Polityk PiS twierdził, że nie bierze poselskiej pensji, bo "Honor i Godność Polaka". Kłamał
Poseł PiS Dominik Tarczyński wielokrotnie powtarzał, że za sprawowanie mandatu nie bierze pieniędzy podatników. Rezygnację z wynagrodzenia uzasadniał swoim patriotyzmem. Właśnie okazało się, że kłamał.
Kilkanaście dni później podobnie twierdził w tweecie skierowanym do dziennikarza Bartosza Wielińskiego z "Gazety Wyborczej". Poseł Tarczyński miał do niego pretensje, że pisze o jego działalności.
"Nie pobieram"
Na słowa Wielińskiego, że nadal będzie o nim pisał, bo Tarczyński dostaje pensję z jego podatków, polityk PiS znowu napisał, że nie pobiera wynagrodzenia. "Panie redaktorze nie jestem 'posłem zawodowym'. Zrezygnowałem z pieniędzy publicznych. Nie pobieram. Mam swoją firmę" – pisał polityk Prawa i Sprawiedliwości. Jego wpisy nadal są dostępne w internecie. Tu publikujemy je w postaci zrzutów ekranu.
Gwoździe i wakacje w Miami, których nie było
To nie pierwszy raz, gdy poseł Dominik Tarczyński został przyłapany na kłamstwie. Na początku sierpnia 2017 roku poseł PiS zatweetował, że leci wypocząć. Wpis opatrzył tagiem #Miami. Okazało się jednak, że leciał w zupełnie inne miejsce. Na biletach lotniczych, których zdjęcie zamieścił w internecie, widniał bowiem numer wskazujący, że Tarczyński leci do... Baku w Azerbejdżanie.
Gdy prawda wyszła na jaw, poseł Tarczyński twierdził, że do Baku poleciał, by odwiedzić przyjaciela, któremu umierała matka. Potem jednak pochwalił się zdjęciami partnerki relaksującej się w basenie.
Zanim został posłem, PiS Dominik Tarczyński asystował księdzu rzymskokatolickiemu w przeprowadzaniu tzw. egzorcyzmów. W programie Pauliny Młynarskiej zarzekał się, że był świadkiem sytuacji, gdy "opętana kobieta" pluła gwoźdźmi.
Ostatnio Dominik Tarczyński dzięki głosom wyborców PiS zdobył mandat do Parlamentu Europejskiego. Jest jednak pewien problem. Jego miejsce jest zamrożone z powodu niejasności wokół brexitu, więc nie wiadomo kiedy, a może nawet czy zasiądzie w PE.
źródło: konkret24.tvn24.pl