To ona pierwsza doniosła na księdza-pedofila z Tylawy. "Abp Michalik nazwał mnie dzieckiem szatana"
– Sądzę, że Piotrowicz działał w porozumieniu z Michalikiem z intencją zniszczenia tych osób, które ujawniły molestowanie w Tylawie. Nie ulega wątpliwości, że jest współodpowiedzialny za to, co się stało. Chciał zminimalizować liczbę świadków. Podczas konferencji prasowej zostałam publicznie zniesławiona – opowiada nam Lucyna Krawiecka. To ona w 2001 roku zgłosiła prokuraturze sprawę ks. Michała M., proboszcza Tylawy.
To pytanie retoryczne. Piotrowicz się tłumaczy, że on nie prowadził tej sprawy, a robił to prokurator Sławomir Merkwa. Jestem przekonana, że pan Piotrowicz w znacznym stopniu wpływał na prokuratora Merkwę, który był wówczas młodym człowiekiem.
Prawdopodobnie Piotrowicz udzielał informacji oskarżonemu księdzu, który podczas kazań powtarzał: "Mój prokurator wszystko mi mówi", chwalił się, że wie, kto i co zeznaje. Nikt tego dziś nie może udowodnić, ale ludzie pamiętają te słowa.
Czyli Piotrowicz, wówczas szef Prokuratury Rejonowej w Krośnie, współpracował z Kościołem?
Arcybiskup Michalik (ówczesny arcybiskup przemyski – red.) w tej sprawie odegrał kluczową rolę. On jako pierwszy dowiedział się o historii proboszcza z Tylawy. Natomiast prokurator Piotrowicz po obronie księdza Michała M. bardzo szybko zaczął awansować. Najpierw został senatorem, później posłem.
Arcybiskup Józef Michalik.•Fot. Piotr Deska / Agencja Gazeta
To Piotrowicz nadzorował śledztwo ws. molestowania w tylawskiej parafii. Podczas konferencji prasowej w prokuraturze w Krośnie (7 listopada 2001 roku) wyjaśniał powody umorzenia postępowania ws. molestowanych dzieci przez proboszcza Michała M. Mówił np., że dzieci nie dawały księdzu buziaka, tylko "ciumka", dyskredytował świadków.
Rzeczywiście, podczas konferencji prasowej Piotrowicz oczernił osoby, które oskarżyły księdza. Fakty, które przedstawił, były nieprawdziwe.
Piotrowicz powiedział, że kaseta, którą osobiście nagrałam (zeznania ofiar – red.) została zmanipulowana. Twierdził, że eksperci uznali ją za absolutnie niewiarygodną. A w tym czasie kaseta nie została nawet poddana analizie.
Dopiero, kiedy śledztwo zostało przeniesione do Jasła (po decyzji prokuratury w Krośnie o umorzeniu postępowania interweniowało Ministerstwo Sprawiedliwości – red.), prokuratura przekazała nagranie dwóm niezależnym ośrodkom. Wszyscy eksperci, którzy pochylali się nad kasetą, zarówno od strony technicznej, jak i merytorycznej, twierdzili, że jest absolutnie wiarygodna.
Więc słowa Piotrowicza są dowodem na to, że nie został wprowadzony w błąd, tylko świadomie kłamał. Nie mógł wiedzieć, że kaseta z nagraniami ofiar księdza jest zmanipulowana, bo przecież nikt jej nie badał.
Jest to dowód, że wykazał się złą wolą. Sądzę, że Piotrowicz działał w porozumieniu z Michalikiem z intencją zniszczenia osób, które ujawniły molestowanie w Tylawie. Nie ulega wątpliwości, że jest współodpowiedzialny za to, co się stało. Chciał zminimalizować liczbę świadków. Podczas konferencji prasowej zostałam publicznie zniesławiona.
Mówiła pani w jednym z wywiadów, że czuła, iż prokurator Piotrowicz chce was publicznie zlinczować. Miał mówić, że chciała pani wygryźć księdza, żeby zostać katechetką.
