Z deszczu pod rynnę. Oto 6 rzeczy, o których PiS zapomniał ogłaszając swój sukces na szczycie UE

Katarzyna Zuchowicz
PiS ogłosił sukces Polski, na prawicy euforia. Pod adresem premiera płyną słowa zachwytu. "PiS odniósł kolejny sukces na arenie europejskiej", "To był ważny dzień. Próba ognia Morawieckiego, duży wzrost znaczenia Polski" – takie komentarze docierają do zwolenników PiS. Ale w partii Jarosława Kaczyńskiego chyba o kilku rzeczach zapomniano. Dlatego wielu Polaków się dziwi – o jakim sukcesie mowa?
Ursula von der Leyen ma zostać nową szefową Komisji Europejskiej. PiS grzmi o sukcesie. Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Dziwne bywa pojęcie sukcesu w wykonaniu PiS. Widzieliśmy to podczas głosowania 27:1 w sprawie Tuska, gdy sromotną porażkę przerobili w zwycięstwo. Podobnie teraz część Polaków odbiera ogłoszony sukces Polski przy okazji poparcia dla niemieckiej polityk na szefa Komisji Europejskiej. Krzyczą, że to porażka "dobrej zmiany", a nie żaden sukces.
Ursula von der Leyen nie jest Timmermansem i to dla całej Grupy Wyszehradzkiej jest jej największą zaletą. Ma też siedmioro dzieci – to drugi argument, który podniósł m.in. Viktor Orban. A że uważana jest za feministkę? Polityczkę, która już raz wywołała burzę w PiS? Że popiera środowisko LGBT? Że typowano ją na następczynię znienawidzonej na prawicy Angeli Merkel? Kogo to teraz obchodzi?


Zwolennicy PiS pękają z dumy. "To, co wydarzyło się w Brukseli to bezapelacyjny sukces Polski i premiera Mateusza Morawieckiego" – cieszy się np. Tomasz Sakiewicz, red. naczelny "Gazety Polskiej Codziennie".

"Myślę, że to dobry wybór"
Niechęć do Timmermansa była tak wielka, że najwyraźniej są w stanie zaakceptować każdego, byle nie jego. Nie mówią też o tym, że kraje V4 podczas nowego rozdania unijnych stanowisk praktycznie nic nie ugrały.

– Mogę śmiało powiedzieć, że cele, które sobie zakładaliśmy jadąc na ten szczyt zostały osiągnięte – przyznał premier Morawiecki. Jak powiedział, przed posiedzeniem miał okazję rozmawiać z panią Leyen. – Myślę, że to dobry wybór – stwierdził.

Nie wiemy, czy stwierdził to na podstawie tej jednej krótkiej rozmowy, czy na podstawie dotychczasowych osiągnięć i poglądów niemieckiej polityk? Bo nie brak takich, którzy już śmieją się z tego sukcesu. "Z deszczu pod rynnę", "To dobra wiadomość dla Polski, ale zła dla PiS" – internet zalały podobne komentarze.

– Ogłaszanie dziś przez pana premiera sukcesu, którego nie ma. Polska nie wywalczyła nic. Rząd polski nie ma siły sprawczej w Europie – ripostował prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.

Dlatego warto przypomnieć rzeczy, o których PiS zapomniał, ogłaszając swój sukces.

1. Poparła małżeństwa jednopłciowe

Tu Ursuli von der Leyen z PiS zupełnie nie po drodze. Jako minister obrony opowiadała się za większą otwartością i tolerancją w armii, wzywała do poszanowania środowiska LGBT w wojsku. W 2017 roku zorganizowała seminarium dla żołnierzy pod hasłem "Orientacja seksualna i identyfikacja w armii", o którym głośno było w Europie. Mówiła wtedy o tym, że żołnierze, którzy ukrywają się ze swoją orientacją, żyją w strachu i nie mogą dać z siebie dać z siebie wszystkiego, wypełniając obowiązki. – Nie możemy sobie na to pozwolić – mówiła.

Jako jeden z nielicznych chadeckich polityków, poparła też małżeństwa jednopłciowe. Niemiecki parlament zaakceptował je w 2017 roku stosunkiem głosów 393-226. Kanclerz Angela Merkel była przeciwko, Ursula von der Leyen głosowała "za".

Za adopcją dzieci przez pary homoseksualne opowiadała się już w 2013 roku.

"Co za nominacja! Na niemieckiej prawicy trudno o bardziej progresywną (lewicową) polityczkę niż Ursula von der Leyen. Nareszcie PiS podjął właściwą decyzję" – puentuje na Twitterze Marcin Antosiewicz, który przez wiele lat był korespondentem TVP w Berlinie.

2. Już raz wywołała burzę w PiS

Pod koniec 2017 roku jedną wypowiedzią na temat demokracji w Polsce wywołała histerię w PiS. Ówczesny szef MSZ Witold Waszczykowski grzmiał, że to ingerowanie w wewnętrzne sprawy Polski, zareagował też ówczesny szef MON Antoni Macierewicz, który kazał wezwać attaché obrony ambasady RFN "celem złożenia wyjaśnień".

Ursula von der Leyen stała się niemal wrogiem PiS. Niemiecka minister mówiła o tym, że "musimy wspierać ten zdrowy demokratyczny opór młodego pokolenia w Polsce" i że "naszym zadaniem jest podtrzymywanie dyskursu, spieranie się z Polską i z Węgrami". Wspomniała, że jej dzieci studiowały w Polsce, gdy zmieniła się władza.

