Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen w telewizyjnym programie talk show wypowiedziała wydawałoby się niewinne słowa, że "zdrowy demokratyczny opór młodego pokolenia w Polsce trzeba wspierać” i... rozpętała polityczną burzę w rządzie PiS.
Wprawdzie wypowiedziała swoje słowa w szerszym kontekście europejskim, ale szefowie MON Antoni Macierewicz i MSZ Witold Waszczykowski wykazali się iście rewolucyjną czujnością. Grzmią, że Niemcy ingerują w wewnętrzne sprawy Polski, wspierają opozycję nad Wisłą i domagają się oficjalnych wyjaśnień, a zapewne także przeprosin od naszych zachodnich sąsiadów.
Prawie jak Erika Steinbach
Macierewicz "polecił dyrektorowi Departamentu Wojskowych Spraw Zagranicznych płk. Tomaszowi Kowalikowi wezwanie Attaché Obrony ambasady RFN celem złożenia wyjaśnień” w sprawie słów von der Leyen, a Waszczykowski napinał muskuły twierdząc, że Niemcy wreszcie "zostały przyłapane”.
Nie pomogły tłumaczenia skonfundowanej strony niemieckiej, że słowa ich minister zostały wypaczone i że "Niemcy nie kształtują polityki rządu federalnego w trakcie talk show".
Minister von der Leyen jest dziś kreowana w prawicowych mediach niemal na nową Erikę Steinbach, a za chwilę PiS zacznie nią pewnie straszyć swoich wyborców, jak kiedyś władza straszyła niemieckimi rewizjonistami Herbertem Hupką i Herbertem Czają.
– To jest wykorzystywane na użytek polskiej polityki wewnętrznej. Jak ktoś kicha w Niemczech to za chwilę ktoś ma grypę w Polsce – ironizuje w rozmowie z naTemat prof. Klaus Bachmann, wykładowca i publicysta urodzony w Niemczech, ale mieszkający i pracujący w Polsce.
Pytany, czy w niemieckich mediach mówi się o komentarzach polskich ministrów do słów von der Leyen, Bachmann podkreśla szczerze, że "praktycznie żaden temat, który jest dyskutowany w Polsce nie wywołuje jakiś większych reakcji w Niemczech".
– Jeśli w ogóle, to dzieje się to z wielkim opóźnieniem. Tak było w kwestii reparacji wojennych. Ale w takich sytuacjach gdy jakiś minister nie miał dostępu do tłumaczenia jakiegoś wystąpienia niemieckiego polityka, albo źle coś odczytał, to w ogóle nie ma reakcji – zaznacza.
– Nie jest tak, że Niemcy żyją w strachu przed kolejnym żądaniem ze strony jakiegoś polskiego ministra. Myślę, że 98 proc. Niemców nawet nie wie, że takie żądanie zostało wystosowane – śmieje się prof. Bachmann.
Słowa wyrwane z kontekstu
Gdy odsłucha się na spokojnie całej wypowiedzi niemieckiej minister staje się jasne, że nie ma się na co oburzać, a gromkie pokrzykiwania Macierewicza i Waszczykowskiego są po prostu groteskowe. Pohukiwania polskich ministrów, to tylko komunikaty wysyłane do wyborców PiS i pokazywanie na wewnętrzny użytek jak bardzo - cytując premier Beatę Szydło - "Polska jest dumnym i ważnym państwem”.
Przypomnijmy, że Ursula von der Leyen kilka dni temu była gościem talk show w niemieckiej telewizji publicznej ZDF. W pewnym momencie prowadząca program zadała minister obrony następujące pytanie: "Czy mieszkańcy Europy Wschodniej w ogóle poczuwają się do zjednoczonej Europy? A może raczej są fanami NATO, bo wspólnie z NATO można walczyć z Putinem?"