Nie chciałam zostać katechetką. Miałam trójkę maleńkich dzieci i byłam grekokatoliczką. To było wyssane z palca...
Opozycja uważa, że prokurator Piotrowicz powinien zniknąć z życia publicznego. A sprawa proboszcza z Tylawy wyklucza go, by kierować komisją sprawiedliwości i praw człowieka.
To prawda. W moim przekonaniu jest to człowiek skrajnie nieuczciwy. W momencie zmiany systemu w Polsce w 1989 roku związał się z Kościołem. Wyczuł koniunkturę.
To pani zdemaskowała księdza pedofila z Tylawy. Pierwszym adresem, pod który się pani udała, był właśnie arcybiskup Michalik.
Zanim nagrałam kasetę z zeznaniami molestowanych dziewczynek, wydawało mi się, że należy po cichu załatwić tę sprawę. Porozmawiałam z ludźmi, którzy opowiedzieli mi, co przeżyli. Byłam ich wysłannikiem, pojechałam do Michalika.
Ofiar, czy całej społeczności?
Tak, ofiar. To było 20 lat temu, choć nie wiem, czy teraz byłoby łatwiej. Wtedy nawet nie miałam świadomości, jakie jest prawo karne w obszarze molestowania. Nie wiedziałam, czy jeżeli ksiądz wpycha dziecku palce do pochwy, to jest to przestępstwo ścigane prawem. Wiedziałam na pewno, że jest to grzech. Wcześniej o tym nie mówiono, poza tym przecież "ksiądz to ksiądz".
Pojechałam do Michalika i powiedziałam to, do czego zobowiązali mnie ludzie. Czyli, jeżeli ktoś z kurii przyjedzie do ich parafii, wtedy w czterech ścianach swojego domu powiedzą, co przeżyli.
Miała pani w ręku nagrania?
Jeszcze wtedy nie. Myślałam, że jeżeli powiem o tym arcybiskupowi, sprawa będzie rozwiązana odpowiednio. Niestety usłyszałam jakieś bzdury na temat spraw narodowościowych czy obrządkowych.
Arcybiskup Michalik odesłał panią z kwitkiem do prokuratury?
Tak. Dość długo czekałam na spotkanie z Michalikiem, mimo że byłam umówiona na konkretną godzinę. Termin był wyznaczony zaraz po imieninach Józefa. W poczekalni zastałam przedstawicieli Prokuratury Okręgowej w Przemyślu z kwiatami.
Michalik się objawił, wyciągnął rękę z pierścieniem i trzech przedstawicieli prokuratury padło na kolana. Siedziałam i obserwowałam tę sytuację. Jestem teologiem, osobą zafascynowaną Ewangelią, osobą bardzo wierzącą. Patrzyłam na tę scenę i myślałam sobie: "cóż to się dzieje?".
Kiedy w drzwiach pojawił się arcybiskup Michalik, wyciągnął rękę i wtedy delegacja z prokuratury padła przed nim na kolana, chcąc ucałować pierścień. Ta scena skrajnie odbiegała od standardów ewangelicznych. Więc gdy Michalik w czasie rozmowy wysłał mnie do prokuratury, zapytałam, czy do tej, która tu przed chwilą była na kolanach. Oczywiście arcybiskup bardzo się zdenerwował, ja również. Na koniec rzuciłam: "Mam nadzieję, że Duch Święty jeszcze działa w tym Kościele".
I wtedy się zaczął odwet?
Tak, wtedy zaczęła się wojna. Arcybiskup Michalik zadzwonił do księdza Michała M., proboszcza z Tylawy, który informował ludzi o mojej wizycie, zaczął ich straszyć. Ludzie byli przerażeni i już dalej trzeba było coś z tym zrobić.
Wtedy nagrała pani opowieści ofiar?
Tak, wcześniej nie pomyślałam, że powinnam. Nagraliśmy te historie, żeby mieć jakikolwiek dowód rzeczowy.
Jaka atmosfera panowała we wsi?
