TVP straszy "rozbiciem dzielnicowym". Karnowski wyjaśnia, o co naprawdę chodzi w pomyśle samorządowców

Aneta Olender
"Rozbiciem dzielnicowym" czerwone paski TVP straszyły zaraz po podpisaniu przez samorządowców deklaracji "21 tez samorządowych". – To absurd. Nie ma chyba bardziej propaństwowego programu niż program samorządów – odpowiada na te zarzuty prezydent Sopotu Jacek Karnowski, który jest jedną z twarzy inicjatywy. W rozmowie z naTemat wyjaśnia także, czy rzeczywiście chodzi o "demontaż państwa".
Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta
"21 tez samorządowych" to dokument, który zakłada wzmocnienie siły samorządów. Założeniami, które wzbudzają najwięcej emocji, są m.in.: przekształcenie Senatu w Izbę Samorządową, likwidacja urzędu wojewody, odpolitycznienie mediów publicznych, zniesienie ograniczenia kadencyjności prezydentów, wójtów, burmistrzów, a także decydowanie o polityce podatkowej, czyli zniesienie maksymalnych i minimalnych stawek, które dziś narzuca władza centralna.

Pomysł ten został szybko skrytykowany. Prawa strona sceny politycznej podniosła larum, że jest to "wypowiedzenie posłuszeństwa państwu", a "samorządowcy proponują likwidację instytucji państwa polskiego".


Tezy podpisane 4 czerwca w Gdańsku, w 30. rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów do polskiego parlamentu, to propozycje. Po konsultacjach z mieszkańcami, lokalnymi organizacjami, samorządowcami mają stać się postulatami, które Samorządna Rzeczpospolita zaprezentuje 31 sierpnia. "Rozbicie dzielnicowe", "rozbicie państwa", "niebezpieczny plan" – w takim tonie, zaraz po podpisaniu 21 tez samorządowych, niektórzy zaczęli komentować wasze propozycje.

To absurd. Nie ma chyba bardziej propaństwowego programu niż program samorządów. Jesteśmy jednym narodem, łączy nas wspólna historia. Ale niestety, od dłuższego czasu próbuje się nas dzielić, oceniać kto jest lepszym, a kto gorszym patriotą.

Rozumiem, że nie wszyscy zgadzają się z naszymi postulatami. Ale rozmawiajmy, dyskutujmy, wypracujmy najlepsze rozwiązania dla naszych mieszkańców.  Zróbmy to wspólnie. Samorządowcy potrafią współpracować niezależnie od opcji. To samo proponujemy politykom centralnym, żeby bardziej rozmawiali niż walczyli ze sobą.

Jednak próba wzmocnienie roli samorządów, zwiększenia ich kompetencji, określana jest jako demontaż państwowych instytucji.

Nie ma żadnego demontażu. Ja jako starosta, bo jestem też starostą powiatowym, wykonuję przecież zadania państwa polskiego np. gospodarzę mieniem, wydaję decyzje. Nikt nie mówi o demontażu jakichkolwiek instytucji. My proponujemy dyskusję, a druga strona od razu zaczyna strzelać.

Proszę mi pokazać, gdzie w naszych tezach jest chociaż jeden fragment mówiący o demontażu państwa. To, że straż pożarna będzie podległa prezydentowi miasta? Ale przecież już teraz mamy Ochotniczą Straż Pożarną, finansowo podległą samorządom, która funkcjonuje w systemie ratowniczo-gaśniczym razem z Państwową Strażą Pożarną. Kiedy dopłacamy z budżetu miasta czy gminy, to jesteśmy dobrzy, a kiedy chcemy przejąć odpowiedzialność w imieniu społeczności lokalnej za funkcjonowanie tych służb, to jesteśmy źli.

Wprowadzane są centralne regulacje, które zupełnie pomijają głos i zdanie mieszkańców. Takim jaskrawym przykładem jest chociażby "lex deweloper". W planowaniu przestrzennym element partycypacji społecznej jest bardzo istotny. Zbierane i rozpatrywane są uwagi mieszkańców, projekty planów są publiczne. A według "lex deweloper” prywatny inwestor wchodzi i buduje. Bez żadnych uzgodnień ze społecznością. To jest prawdziwy demontaż demokratycznego państwa i łamanie prawa wspólnot lokalnych do samostanowienia.

