Jacht "I love Poland" miał wypadek i pół miesiąca stoi w doku w USA. PFN milczała na ten temat

Adam Nowiński
Polska Fundacja Narodowa dziwnym trafem od ostatnich dwóch tygodni nie chwali się postępami rejsu swojego jachtu "I love Poland". To ciekawe, bo do tej pory robiła to regularnie. Amerykański korespondent radia RMF FM dowiedział się dlaczego jest inaczej. Duma PFN miała wypadek na morzu i ze złamanym masztem stoi już od pół miesiąca w doku w Nowym Jorku.
Dziennikarz RMF odnalazł "zaginiony" jacht PFN. Fot Twitter.com / p_zuchowski
Ostatni zapis dotyczący jachtu "I love Poland" w mediach społecznościowych Polskiej Fundacji Narodowej jest z 18 kwietnia. Wtedy to jednostka promująca nasz kraj na świecie zawitała do Nowego Jorku. Według informacji Pawła Żuchowskiego, korespondenta RMF FM w USA, ostatnią pozycję polskiego jachtu na morzu zanotowano 22 kwietnia. Potem wieść o nim zaginęła. Dziennikarz odnalazł go w małym doku w nowojorskim porcie. Okazuje się, że jacht ma zniszczoną burtę i złamany maszt. Jak udało mu się ustalić, to właśnie 22 kwietnia, 50 mil na wschód od półwyspu Sandy Hook, załoga miała wypadek. W "I love Poland" złamał się maszt, który następnie uderzył w burtę, powodując spore zniszczenia. Na szczęście nikomu z załogi nic się nie stało. Teraz polska jednostka czeka na kosztowną naprawę, która może potrwać nawet kilka tygodni. Przypomnijmy, że PFN kupiła jacht "I love Poland" za 900 tysięcy euro. Początkowo to miał być rejs promujący Polskę na morzach i oceanach według pomysłu i w wykonaniu Mateusza Kusznierewicza.


Niestety Ministerstwo Kultury ostatecznie zrezygnowało z pomysłodawcy i zostało z jachtem, z którym trzeba było coś zrobić. Kusznierewicza w roli kapitana zastąpił Jarosław Kaczorowski.

źródło: RMF FM