Arcybiskup Michalik wysłał list pasterski, który został odczytany we wszystkich kościołach. Nazwał mnie i inne osoby zeznające przeciwko księdzu "dziećmi szatana". To był "walec", który przejechał po nas, szczególnie po tych, którzy mieli zeznawać.
Społeczność była zaszczuta, przerażona?
Rzeczywiście ludzie byli zaszczuci, przeszli piekło. Niektórym wprost grożono utratą pracy w przypadku zeznań niekorzystnych dla księdza. W trakcie prowadzonego dochodzenia ksiądz informował, że zna treść zeznań i wie, kto został wezwany do prokuratury. Jeździł do osób, które miały zeznawać następnego dnia. Podkreślał również, że jego "prokuratorek" wszystko mu mówi.
Nie wszyscy wycofali się z zeznań. Ostatecznie ksiądz został skazany za molestowanie sześciu dziewczynek. Starsze osoby też zeznawały i one uwiarygadniały opowieści dzieci. W ich przypadku sprawa była przedawniona.
Powiem szczerze, to była walka Dawida z Goliatem. O sprawie został poinformowany cały Episkopat, wszyscy biskupi, Watykan. Ale nie było ani jednego "sprawiedliwego", który wziąłby stronę ofiar.
Oburzający dla przedstawicieli Kościoła był fakt, że ktoś w ogóle wyciąga takie historie. A nie to, że ksiądz może się tego dopuszczać. Kościół pokazał swoje prawdziwe oblicze.
Bardzo smutne. Jedna z parafianek powiedziała, że ksiądz "wykorzystywał, ale w sposób niekompletny, bo w majtkach". Naprawdę padały podobne argumenty?
Niestety tak. Były i argumenty "dziecku dziecka nie zrobi". Ksiądz Michał M. przez 35 lat molestował dzieci. Najstarsza z osób, która zdecydowała się zeznawać, miała ponad 40 lat. Kościół jest specyficzną instytucją. W innym środowisku człowiek molestujący dzieci byłby dużo szybciej zatrzymany i prawdopodobnie nie miałby wsparcia pracodawcy. Nie mógłby liczyć na obronę żadnej grupy.
Ludzie też dali księdzu pewnego rodzaju przyzwolenie? Wysyłali dzieci do proboszcza na noc, wiedzieli, że je kąpie...
Oni się bali i nie mieli poczucia żadnej sprawczości. I poniekąd mieli rację. To było pyrrusowe zwycięstwo. Przecież dopiero po trzech latach ksiądz został zabrany z parafii. Ci ludzie zostali po raz drugi zmolestowani, kiedy dowiedzieli się, że "jeśli mówią coś na księdza, to niszczą Kościół, że są dziećmi szatana". Kim trzeba być, żeby używać takich argumentów?
Dużo panią to kosztowało? To był pierwszy głośny przypadek pedofilii wśród księży.
Miałam szczęście, że nie urodziłam się parę wieków wcześniej.
No wtedy spaliliby panią na stosie.
Dokładnie. Dla mnie to była sprawa mojej wiary, postawy moralnej, mniej obyczajowo-sensacyjna. Gdybym nie była osobą tak wierzącą i nie czuła się zobowiązana, żeby ratować te dziewczynki, nie miałabym ani siły, ani determinacji, ani odwagi. Nie wiem, czy bym to wytrzymała.
To było dla mnie trudne, bo ofiary księdza-pedofila bardzo dużo wycierpiały. A ja już nic nie mogłam zrobić. Sądzę, że niektórzy mnie za to obwiniali. Czułam się z tym bardzo źle. Dalej mieszkam na Podkarpaciu, do dziś ponoszę konsekwencje.
Jakie konsekwencje pani ponosi?
To konsekwencje, które ponoszę w moim prywatnym życiu. Jestem teologiem, nie mam żadnej możliwości pracy w swoim zawodzie. Nie mogę robić tego, co jak sądzę, robiłabym najlepiej. Bóg jest podstawą mojego życia. Mogłabym głosić Ewangelię, nie robiąc na tym biznesu.
