"Dziecko wierzgało, dałem klapsa". Dorośli opowiadają, jak dostawali od rodziców – większość to pamięta
"Nerwy puściły, dałem klapsa" – wypalił poseł PiS Tadeusz Cymański, dzieląc się historią o tym, jak zdarzyło mu się uderzyć małe dziecko. Choć dziś takie metody wychowawcze są nieakceptowalne, większość dorosłych pamięta tego typu kary. Zapytaliśmy o ich wspomnienia. Część odpowiedzi może być zdumiewająca...
– Gdyby ojciec z grobu wstał, to bym mu rękę, którą dawał klapsy pocałował. Bo rodzic, który kocha dziecko, nie zrobi mu krzywdy. (...) Kiedyś przewijałem dziecko, wierzgało, wierzgało (…) nerwy puściły, dałem klapsa – powiedział.
Cymański odniósł się tym samym do krytyki, która spadła na Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka po tym jak w wywiadzie dla "DGP" stwierdził, że "trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie".
Dyskusja o klapsach wraca jak bumerang. Zawsze jest bardzo emocjonalna. Nic dziwnego –– sprawa dotyczy przecież dzieci, a przemoc wobec nich jest bezsprzecznie nieakceptowalna i nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego zachowania.
Tu pojawia się jednak małe "ALE". – Zaraz, zaraz, ale klaps, to przecież naprawdę nic strasznego – powiedział mój znajomy, kiedy zapytałam go o takie dyscyplinowanie najmłodszych. – Ja też przecież dostawałem klapsy, zawsze słusznie, i jakoś wyrosłem na człowieka – dodał.
Nie przeprowadziłam żadnych badań, nie mogę więc "pochwalić" się też żadnymi statystykami, które potwierdzą tę tezę, ale większość dorosłych ma podobne doświadczenia. Osoby, z którymi rozmawiałam, przyznały, że w ich domu były klapsy. I tu zgodność się kończy, bo opinie na temat słuszności takich metod wychowawczych są już bardzo różne.
"Dostałam, bo zasłużyłam"
– Oczywiście, że dostawałam klapsy. Od taty dostałam raz i chyba ten raz bardzo mnie zabolał, nie chodzi o ból fizyczny, bo tak naprawdę to pewnie nawet tego nie poczułam. Nie było to żadne okładanie pasem, które jest czymś bardzo złym. Bardzo cierpiałam i mówiłam, że nigdy się do niego nie odezwę – mówi 30-letnia dziś Kamila.
Po chwili stwierdza jednak, że nigdy później nie miała o to pretensji. Wiedziała, że zrobiła coś złego i za to dostała karę. Twierdzi także, że nie wpłynęło to na nią źle, nie zmieniło jej na gorsze i nie odebrało pewności siebie.
– Klaps oznacza słabość rodzica, choć czasami nie ma innego wyjścia. Moja koleżanka jest totalną przeciwniczką klapsów. Jej dziecko, np. w sklepie, gdy coś nie działo się po jego myśli, często reagowało atakami płaczu. Były to wręcz spazmy, rzucanie się na podłogę, krzyki, a ona czekała aż mu przejdzie. I potrafiła tak czekać godzinę. A jak mój brat urządzał takie przedstawienie, bo chciał zabawkę, i dostał klapsa, to po chwili nie było już problemu – wspomina.
Podobnego zdania jest Miłosz, choć w jego domu klaps nie był karą za bycie niegrzecznym. – No chyba, że już naprawdę odwalaliśmy. Pamiętam, jak dostałem pasem od ojca, bo w wieku siedmiu lat podpaliłem łąkę razem z kolegami z podwórka. To było latem, suche trawy zajęły się w mgnieniu oka – opowiada.
Dzięki szybkiej reakcji dorosłych obyło się bez wzywania straży pożarnej, ale w czasie gaszenia ognia spaliła się nowa marynarka ojca Miłosza. – Był na maksa wkurzony. Zdjął pasek i przywalił mi z dwa razy w tyłek. Uważam, że mi się należało i nigdy nie miałem o to żalu do ojca. Te razy pasem to i tak łagodniejsza kara niż ponoszenie kosztów akcji straży pożarnej, czy inne reperkusje, które mogły powstać wskutek mojego nieodpowiedzialnego zachowania. Ktoś mógł ucierpieć – dodaje rozmówca naTemat.
On także twierdzi, że nie pochwala przemocy, ale, jak podkreśla, w jego przypadku odniosło to pewien skutek wychowawczy.
"Jak nie ma ratunku, to i moi synowie dostają"
– Zapytałam koleżanki i wszystkie mówią, że dostawały. Wybitnie szanujemy rodziców. Uważamy, że to był wyłącznie przejaw dyscypliny. Wszystkie wyrosłyśmy na porządnych ludzi. Pamiętam to do dziś i raczej wspominam z uśmiechem. Koleżanki też – mówi Hania, którą poprosiłam o komentarz.