Natomiast chciałbym powiedzieć, że w art. 16.2 Konstytucji RP jest mowa o samorządzie terytorialnym, o jego niezależności, o jego roli. Niestety w ostatnim czasie zarówno Konstytucja, jak i ten konkretny artykuł są łamane.

"Samorząd terytorialny uczestniczy w sprawowaniu władzy publicznej. Przysługującą mu w ramach ustaw istotną część zadań publicznych samorząd wykonuje w imieniu własnym i na własną odpowiedzialność"

Art. 16. Konstytucja RP

O czym konkretnie mowa?

O tym, że kiedy zawłaszczane są przez jedną partię Trybunał Konstytucyjny, sądy, kiedy łamana jest ich niezależność, wtedy nie możemy skutecznie reprezentować przed nimi naszych mieszkańców. To dotyka i dotyczy nas wszystkich. I musimy przeciwko temu protestować. Protestować w obronie państwa!

Nie ma także samorządności, kiedy nie ma środków finansowych. Co chwilę przerzuca się na nas nowe zadania, a nie idą za tym żadne dodatkowe fundusze. To także jest łamanie konstytucji.

Jeśli już mowa o kosztach, to odnosi się do tego choćby punkt 6 samorządowych tez, czyli: "Zwiększenie nakładów na edukację i godne pensje dla nauczycieli". Najwięcej samorządy dokładają właśnie do oświaty?

Ewidentnie, to jest najbardziej rażący przykład niedofinansowania zadań samorządu, które powinny być finansowane przez rząd. Subwencje rządowe na oświatę są rażąco niskie. Jesteśmy za podwyżkami dla nauczycieli, bo widzimy, że za chwilę nie będzie miał kto uczyć naszych dzieci. Samorządy dają dodatki motywacyjne, ale nie wszystkie gminy na to stać. To powinno być obowiązkiem państwa.

Minister Zalewska, która już w Brukseli nie myśli o polskiej edukacji, narzuciła nam dwa roczniki w pierwszych klasach liceów. I to my ponosimy znaczne dodatkowe środki i staramy się, aby każdy dostał się do wymarzonej szkoły. I widzimy już, że łatwo nie będzie, że dla wielu młodych ludzi będzie to dramat, ale nikt nie chciał nas słuchać i narzucono nam te zmiany odgórnie.

Zamożniejsze samorządy sobie poradzą, ale jest bardzo dużo takich, które nie są w stanie dopłacać wystarczająco do oświaty, a to skutkuje dużymi różnicami w poziomie edukacji. To jest bardzo niebezpieczne. Więc jeśli ktoś mówi, że my dzielimy państwo, to odpowiem: my walczymy z tym dzieleniem.

Z perspektywy Warszawy wiele spraw wygląda inaczej. Nie dostrzega się prawdziwych potrzeb lokalnej społeczności?

Często niestety nie, dlatego tak ważny jest głos samorządów przy tworzeniu ustaw i innych rozwiązań prawnych dotykających potem naszym mieszkańców.

Choćby dlatego wśród tez znalazł się zapis o "decentralizacji służby zdrowia"?

Chcemy mieć wpływ na służbę zdrowia, w taki sposób, aby współdecydować o dystrybucji środków. Podam przykład, w województwie pomorskim jest największa zachorowalność na raka, dlatego uważamy, że akurat ten obszar trzeba najbardziej finansować.

Widzimy też, że nie funkcjonują dobrze SOR-y. Powód jest prosty, brakuje pieniędzy. Środki są źle zakontraktowane. Uważamy, że mamy w tej kwestii większe doświadczenie niż instytucje centralne.

Walczycie z rządem?

Nie, bo nie jesteśmy antypaństwowi. Kiedy wprowadzono 500 plus, to myśmy stanęli na głowie, żeby to świadczenie wypłacić na czas. Nam powierzono realizację tego zadania, sztandarowego projektu rządu. Zrealizowaliśmy to w 100 proc. Mówiliśmy o trudnościach, mówiliśmy, że mamy za mało pieniędzy na obsługę 500 plus, ale zrobiliśmy wszystko jak trzeba.
Samorządowcy chcą większych kompetencji.fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Jednym z zapisów, który wywołał największe poruszenie, jest też ten dotyczący "przekształcenia Senatu RP w Izbę Samorządową". Po co właściwie takie rozwiązanie?