Piotrowicz działał we wspólnocie neokatechumenalnej. Tam miał kontakt z wieloma moimi znajomymi. Przypuszczam, że musiał rozmawiać na mój temat i te osoby do dzisiaj się do mnie nie odzywają.
Prokurator Stanisław Piotrowicz.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Co się dzieje z dziewczynami, o które pani walczyła, z ofiarami księdza Michała M.?
Jest mi przykro, że ofiary zostały tak bardzo napiętnowane. Nie wiem, co się teraz z nimi dzieje. Sprawa ucichła, ale myślę, że ludzie nadal się boją o tym mówić. To jest Podkarpacie. Tutaj należałoby żyć i myśleć tak jak wszyscy.
Ktoś kto się wyróżnia jest nieswój, dziwak.
Tak. A jeśli jeszcze ktoś narusza świętości. "Kto podnosi rękę na Kościół, ten podnosi rękę na Polskę".
Pani to zrobiła.
Na prawdziwy Kościół nigdy bym ręki nie podniosła. Wręcz przeciwnie: ja tego Kościoła bronię i boleję, że jest utożsamiany z czymś, co jest bardzo słabe. Jest wielu dobrych księży, ale hierarchowie ponoszą odpowiedzialność za to, że Kościół przestał być ewangeliczny.
Jeżeli młody człowiek idzie do seminarium i jest kształtowany na "alter Christus", czyli "drugiego Chrystusa", to ja się nie dziwię, że w głowie się przewraca. Później idzie na parafię i wszyscy przed nim padają na twarz. A on wpycha małej dziewczynce palce do pochwy i mówi, że "mocą Chrystusa ją uzdrawia". I też jest "alter Christus"?
Ludzie nadal w to wierzą?
Może już mniej. Ale nie mają siły, by sprzeciwić się Kościołowi. A przecież, jak duchowny gwałci dziecko, to dokonuje gwałtu nie tylko na jego ciele.
Ksiądz od podstaw niszczy obraz Chrystusa w oczach dziecka. Nie wiem, czy te dzieci będą miały kiedyś inny obraz Boga, niż tego, który robił im krzywdę.
Myślę, że tyle osób ogląda film braci Sekielskich, czy "Kler" nie tylko z ciekawości, ale i dlatego, że mogli mieć podobne doświadczenia.
Zaskoczyło coś panią w dokumencie braci Sekielskich – "Tylko nie mówi nikomu"?
Wszystko, co zobaczyłam w filmie braci Sekielskich, jest właściwie tym, co myślę o tej instytucji.
Nie wierzę, że w filmie Sekielskich nie było momentu, który panią wstrząsnął, szczególnie poruszył.
Najbardziej poruszył mnie moment, kiedy Marek Mielewczyk (jedna z ofiar księdza-pedofila – red.) mówił, że chodził do księdza, a ludzie robili mu z tego zarzut. Jego żona również. Więc bardzo dobrze rozumiem tego człowieka. Osoby, które nigdy nie doświadczyły przemocy seksualnej w dzieciństwie, nie powinny oceniać. Głodny sytego nigdy nie zrozumie, jak mówi przysłowie.
Ten film jest niezwykle ważny. Gdybym mogła, to osobiście podziękowałabym na kolanach braciom Sekielskim i osobom, które mówiły o swoich traumach. Z tego może powstać ogromne dobro.
Czyli jednak coś może zmienić ten dokument?
Tak tragiczne historie można wykorzystywać do tego, żeby uzdrawiać Kościół, ostrzegać innych. Film może przynieść pozytywne skutki, choćby dlatego, że społeczeństwo będzie ostrożne w stosunku do duchownych.
O to, żeby rodzice ufali swoim dzieciom w niedzielnym kazaniu, apelował ksiądz Jacek Prusak.
