– Nowy minister wypowiadał się o reformie pozytywnie, a jeśli tak jest, to nie widzę żadnej szansy na zmianę – tak o nowym ministrze edukacji mówi uczennica trzeciej klasy gimnazjum. O Paulinie Filipek zrobiło się głośno, gdy podczas Sejmu Dzieci i Młodzieży odważnie mówiła o tym, co myśli o minister Annie Zalewskiej i jej reformie edukacji.
Według pani minister w szkołach jest wystarczająco dużo miejsc dla wszystkich miejsc. Nie dziwi to, ponieważ MEN swoje dane opiera na 13 proc. liceów. Rzeczywistość jest natomiast inna. W samej Warszawie z pójścia do liceów będzie musiało zrezygnować siedem tysięcy dzieci. Taka sytuacja będzie miała miejsce również w siedmiu innych województwach. Nie nazywałabym tego niczym innym, jak odbieraniem mojemu rocznikowi szansy na dostanie się do wymarzonej szkoły, tylko ze względu na to, kiedy się urodziliśmy.
Fragment wypowiedzi Pauliny Filipek
1.06.2019 Sejm Dzieci i Młodzieży
Paulina ma dosyć ignorowania głosu uczniów w sprawie, która ich właśnie dotyczy najbardziej. A reforma edukacji przeprowadzana naprędce odbiera im – jak podkreśla dziewczyna – szansę na realizację marzeń. W rozmowie z naTemat przyznaje, że choć krytykowana przez nią Anna Zalewska wyjeżdża do Brukseli, ona nie liczy na nagły zwrot akcji.
W zasadzie jestem zawiedziona, ponieważ uważam, że raczej nie zmieni się wiele. Z jego wypowiedzi na temat reformy wnioskuję, że nie uważa on, że jest to coś złego, że coś dzieje się nie tak.
Nie dostrzega problemów takich jak choćby kumulacja roczników. Niektórzy muszą kończyć lekcje o 18:30, a to według mnie nie jest dobre. Przecież nie mamy wtedy już czasu i oczywiście siły na zajęcia poza lekcyjne. Nie ma żadnej inicjatywy, żeby cokolwiek z tym zrobić.
Czyli nie liczysz na zmiany?
Niestety, ale myślę, że to będzie kontynuacja polityki, którą prowadziła minister Zalewska. Nowy minister wypowiadał się o reformie pozytywnie, a jeśli tak, to nie widzę żadnej szansy na zmianę.
A co jest najgorsze dla uczniów jeśli mówimy o reformie?
Najgorszy jest brak równych szans. Nikt nie mówi o tym, że kumulacja roczników odbiera nam uczniom ostatnich klas gimnazjum, ale i ósmoklasistom szansę na spełnianie marzeń. Jeśli jest dwa razy więcej kandydatów do szkoły średniej, to od razu zmniejsza to o połowę moje szanse i szanse wszystkich moich kolegów i koleżanek, aby dostać się do dobrego liceum.
Nie spodziewaliśmy się tego. Przygotowywaliśmy się do egzaminów i nie przypuszczaliśmy, że będą takie problemy. A teraz niektórzy, choć bardzo chcieli iść do liceum, muszą iść do technikum.
To jest oburzające, że nie ma tylu miejsc w liceach. Tyle osób straciło szansę na rozwijanie się w kierunku swoich zainteresowań, a co za tym idzie, na robienie w życiu tego, czego się chce. Nie jest to zbyt przyjemne jeśli odbiera się nam szansę na przyszłość taką, o jakiej marzymy. A wszystko przez źle przeprowadzoną reformę.
Czujecie, że wasze starania nie liczą się tak bardzo, jak liczyć się powinny?
W niektórych klasach jest po 1600 kandydatów. Te liczby są najgorsze. Można mówić, że to jest tylko nasz gadanie, że reforma jest źle przeprowadzona reforma, ale takie fakty to potwierdzają. Nie byliśmy przygotowani na to, że pod koniec roku będzie taki bałagan.
Najgorsze jest to, że zostaliśmy zaskoczeni i nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Nie mamy na to żadnego wpływu. Wiele osób jest załamanych, bo znalazło się w sytuacji bez wyjścia.
Nie chodzi mi o to, że reforma jest zła. Być może będzie miała pozytywne skutki w przyszłości, ale to co mi się nie podoba, to to, w jaki sposób została ona wprowadzona. Teraz mamy do czynienia z ignorowanie uczniów. Może gdyby było to rzetelnie i dobrze przygotowane, to taka sytuacja by się nie wydarzyła. Samorządy też nie dostały na to odpowiednio dużo funduszy i skutek jest taki, że nie ma miejsc.
Jesteście najprościej mówiąc, wkurzeni na to co się dzieje?
Tak. Potwierdza to choćby ostatni Sejm Dzieci i Młodzieży, w którym uczestniczyło wiele osób o różnych poglądach, ale większość z nich zgadza się ze mną, że ta reforma jest zła i bardzo nam szkodzi.
Czego oczekujesz od nowego ministra?
Najbardziej pomogłyby większe fundusze dla samorządów. Dostali 40 proc. tego, co potrzebowali na remonty i wyposażenie, a to jest kluczowe, kiedy trzeba przebudować szkoły i przygotować je na zmiany, aby dzieci pomieściły się w klasach.
Powinni dostać nawet więcej niż oczekują, bo wtedy łatwiej byłoby przygotować się na przyjęcie podwójnego rocznika. Jeśli pieniędzy jest za mało, to nie wiem jak można oczekiwać, że wszystko pójdzie gładko, a pan minister twierdzi, że pójdzie.
Mam nadzieję, że minister Piontkowski, chociaż mam spore wątpliwości, wsłucha się w głos młodzieży, który do tej pory wszyscy ignorowali. Ale nadal będziemy próbować.