Hania uważa także, że brak dyscypliny powoduje jeszcze większa przemoc psychiczną, ponieważ dzieci są bardziej bezwzględne dla swoich rówieśników. Stanowczo zaznacza jednak, że istnieje pewna granica. Klapsy nie wchodzą w grę, gdy mówimy o wychowaniu małych dzieci, które niczego nie rozumieją.
Maria dostała kilka razy w życiu, tak jak pozostali podkreśla, że zasłużyła. Dziś jest już matką, ma dwóch synów. Przyznaje, że czasami, gdy nic na nich nie działa, a już na pewno nie są to słowa, także dostają klapsy.
– Jak czasami patrzę na dzieci, które wychowywane są "bezklapsowo" i bezstresowo, to myślę że niektórzy rodzice powinni się zastanowić. Są granice wolności dziecka... – dzieli się swoją opinią.
Wspomina także, że ostatnio, gdy przy swoim ojcu powiedziała do starszego syna, że zaraz "w dupę dostanie", jej tata stwierdził "że nie można bić dzieci!". – Tobie nie przeszkadzało. Jak zasłużyłam to mi klapsa dawałeś, powiedziałam do niego, a on na to, że teraz są inne czasy i dzieci bić nie można – opowiada Maria.
Byłam upokorzona
Nie wszyscy klapsy wspominają z uśmiechem. Joanna dostawała i zawsze się tego bała. – Bolało i byłam upokorzona – komentuje krótko. Klapsy budziły podobny lęk w Aleksandrze. Za każdym razem kiedy coś przeskrobała i wiedziała, że czeka ją konfrontacja z rodzicami, stała przyciśnięta plecami do ściany. Miała też poduszkę, którą chciała osłonić swój "tyłek".
Choć obydwie, jak twierdzą, nie obrywały mocno i być może klaps był tylko symboliczny, to i tak uważają, że jest to po prostu bicie. Nie podoba im się wartościowanie klapsów, na te lepsze i gorsze, akceptowalne i przekraczające granicę. Klaps w ich odczuciu, to słabość rodzica i cierpienie dziecka.
– W moim przypadku to się zdarzyło. Zazwyczaj jednak nie dostawałam, bo jestem dziewczynką, ale mój brat był „bity”. Kilka lat temu wygarnął to tacie... Tata do dziś, co jakoś czas wspomina, że on sobie chyba nie zdawał sprawy, że to osłabia osobę bitą – mówi naTemat Anna.
"Rodzic to też człowiek, czasami traci cierpliwość", takie wytłumaczenie słyszę od kolejnych osób. Kiedy jednak pytam, czy można w ten sposób usprawiedliwiać tego typu kary, odpowiedź jest jednoznaczna: absolutnie nie.
– Nie! Bo to oni maja nad tym panować. Ale w nerwach mówi się i robi złe rzeczy, a potem ciężko to naprawić, bo uderzenie obniża samoocenę. Zawsze jednak chce się oddać. I to budzi agresję – dodaje Anna.
Paulina jest mamą 7-letniej córki. Jej zdaniem klaps to łopatologiczne tłumaczenie dziecku, że zrobiło coś złego, bo z dzieckiem można rozmawiać po partnersku, a nawet tak trzeba.
– Jasne, że czasami rodzicom puszczają nerwy. Bywa, że i ja podnoszę głos, ale już to jest dla mnie czymś trudnym i nigdy nie odbywa się bez wyrzutów sumienia. Ten mały człowiek jest przecież uzależniony od siły mamy, czy taty – uważa Paulina.
Dodaje także, że nie wyobraża sobie klapsa jako kary, bo byłaby to jej porażka. Dla dziecka karą jest już samo to, że widzi zdenerwowanego rodzica. A dylematy rodzicielskie, jak zareagować, wynikają z tego, że chcemy dziecko nauczyć właściwych zachowań.
Zdaniem Alicji większość z nas wypiera pewne rzeczy z dzieciństwa, szczególnie gdy są to bolesne wspomnienia. Opinia naszej rozmówczyni wynika z aktywności naszej rozmówczyni na internetowych grupach wsparcia. Grupach, gdzie dorośli bardzo często rozmawiają o przemocy psychicznej, molestowaniu, biciu. Rozmawiają też o klapsach, szarpaniu i popychaniu.
– Nie dopuszczamy do siebie tych bolesnych wspomnień i nie przepracowujemy ich na terapii, więc często zwyczajnie nie zdajemy sobie z nich sprawy. Dlaczego ci ludzie o tym rozmawiają? Bo są tam głównie osoby, które się leczą. Ktoś może mówić "klaps nie wpłynął na mnie negatywnie". A skąd to wie? Bo się pozbył tego ze swojej głowy, a wszelkie sytuacje w dorosłych życiu tłumaczy stresem, błędami innych, albo coraz bardziej zakopuje się w poczuciu winy – wyjaśnia.