Co odpowiedziała von der Leyen? Warto zacytować jej słowa w całości. – Chciałabym wesprzeć wschodnioeuropejskie kraje. Po pierwsze, trzeba wziąć pod uwagę, ile na siebie wzięły kraje bałtyckie, by cieszyć się wolnością, by zostać członkiem Unii Europejskiej, by spełnić kryteria strefy euro. Na jaki wysiłek musiała się zdobyć Polska, by dzięki "Solidarności" odgrywać przywódczą rolę – tłumaczyła.
– Chcę wesprzeć te kraje, byśmy zbyt łatwo nie postawili na nich krzyżyka. Mamy do dyspozycji fantastyczny instrument wymian studenckich, Erasmusa. Moje dzieci studiowały w Polsce właśnie wtedy, gdy władze objął nowy rząd. Zdrowy, demokratyczny opór młodego pokolenia w Polsce trzeba wspierać. Naszym zadaniem jest też utrzymywanie dyskursu, spieranie się z Polską, z Węgrami – kontynuowała.
I zakończyła: – To zawsze była siła Europy i dlatego nie jestem zdania, że Unia Europejska powinna iść do przodu w małych grupkach, ale zawsze trzeba próbować "brać Europę razem".
Niemiecka minister wypowiedziała się więc jak sojuszniczka Polski. Wyraziła uznanie dla polskiej historii i podkreśliła osiągnięcia Polski wraz z kluczową rolą "Solidarności".
Następczyni kanclerz Merkel?
Kim jest niemiecka minister obronny, która tak rozwścieczyła polskich ministrów? Ursula Gertrud von der Leyen z domu Albrecht, to posłanka CDU do Bundestagu, katoliczka i przykładna matka siedmiorga dzieci.
Była minister rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży oraz pracy i spraw społecznych. Na czele niemieckiego resortu obrony stoi od 2013 roku. Jest pierwszą kobietą na tym stanowisku w historii Niemiec.
Z zawodu jest lekarzem. To córka Ernsta Albrechta, byłego premiera Dolnej Saksonii. Jej mężem jest z kolei profesor Heiko von der Leyen, wywodzący się z niemieckiej rodziny arystokratycznej.
Niedawno "Wysokie Obcasy” zrobiły z von der Leyen niemal lewaczkę i feministkę. Pisały o niej per ministra wojny. "Dziennikarze pytają mnie wciąż, jakie to uczucie, kiedy mężczyzna musi stać przede mną na baczność. Myślę sobie zawsze: 'Boże, co tam za film leci właśnie w jego głowie' - cytowały von der Leyen "Wysokie Obcasy”.
Spekulowały, że Angela Merkel szykuje minister obrony na swoją następczynię na stanowisku kanclerza Niemiec. Karierą von der Leyen zachwiało jednak kilka skandali.
W sierpniu 2015 portal VroniPlag Wiki stawia tezę, że jej rozprawa doktorska w 43 proc. jest plagiatem. Ostatecznie senat hanowerskiej akademii uznaje, że plagiat nie jest jaskrawy, a same wyniki pracy są nowe i mają znaczenie.
Obarczono ją też za to, iż urząd imigracyjny, a przede wszystkim Bundeswehra nie zorientowały się, że w szeregach armii powstaje ekstremistyczny prawicowy spisek, który mógł doprowadzić do zamachu terrorystycznego.
Straciła autorytet
Kolejnym problemem von der Leyen jest jej osobisty konflikt z Bundeswehrą po tym gdy ogłosiła, że nie będzie tolerować w armii tradycji rodem z Wehrmachtu. Wielu żołnierzy poczuło się dotkniętych jej słowami, a minister straciła w armii autorytet.
Prof. Bachmann pytany o aktualną pozycję polityczną von der Leyen przy kanclerz Merkel nie ma złudzeń. – Nie zaglądam do mózgu pani Merkel, ale mam wrażenie że problem kanclerz polega na tym, iż nie szukała nikogo na swojego następcę. Były takie spekulacje, że von der Leyen mogłaby ją zastąpić ale myślę, że te nadzieje są obecnie mało aktualne ze względu na kłopoty, których minister sama narobiła sobie w Bundeswerze – ocenia Bachmann.