"Nie dowierzałam, kiedy czytałam to oświadczenie". Jezuici przeprosili dziennikarkę za zakonnika-pedofila

Kamil Rakosza
Magda Gacyk w szczerym poście, nazwanym "najtrudniejszą litanią", opowiedziała historię molestowania przez jezuitę, którego ofiarą padła w dzieciństwie. Na post dziennikarki, która w przeszłości pracowała dla TVP 1, odpowiedzieli jezuici.
Jezuici wydali oświadczenie w sprawie Magdy Gacyk. Fot. Facebook / Magda Gacyk
"Odnosząc się do przytaczanej przez media historii pani Magdy Gacyk, która wyznaje na Facebooku, że była w dzieciństwie molestowana przez nieżyjącego już księdza jezuitę oraz wobec licznych zapytań mediów o tę sprawę oświadczam, że relacja pani Magdy Gacyk jest dla ojca Prowincjała i dla nas wszystkich wstrząsem. Jeśli sprawcą był jezuita, to ze wstydem i żalem przepraszamy za wyrządzoną krzywdę" – czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez Kurię Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego. W dalszej części oświadczenia jezuici proszą wszystkie osoby, które padły ofiarą członków zakonu, o zgłaszanie się do Towarzystwa Jezusowego. Mogą to zrobić pod adresem e-mail: pma-socio@jezuici.pl.


"Najtrudniejsza litania"
Po publikacji filmu "Tylko nie mów nikomu" Magda Gacyk umieściła na swoim profilu na Facebooku wpis, w którym wyznała, że również padła ofiarą pedofila, będącego duchownym. Post dziennikarki był zatytułowany "Moja najtrudniejsza litania" i przypomniał tę formę modlitwy. Każdy akapit kończył się bowiem słowami "Wybacz mi, Panie". "Kiedy miałam 10 lat zaprosił mnie do swojego pokoju na oglądanie 'dobranocki'. Drzwi zamknął na klucz. 'Mam lepszy odbiornik niż w świetlicy, ale tylko jeden fotel. Musisz usiąść mi na kolanach' – mówił, obmacując mnie i całując. Nie wszystko pamiętam, ale pamiętam dokładnie, jakie miałam wtedy majtki, w które wsadzał mi rękę. Były białe w różowe kwiatki, z delikatną lamówką. I pamiętam, że kiedy wyrwałam się i biegłam do drzwi, bałam się, że klucz w zamku się zatnie i nie ucieknę" – napisała Gacyk.

Dziennikarka, która w przeszłości prowadziła program "Kawa czy herbata" na antenie TVP 1, nie podała personaliów zakonnika, który ją molestował. Zdradziła jedynie, że "ksiądz ma poświęconą mu stronę na Wikipedii. Napisano tam, że w czasie Drugiej Wojny Światowej był bohaterem i że odznaczono go Krzyżem Walecznych i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami".

Po przeprosinach ze strony jezuitów, dziennikarka zamieściła kolejny post. "Nie dowierzałam, kiedy czytałam to oświadczenie. Nie dowierzałam, bo już nigdy od nikogo nie spodziewałam się przeprosin za to, co mnie spotkało" – napisała.

"Spodziewałam się tylko, że niektórym - wciąż i wciąż - będę musiała udowadniać, że nie kłamię i nie fantazjuję, nie próbuję oczerniać duchownego, nie jestem potworem, usiłującym zburzyć podwaliny kościoła katolickiego i nie usiłuję wywindować się na pedofilii ( swoją drogą, gdyby tak było, świadczyłoby to o mojej bezdennej głupocie, jeśli chodzi o wybór ścieżki kariery)" – czytamy dalej w poście.

"Przeprosiny te dużo dla mnie znaczą, choć może na wyrost przydaję im znaczenie..." – podsumowuje Gacyk.