Ikona Samoobrony na liście do Parlamentu Europejskiego. "Wracam do polityki"

Anna Dryjańska
– Wracam do polityki – zapowiada Wojciech Mojzesowicz w rozmowie z naTemat. Były członek Samoobrony i minister rolnictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego dziś z PiS nie chce mieć nic wspólnego. Dlatego startuje do Parlamentu Europejskiego z listy Konfederacji "Korwin Braun Liroy narodowcy".
Wojciech Mojzesowicz startuje do Parlamentu Europejskiego z ostatniego miejsca listy Konfederacji na Mazowszu. fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Wojciech Mojzesowicz jest dziesiątką na liście Konfederacji do Parlamentu Europejskiego na Mazowszu. To ostatnia pozycja w okręgu obejmującym województwo z wyłączeniem Warszawy. W rozmowie z naTemat Mojzesowicz przyznaje, że jego szanse na zdobycie mandatu europosła są niewielkie. Do startu w wyborach zachęcił go Janusz Korwin-Mikke, z którym poznał się w Sejmie przed niemal 30 laty. – Skorzystałem z zaproszenia – przyznaje.

Numerem 5 na liście, z której startuje, jest Jacek Korwin-Mikke. Z pozycji ósmej startuje z kolei Sławomir Witaszek, syn Zbigniewa Witaszka, również byłego posła Samoobrony. Jedynką jest działaczka na rzecz delegalizacji zabiegu przerwania niechcianej ciąży, Kaja Godek.


– W Konfederacji zajmuję się sprawami rolnymi – mówi Mojzesowicz. Dziś prowadzi gospodarstwo, ale jest gotowy na karierę w Brukseli. – Wracam do polityki, bo to możliwość wpływania na rzeczywistość – przyznaje kandydat. Jego zdaniem PiS pochłonął wieś, ale w praktyce niewiele z tego wynika. – Na listach do PE praktycznie nie ma rolników – ubolewa. A jego zdaniem ich obecność jest konieczna.

Trzy najważniejsze postulaty
Szybko wylicza kwestie, którymi zająłby się jako europoseł. – Po pierwsze równe dopłaty dla rolników w całej Unii. Tylko wtedy będziemy mieli do czynienia z równą konkurencją, która jest warunkiem postępu – mówi Mojzesowicz. – Druga kwestia to rozumna polityka: nie tylko rolna. 100 zł za świnię i 500 zł za krowę brzmi ładnie, ale w praktyce zapłacą za to sami rolnicy, bo będzie to wzięte z budżetu rolnego, który do końca nie jest znany. Mam nadzieję, że młodzi się na to nie nabiorą. Nierozumna władza może wiele popsuć – tłumaczy kandydat Konfederacji.

Dodaje, że chodzi tu również o styl prowadzenia polityki. – Taki Karol Karski na przykład. Kandyduje z PiS do Parlamentu Europejskiego, a robi z siebie durnia. Przebiera się za rycerza. Czy to poważne podejście do sprawy? – pyta retorycznie Mojzesowicz.

– Trzecia kwestia to zwiększenie rolniczych kompetencji naszych i europejskich urzędników. Nie może być tak, że urzędnik może wykończyć gospodarstwo za pomocą kontroli. Musi być tu pewna elastyczność. Na przykład w tym roku była susza, dlatego nie mogliśmy użyć nawozów azotowych w przewidzianych prawem terminach. Unia powinna być tu elastyczna, a nie niewolniczo trzymać się kalendarza – mówi.

"Karczemne pyskówki"
Mojzesowicz przyznaje, że nadal uważnie śledzi politykę, mimo że obecnie nie pełni żadnej funkcji. – Patrzę, co się dzieje w kraju. Codziennością są karczemne pyskówki. Politycy nie są przygotowani do poważnej debaty – ocenia Mojzesowicz.

Obawia się, że rząd PiS może obciąć część środków z rolnictwa i przeznaczyć je na europejską armię. – Kiedyś mówił o tym premier Jarosław Kaczyński. Broniłem go wtedy, bo myślałem, że to lapsus. Ale teraz to samo powtarza premier Mateusz Morawiecki. I to jest groźne – mówi były minister.

Mojzesowicz podkreśla, że praca na roli - jego rodzina prowadzi gospodarstwo od 6 pokoleń – nauczyła go szacunku do pracy i pieniędzy. – Trzeba pomagać, ale tylko tym ludziom, którzy nie poradzą sobie sami. Pomagać, nie rozdawać, mądrze inwestować pieniądze z budżetu, bo to pieniądze z podatków – twierdzi Mojzesowicz.

O ile jest sceptyczny w sprawie własnych szans, liczy na dobry wynik Konfederacji. – Jestem przekonany, że przekroczymy próg – przewiduje.