"Nasza rozmowa jest kontrolowana". Kandydat opozycji opowiada, jak władza szykanuje go przed wyborami

Anna Dryjańska
– W naszym kraju dzieje się coś bardzo złego, jeśli ludzie chodzą po ulicy z nożem kuchennym w spodniach. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by policjanci nie byli atakowani - mówi Paweł Wojtunik, były policjant i szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, kandydat do Parlamentu Europejskiego, po ataku prawicowego radnego na funkcjonariusza w Busku-Zdroju.
Paweł Wojtunik kandyduje do Parlamentu Europejskiego z listy Koalicji Europejskiej na Mazowszu. fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: W którym momencie pan, były szef CBA, stwierdził, że zostanie politykiem i będzie kandydował z Mazowsza do Parlamentu Europejskiego?

Paweł Wojtunik: Nie jestem politykiem. Jestem ekspertem i urzędnikiem, który chce przywrócić honor mundurowi policjanta, strażaka, funkcjonariusza straży granicznej... Nie przypominam sobie konkretnej chwili, gdy podjąłem taką decyzję.

To narastało z każdą opowieścią o policjancie, któremu władza łamie kręgosłup moralny, z każdą sytuacją, gdy policja jest wykorzystywana do partyjnych celów PiS, z każdym rozszerzeniem przez rząd możliwości inwigilowania obywateli, które teraz może być masowo realizowane na polityczne zamówienie.


Przez lata swojej służby walczyłem o niezależność policji i CBA jednocześnie dbając o poszanowanie praw i obowiązków obywateli. Teraz chcę zadbać o to samo jako osoba bezpartyjna i niezależna, będąca już poza służbą.

Będę się jednak upierać, że chce pan zostać politykiem. Na Twitterze skarżył się pan, że prokuratura wzywa pana do składania zeznań w czasie kampanii wyborczej, przez co utrudnia jej prowadzenie. Dlaczego interesuje się panem prokuratura?

Nie będę pani przekonywał na siłę, natomiast prowadzę kampanię nie według programu politycznego jakiejś partii, a zgodnie z własnymi przekonaniami. Moje hasła wyborcze odzwierciedlają sprawy, o które chcę walczyć i które wynikają z moich osobistych doświadczeń. Między innymi nękanie przez prokuraturę.

Chce pani poznać powód, czy pretekst zainteresowania moją osobą? Powód jest taki, że ministrowie Kamiński i Ziobro tym sposobem mszczą się na mnie za pryncypialność z czasów, gdy byłem szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. To zemsta o charakterze politycznym i osobistym, próba zmniejszenia moich szans w wyborach... Jeśli przyjąć, że jest jak pan mówi, to czy nie prościej i skuteczniej byłoby wsadzić pana do aresztu, a nie korzystać z półśrodków?

PiS nie może tego zrobić, bo by mnie aresztować musiałby mieć zgodę sądu. A większość sądów jest nadal niezależna od partii. Sytuacja jest więc bardzo ciekawa, bo prokuratura stawia mi poważne zarzuty, ale nie stosuje wobec mnie żadnych środków zabezpieczających, bo wie, że to co ma nie będzie przekonujące dla sądu. W podobnej sytuacji jak ja są również inni byli szefowie służb.

No dobrze, ale w jakich sprawach jest pan wzywany do prokuratury?

Sprawy są dwie. W jednej jeszcze nie wiem o co chodzi, zostałem wezwany w charakterze świadka. Po numerze sygnatury domyślam się, że chodzi o jakieś wydarzenia z 2016 roku.

W drugiej sprawie mam zarzuty niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień - według prokuratury miałem zataić przestępstwo mojego podwładnego. To nieprawda, jestem niewinny. Taki zarzut można postawić każdemu urzędnikowi państwowemu, jeśli ktoś się uprze. "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie"...

Czy temat zarzutów pojawia się na pańskich spotkaniach wyborczych? Ludzie proszą, by się pan wytłumaczył?

Pojawia się w taki sposób, że wyborcy życzą mi powodzenia, mówią, bym się trzymał, poklepują po ramieniu. Jest dla nich oczywiste, że postępowanie wobec mnie ma charakter polityczny. Wątpliwości nie mają też moi prawnicy. A wracając do spotkań na Mazowszu: to dla mnie bardzo fajne doświadczenie. Lubię słuchać ludzi, rozmawiać z nimi.

Kampania usłana różami? Nie uwierzę, że nie zetknął się pan z negatywnymi reakcjami.

Oczywiście, że się zetknąłem. Dziś rano gdy prowadziłem kampanię na lokalnym bazarze zwolennik PiS wykrzyczał do mnie, że jestem "szatanem". To zresztą nie pierwszy raz, gdy wyborcy partii rządzącej mnie atakują.

Natomiast parę dni temu byłem na spotkaniu, gdzie usłyszałem opowieść o księdzu, który na widok mojego banneru reklamowego wywieszonego na ogrodzeniu prywatnej posesji, nakrzyczał na właściciela, że ten śmiał wywiesić wizerunek "bandyty". Na szczęście nie są to częste sytuacje i na razie kończy się na krzykach. Szkoda, że politycy PiS nie dostrzegają, że ich agresja w Sejmie i w mediach przekłada się na agresję ich wyborców na ulicy. Mieliśmy tego jaskrawy przykład w ostatnich dniach, gdy prawicowy radny z Buska-Zdroju zaatakował nożem policjanta.

Ja byłem policjantem, ta sytuacja naprawdę mną wstrząsnęła. Podobnie oświadczenie regionalnej "Solidarności", która nazwała atak nożownika "obroną konieczną". Ile minęło od śmierci prezydenta Pawła Adamowicza?

W naszym kraju dzieje się coś bardzo złego, jeśli ludzie chodzą po ulicy z nożem kuchennym w spodniach. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by policjanci nie byli atakowani.

Wiceminister Jaki zagroził panu pozwem za to, że nazwał pan radnego Łukasza S. współorganizatorem jego spotkania wyborczego.

Minęło kilka dni i pozwu jak nie było, tak nie ma. Ja się procesu nie boję. Mówię prawdę. To najlepsza zasada postępowania dla osób publicznych, zwłaszcza w czasach powszechnej inwigilacji.

Myśli pan, że nasza rozmowa jest monitorowana?

Biorąc pod uwagę rumieniec podniecenia, pokazujący się na hasło podsłuchów u przedstawicieli władzy, uważam, że nasza rozmowa jest prawdopodobnie kontrolowana. Z dwóch powodów.

Jakich?

Jeden to ja. PiS szuka na mnie haków, złożyłem zresztą w związku z tym zawiadomienie do prokuratury. Drugi powód to pani. Ja? Bez przesady. Pracuję tylko w portalu internetowym i to wcale nie największym.

Jest pani dziennikarką i nie jest pani znana z miłości do rządu. Nie zdziwiłbym się, gdyby stenogram z tej rozmowy, albo choć informacja w postaci bilingu pojawiła się na urzędniczym biurku. I wie pani co? W praktyce nie może pani nic z tym zrobić, bo służby są w zarządzie komisarycznym polityków. Mam nadzieję, że Polacy pójdą na wybory 26 maja i zagłosują tak, by się temu przeciwstawić.