– Jesteśmy oburzeni, że politycy niemieccy, którzy przez ostatnie kilka lat utrzymywali, że nie ingerują w sytuację w Polsce, po raz pierwszy przyznali, że jednak mają taką politykę, aby wzmacniać opozycję w Polsce – zarzucał jej Waszczykowski.

– Z całym szacunkiem, ale szefowa niemieckiego MON "powinna się była ugryźć w język", zanim wypowiedziała się o Polsce – wtórował jeszcze Jarosław Gowin.

Potem okazało się, że słowa minister padły w szerszym kontekście, który do PiS nie dotarł. Ale dziś w sieci i tak nie brak komentarzy w stylu: "Szefową KE została Niemka, która gardzi PIS i wspiera polską opozycję...kolejne 27:1", "Wybór doskonały dla nas, opozycji".

3. Timmermans zastępcą von der Leyen

To chyba najgorsze rozwiązanie, którego w PiS nie wzięli pod uwagę. Owszem, Timmermans ma nie być szefem KE, ale za to jej wiceprzewodniczącym, a ta konfiguracja odbierana jest jednoznacznie.

"Tandem Von der Leyen i Timmermans w Komisji to dobra wiadomość dla Polski, ale zła dla PiS-u" – komentuje Wojciech Sadurski. Krzysztof Mądel, jezuita i filozof ocenia jeszcze dosadniej:"Mówiąc prościej, zamiast jednego Timmermansa, będzie dwóch, do tego ten drugi nawet lepszy, bo niemiecki, chadecki i babka, nie facet". Bartosz Wieliński, który przez wiele lat był korespondentem "Gazety Wyborczej" w Berlinie zwraca uwagę na TT, że niemiecka polityk nie ma żadnego unijnego doświadczenia. "Komisją będą kręcić jej zastępcy: Timmermans, który po atakach ze strony PiS i Fidesz zaostrzy kurs w sprawie łamania zasad UE i Vestager równie wyczuloną na pkt. demokracji i praworządności" – pisze.

Margrete Vestager należy do duńskiej Radykalnej Lewicy.


4. Niemiecka dominacja w UE

Tu niektórzy komentujący w internecie zgryźliwie pytają, jak PiS wytłumaczy swoim wyborcom, że tak bardzo cieszy się z sukcesu niemieckiej kandydatki. Normalnie zapewne nikt nie zwróciłby uwagi na narodowość szefa KE czy kandydata na to stanowisko, ale przecież przez ostatnie cztery lata non stop słyszeliśmy antyniemieckie hasła.

Była kwestia reparacji, uchodźców i samej Angeli Merkel. Zresztą Ursulę von der Leyen typowano na następczynię nielubianej w niektórych kręgach kanclerz Niemiec. Tym razem Niemka nikomu w PiS nie przeszkadzała. Generalnie wybór i nowej szefowej KE i inne nowe stanowiska w UE uważa się za sukces Niemiec.

"To Francja i Niemcy rozdały na szczycie UE karty i zrealizowały swoje interesy narodowe. Polska również, jeżeli ktoś uznaje że polski interes narodowy to zablokowanie Fransa Timmermansa" – komentuje na swoim blogu Katarzyna Szymańska-Borginon, wieloletnia korespondentka RMF FM w Brukseli, która zna UE od podszewki.

"Poparcie Warszawy, a nawet entuzjazm dla Niemki jest zaskakujący, zwłaszcza że rząd (wspierany prawie codziennie przez TVP), bardzo często krytykował niemiecką dominację w Unii. A teraz wpływy niemieckie będą jeszcze większe, tym bardziej że szefem PE przez połowę kadencji ma być także Niemiec, Manfred Weber" – zwraca uwagę dziennikarka. Pisze nawet, że "takie przejęcie przez Berlin władzy w Komisji Europejskiej – dla weteranów zajmujących się polityką europejską – jest czymś niesłychanym" i jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia.

5. Opowiada się za federalizacją UE

Kolejna kwestia, w której PiS nie po drodze z niemiecką polityk. – Moim celem są Stany Zjednoczone Europy, o strukturze takiej jak Szwajcaria, Niemcy czy USA – mówiła w rozmowie z "Der Spiegel" w 2011 roku.

Cztery lata później stwierdziła:"Może nie moje dzieci, ale moje wnuki doświadczą Stanów Zjednoczonych Europy". Tymczasem zwolennicy partii prawicowych, w tym PiS, raczej są za Europą narodów, a nie za federalizacją UE.

6. Europa Wschodnia bez przedstawiciela

O ile powyższe możne wywołać radość wśród opozycji, to tego nikt nie może uznać za sukces. Opozycja przypomina, że za jej rządów Jerzy Buzek był przewodniczącym PE, Donald Tusk szefem Rady Europejskiej. "Niemcy mają Szefową Komisji, Holendrzy vice, Hiszpanie dyplomację, Belgowie szefa Rady, Francuzi trzymają kasę. My mamy #2Beaty fotografujące się z szafkami na korespondencję" – wytknął jeden z internautów. "Efekt jest taki, że absolutnie nikt z regionu nie obejmie jakiegokolwiek z pięciu najważniejszych unijnych stanowisk. To niebezpieczny precedens. Bo nie będziemy mieć rozumiejącego specyfikę Europy Środkowo-Wschodniej reprezentanta na najwyższych szczeblach unijnej władzy" – podsumowuje unijny szczyt Katarzyna Szymańska-Borginon.

I to w tym wszystkim jest najsmutniejsze.