chwyci talerz właśnie w tym miejscu i... miejmy nadzieję, że ma poczucie humoru" – brzmiał pierwszy kawał tygodnia z "Figli Figlarzy".
Nie wszystkie kawały były super hardkorowe.•Skan z "Kaczora Donalda" / Egmont
Rodzic, twój wróg!
Oczywiście nie wszystkie kawały były równie uciążliwe dla ofiar, jak ten przywołany wyżej. Czasem było to nabijanie się z telefonicznych rozmówców i podszywanie się pod kogoś w czasie rozmowy. Innym razem chowanie ciuchów kolegów z klasy pod ławki przed wuefem. Pamiętam też żarty, które były wymierzone bezpośrednio w rodziców.
W głowę zapadł mi szczególnie jeden, który polegał na zamianie zawartości tubki pasty do zębów z kremem do golenia. Albo postawienie kubła z wodą na szczycie lekko uchylonych drzwi – klasyk. Bolesne szczególnie wtedy, kiedy jedyne wiadro, jakie ktoś miał w domu, było zrobione z metalu.
Skan z "Kaczora Donalda" / Egmont
Teraz wystarczy tylko napisać na kartce: "AWARIA DOMOFONU! Proszę mówić głośniej" i przykleić ją na aparat, by przyprawić nieświadomą ciotkę o zawał serca.
To serio było dla dzieci?
Żarty żartami, ale absolutnym "hitem" był trik "Zwarty popiół". W tygodniku dla dzieci pojawił się sposób na to, by popiół nie spadał z... papierosa. Ciekawe, ilu dziewięciolatków, którzy podkradali ojcu Klubowe, mogło zaszpanować przed swoimi kumplami sztuczką z użyciem papierosa i spinacza biurowego.
Jeśli nie wierzycie, to sprawdźcie komiks nr 31 z 2003 roku.
Fot. Demotywatory