To jest bardzo ważne. Ale ludzie ślepo oddani Kościołowi nie będą zwracać uwagi na swoje dzieci. Bardzo często ofiarami księży padają dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, z którym się nie rozmawia, które często są samotne w rodzinach, nie mają odwagi powiedzieć, i czują, że nie znaleźliby oparcia w rodzicach. Trochę w myśl: "Jak zboczeniec złapie dziecko na ulicy, to nikt go przecież nie będzie bronił, ale jak ksiądz...".
Pozytywnym skutkiem dokumentu Sekielskich na pewno jest reakcja prymasa Polaka, który przeprosił ofiary księży-pedofilów.
A co miał zrobić? Nie wierzę w ich przeprosiny. PiS ich mocno broni. Jeden albo dwóch księży może przeprosić, żeby nie urazić tych naiwnych ludzi. W moim przekonaniu to wszystko jest kościelną dyplomacją i grą.
Oni pewnie na jakiś czas się zmienią. Będą czuli na plecach oddech mediów, będą się bardziej bać i pilnować.
Problemem tego Kościoła jest nie tylko pedofilia, ale i chciwość, buta, pycha. Dla mnie to ewangeliczny pobielany grób, o którym mówił Chrystus. "Na zewnątrz ładny, wewnątrz pełen wszelkiego plugastwa". To bardzo smutne, ale tak to widzę. Mówię to jako osoba głęboko wierząca, przywiązana do Ewangelii.
Kościół potrzebny jest do tego, żeby głosić Ewangelię, wspaniałą naukę Chrystusa. A nie opowiadać historie o seksie, aborcji – to nie ma nic wspólnego z Ewangelią. Ani jednego słowa nie ma w niej na ten temat. Natomiast wiele jest o miłości bliźniego, nieprzyjaciół i o wybaczaniu.
Hierarchowie polskiego Kościoła powinni teraz podać się do dymisji? Przecież Głódź wiedział o tym, że Cybula molestował dzieci, a nic z tym nie zrobił, pochował go z honorami.
Nie wierzę w to, że oni cokolwiek zrobią.
Powinni odejść?
Czego możemy spodziewać się po ludziach, którzy nie mają zasad moralnych, skrupułów i przyzwoitości? Moim zdaniem niczego dobrego nie możemy się spodziewać.
Musiałby się narodzić zupełnie nowy Kościół. A nie jest to możliwe na tych fundamentach. W taki sam sposób wychowują młodych chłopców w seminariach. "Rób, co chcesz, byle nikt tego nie widział".
Już ogłoszono, że do Polski przyjedzie główny spec Stolicy Apostolskiej od walki z pedofilią. To może jakaś nadzieja?
I spotka się z arcybiskupem Jędraszewskim. Przecież on pojechał do Watykanu. To świadczy o czymś najlepiej. Jedyny człowiek, który mi się podoba w polskim kościele, to Grzegorz Ryś. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Niedawno ofiara księdza-pedofila otrzymała milionowe odszkodowanie od zakonu. To nie jest – pani zdaniem – szansa na zmianę?
Nie, przecież jaki był bunt. I jak elektorat kościelny się zmobilizował, żeby bronić pieniędzy kleru. Wypłacenie odszkodowania nie wynikało z ich przemiany, zostali do tego po prostu zmuszeni.
Nie wszyscy księża są źli, nie chcą uogólniać, ale hierarchowie polskiego Kościoła powinni podać się do dymisji.
Arcybiskup Michalik, który współpracował z prokuratorem Piotrowiczem w przypadku sprawy z proboszcza z Tylawy, to w moim przekonaniu cynik. Chciałabym spojrzeć temu człowiekowi w oczy i zapytać, czy nie boi się spotka Boga, którego spotka w momencie swojej śmierci. Jak on się wytłumaczy?
"Przecież Chrystus powiedział, że jeżeli ktoś uczyni gorszym jednego z tych najmniejszych, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze".
Żeby było jasne, nie życzę nikomu śmierci. A arcybiskupowi Michalikowi i innym hierarchom życzę, żeby się nawrócili i zobaczyli, jak potężne zło uczynili jako pasterze, jak wilki w owczej skórze. O Piotrowiczu, komunistycznym lisku, nie będę wspominać...