Jedni śpiewali "Odę do radości", drudzy krzyczeli "Śmierć wrogom ojczyzny!". Antyunijny marsz przeszedł ulicami Warszawy

Aneta Olender
"Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela suwerenność nam zabiera" – między innymi takie hasła skandowali uczestnicy antyunijnego marszu, który przeszedł ulicami Warszawy. Marsz Suwerenności na długo przed jego rozpoczęciem wzbudzał ogromne emocje, dlatego nie brakowało ich i dziś. Interweniować musiała policja.
Przepychanki na trasie Marszu Suwerenności. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Za organizację Marszu Suwerenności odpowiedzialna była koalicja Konfederacja KORWiN Braun Liroy i Narodowcy, wraz ze Stowarzyszeniem Marsz Niepodległości i Młodzieżą Wszechpolską. Narodowcy chcieli w ten sposób zamanifestować niezgodę na unijną politykę. A wszystko to w 15. rocznicę wejścia Polski do Unii Europejskiej. Tuż po godzinie 13 na pl. Zamkowym głos zaczęli zabierać przedstawiciele organizatorów. Janusz Korwin-Mikke uderzał w Prawo i Sprawiedliwość. – PiS podpisywał Traktat Lizboński, to niech się tłumaczy. PiS spowodował, że utraciliśmy suwerenności. Powinni na kolanach przepraszać - mówił do uczestników marszu. – Chcemy być wojownikami o cywilizację łacińską. Nie chcemy, by dewiacje pochłonęły nasze dzieci. Takiej Unii nikt nie jest w stanie zaakceptować. Chcemy Polski silnej i patriotycznej – z kolei tymi słowami do zebranych zwrócił się Robert Bąkiewicz, prezes Marszu Niepodległości.


W marszu udział wzięli także członkowie i sympatycy Fundacji Życie i Rodzina. Wykorzystali oni zgromadzenie, aby zbierać podpisy pod projektem ustawy zakazującej edukacji seksualnej w szkołach.

Unię Europejską krytykowała także związana z fundacją Kaja Godek. Jej zdaniem UE działa na niekorzyść Polski. – Oszukano nas! Przed wejściem do UE mówiono, że Polska będzie bogatsza. Po 15 latach okazało się, że jest odwrotnie. Polska biednieje! (...) Unia wspiera organizacje feministyczne, które sprzeciwiają się prawu do życia. Jeśli się nie przeciwstawimy, to przed każdą parafią stanie lewacka bojówka, które będzie dyktować, o czym mamy mówić w kościele. To skandal – apelowała.

Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego w swojej wypowiedzi także odniósł się do kwestii światopoglądowych. W tym przypadku także dostało się Prawu i Sprawiedliwości. – Niepodległość to nasz największy atrybut. Wbrew zakłamaniu i obłudzie rządu PiS mówimy, że bronimy życia, nie śmierci i aborcji. Jesteśmy tu też po to, żeby bronić suwerenności gospodarczej. Mówimy: złoty tak, euro nie. Nie będziemy też płacić żadnych roszczeń, które rząd negocjuje z amerykańskimi Żydami – podkreślał. O 14 marsz ruszył ulicami Warszawy, aby dotrzeć przed przedstawicielstwo Komisji Europejskiej przy ul. Jasnej. Tłum niósł biało-czerwone flagi. Można było także dostrzec baner z napisem "Nie dla UE".

Jak podaje "Wprost", jeden z uczestników rozciął flagę UE sekatorem. Na trasie marszu pojawili się przeciwnicy haseł głoszonych przez zwolenników antyunijnej retoryki. Antyfaszyści położyli się oni na ulicy, próbując blokować przejście narodowcom. Ponieważ zakłócali oni legalne zgromadzenie – jak tłumaczyła policja – funkcjonariusze musieli interweniować. Nie obyło się bez przepychanek. policja wyniosła kilkanaście osób, a trzy zatrzymała.

– Wobec wszystkich podjęte zostały stosowne kroki w tym wnioski o ukaranie. Zatrzymaliśmy też trzy osoby, względem których prowadzimy czynności w kierunku naruszenia i znieważenia funkcjonariuszy – mówił, jak czytamy w relacji "Gazety Wyborczej", Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Kontrmanifestanci śpiewali także "Odę do radości", czyli hymn UE. Uczestnicy marszu odpowiedzieli na to okrzykami "Śmierć wrogom ojczyzny!". Po godzinie 16 organizatorzy oficjalnie rozwiązali marsz.

Przypomnijmy, na przemarsz narodowców ulicami miasta nie zgodził się prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Jednak po tym, jak środowiska narodowe odwołały się od jego decyzji sąd uznał, że zakaz ten był nieuzasadniony.

Źródło: Gazeta Wyborcza, RMF FM