Część polityków centralnych po prostu boi się konkurencji. A jak już usłyszeli, że ktoś z nas samorządowców mógłby iść do Senatu... Tam jest przecież pełen etatyzm.

Z jednej strony mówi się, że prezydenci miast nie mogą być dłużej niż 10 lat, a z drugiej strony jest tak, że niektórzy posłowie czy senatorowie pełnią tę funkcję od lat 30. Czyli są zawodowymi politykami, trochę według mnie oderwanymi od rzeczywistości.

Minimum, którego oczekujemy, to możliwość łączenia mandatów. W ogóle jestem zwolennikiem, żeby polityka centralna nie była polityką zawodową. Posłami, senatorami powinni być ludzie, którzy mają swój zawód i jeżdżą do Warszawy na sesje.

Chcecie także likwidacji urzędu wojewody. Nie będzie to skutkowało brakiem nadzoru nad samorządami?

Myślę, że mądrością np. mieszkańców Warmii i Mazur czy Podkarpacia jest właśnie wybór samorządu województwa. Nie ma znaczenia czy to jest PiS, czy PO, czy PSL. Nie słyszałem, aby któryś z marszałków przy podziale środków unijnych kierował się interesem partyjnym. Oni raczej dbają o to, aby każda gmina dostała coś z tych pieniędzy.

Uważam, że marszałkowie województw pokazali pewną klasę. Pokazali, że są bardzo blisko ludzi. Mają do swojej współpracy radnych wojewódzkich, którzy ich wybierają. Jest nad nimi kontrola społeczna, a tego w przypadku wojewody nie ma. Wojewoda jest pod kontrolą partyjną. Ze smutkiem stwierdzam, że wojewodowie stają się funkcjonariuszami partyjnymi, co nie jest dobre.

Nasze tezy wysyłamy do wszystkich stron sceny politycznej. Chcemy ze wszystkimi dyskutować. Oczywiście zgadzamy się, że powinna pozostać namiastka władzy państwowej w terenie, ale tylko do kontroli tego, co robi samorząd, a nie do konkurowania z samorządem.

Proszę mi uwierzyć, że to jest kwestia szukania oszczędności i jasności kompetencyjnej. W tej chwili tego nie ma. Pierwszy przykład z brzegu, czyli sprawa pozwoleń na pracę dla imigrantów. Tę kwestię nadzoruje Urząd Wojewódzki. Ponieważ w Polsce  jest deficyt pracowników, przybywający np. zza wschodniej granicy, którzy chcą u nas pracować, nie powinni czekać na pozwolenia w tak długich kolejkach.

Może być też tak, że w wyniku tych rozmów ustalimy, że nie zlikwidujemy urzędu wojewody, a tylko bardzo go ograniczymy. Jesteśmy otwarci. Chociaż dla mnie ideałem byłaby likwidacja. Jednak polityka jest sztuką kompromisu.

A podatki? Chcecie mieć na nie większy wpływ. Wasi oponenci twierdzą, że automatycznie oznacza to ich zwiększanie.

Można czymś takim straszyć, tylko że nasi mieszkańcy, powiem obrazowo, nas wykopią jeśli podniesiemy podatki. Jeżeli uchwalę za dużą podwyżkę cen śmieci, to następnego dnia mnie nie ma. Jeśli coś nie podoba się mieszkańcom, to natychmiast są pod ratuszem, bo mają do tego prawo.  

W publicznej telewizji można było usłyszeć ostatnio słowa Jacka Sasina: "istnieje niebezpieczeństwo dominacji jeden władzy, zamiast równowagi różnych władz", oraz, że wasze propozycje to: "próbę rozmontowania władzy na szczeblu ogólnopolskim i przekazania jak największych kompetencji do samorządów, szczególnie samorządów w wielkich miastach, województw, gdzie jeszcze opozycja ma całkiem duże wpływy".

Przecież połowa samorządów wojewódzkich jest w rękach PiS i jestem pewien, że także ci samorządowcy będą lepiej zarządzać województwem niż politycy partyjni z centrali! A czy wielkie, czy małe miasta są źle zarządzane? Chyba Pan minister Sasin nie zarzuca mieszkańcom, że dokonali złego wyboru?!