Dajcie spokój Patrykowi Jakiemu. Po jego wystąpieniu w PE należą mu się brawa za odwagę

Tomasz Ławnicki
Nawet zwolennicy dobrej zmiany nie szczędzą drwin Patrykowi Jakiemu. Fani opozycji oceniają, że minutowe wystąpienie byłego wiceministra sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim to był totalny obciach. Mało kto zwrócił uwagę na treść wystąpienia, prawie wszyscy – na angielszczyznę świeżo upieczonego europosła. Faktycznie jest aż tak źle?
Przemówienie Patryka Jakiego w Parlamencie Europejskim w języku angielskim wzbudziło wiele kontrowersji. Fot. Parlament Europejski
W debacie nad kandydaturą Ursuli von der Leyen na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej licznie wzięli udział europosłowie z całej Unii. Tuż przed Patrykiem Jakim występował Joachim Kuhs z Niemiec – mówił po niemiecku. Wcześniej przemawiali także m.in. Cristian Ghinea (po rumuńsku), Tomas Tobé (po szwedzku), Dino Giarrusso (po włosku), Ruža Tomašić (po chorwacku), Ernest Urtasun (po hiszpańsku).

Kto kogo ośmieszył
Na przemówienie po angielsku jako jedni z nielicznych zdecydowali się choćby Marina Kaljurand, była minister spraw zagranicznych Estonii, Brytyjczyk Alyn Smith i właśnie Patryk Jaki. Przepaść między polskim politykiem a tymi, którzy przemawiali przed nim, była wyraźna nawet dla kogoś, kto poliglotą nie jest. Słownictwo, akcent, wymowa – w minutowym wystąpieniu Jakiego w PE kulało wszystko. "Miałem tylko 1 minutę, ale już czas wykorzystać każdą okazję, aby przypomnieć radykalnej części elit w UE, że używając art 7 ośmieszają sami siebie" – napisał Patryk Jaki na Twitterze, zamieszczając nagranie ze swoim wystąpieniem (i podpisami po polsku).


W komentarzach internauci - nazwijmy to delikatnie - wyrażali wątpliwość, kto kogo ośmieszył tym wystąpieniem. "W kwestii formalnej - a w jakim języku pytał? Może go nie zrozumiała?" – ironizował jeden z internautów pod tekstem Rafała Badowskiego o pytaniu Patryka Jakiego do Ursuli von der Leyen.

"Polecam mówić po polsku"
Bezlitośnie szpilę politykowi PiS wbił Bartłomiej Graczak, jeden z głównych reporterów "Wiadomości" TVP w wydaniu "dobrozmianowym", wcześniej twarz Telewizji Republika. "Panie pośle, skoro tylko minuta to polecam mówić po polsku. Macie tam przecież tylu tłumaczy" – napisał do Jakiego z przymrużeniem oka.
– To nie było najlepsze wystąpienie, jeśli chodzi o poziem języka angielskiego. Natomiast nie byłbym aż tak krytyczny wobec pana posła. Widziałem w Parlamencie Europejskim niejednego parlamentarzystę, który mówił gorzej po angielsku. Patryk Jaki starał się i to jest na plus – ocenia w rozmowie z naTemat politolog prof. Uniwersytetu SWPS Ben Stanley, Brytyjczyk mieszkający w Polsce od blisko 20 lat.

Kwestia systemu edukacji
Ben Stanley przyznaje, że dostrzega, jak szybko Polacy uczą się jego rodzimej mowy. Przed laty po angielsku mówiło niewielu. Dziś biegle posługujących się tym językiem jest naprawdę wiele osób – choć oczywiście głównie wśród młodych. Jeszcze całkiem niedawno system edukacji nie dawał rady z odpowiednim językowym przygotowaniem uczniów.
Zresztą – nie tylko w Polsce. Co zresztą bardzo dobrze widać, gdy obejrzy się materiały z transmisji obrad Parlamentu Europejskiego i jego komisji. Posłowie z Hiszpanii, Włoch czy Grecji, gdy próbują mówić po angielsku, kaleczą język.

To oczywiście kwestia systemu edukacji. Patryk Jaki to rocznik 1985. Gdy zaczynał szkołę podstawową, nauka języków obcych jeszcze bardzo mocno kulała, to poprawiało się dopiero pod koniec lat 90. Dopiero w 2006 r. w polskim szkolnictwie wprowadzono obowiązek nauki jednego języka obcego nowożytnego (najczęściej jest to angielski) od pierwszych lat szkoły podstawowej. Zanim więc pod tym względem dogonimy choćby Szwecję, musi minąć jeszcze wiele lat.
– Oglądam obrady Parlamentu Europejskiego i z moich obserwacji wynika, że najlepiej po angielsku mówią politycy ze Skandynawii oraz z Holandii. Na przykład gdy w PE występuje wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans, to mówi tak po angielsku, że brzmi to lepiej niż mowa niejednego z brytyjskich parlamentarzystów. Większe problemy z angielskim mają zaś posłowie z krajów Europy południowej – przyznaje Ben Stanley.

To wstyd?
Co Jakiemu poszło nie tak? Bardzo wiele. – Odniosłem wrażenie, że pan poseł czytał z kartki. Pewnie też z tego powodu to wystąpienie brzmiało sztucznie, to była taka drewniana mowa. Po wysłuchaniu tego przemówienia trudno mi ocenić, czy pan Jaki potrafi porozumiewać się po angielsku – komentuje prof. Stanley.

To fakt – co innego odczytać tekst z kartki (gdzie być może nawet wszystkie słowa zostały rozpisane fonetycznie, co sugeruje wielu użytkowników Twittera, a i tak nie wszystko da się rozszyfrować), a co innego móc się jakkolwiek w obcym języku dogadać.

Jednak zdaniem Bena Stanleya Polacy niepotrzebnie nazbyt serio podchodzą do kwestii biegłej znajomości języka angielskiego przez polityków, którzy wybrali się do Strasburga i Brukseli.
Ben Stanley
politolog, prof. Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS

Moim zdaniem Polacy mają obsesję na punkcie angielskiego w europarlamencie. Przed wyborami wiele się mówiło, że będzie wstyd, gdy ludzie tacy, jak Beata Szydło, która nie mówi po angielsku, dostaną się do PE. Tymczasem w Parlamencie Europejskim bardzo dobrze działa system tłumaczeń i należy z niego korzystać.

Według Bena Stanleya nie byłoby żadnego wstydu, gdyby Patryk Jaki przemówił po polsku.

Cel Jakiego
– Jeśli chciał mówić po angielsku po to, aby być bardziej skutecznym, raczej osiągnął skutek odwrotny do zamierzonego. Mówił powoli, zajęło mu to sporo czasu. Na pewno po polsku swoją myśl był w stanie przekazać bardziej precyzyjnie i w minutę powiedziałby więcej. Przez to, że mówił po angielsku, odbiorcy bardziej skoncentrowali się na tym, jak to powiedział, a nie co powiedział – ocenił brytyjski politolog w rozmowie z naTemat.
Choć może właśnie nie o skuteczność pytania do minister von der Leyen chodziło Patrykowi Jakiemu? Może cel tego wystąpienia był inny – chodziło o sygnał przesłany do elektoratu PiS: wprawdzie nie mówię jak Dominik Tarczyński (choć i jemu zdarzały się językowe wpadki), ale pokrzyczeć potrafię i nawet dam radę powymachiwać pięścią, pogrozić palcem w kierunku niemieckiej kandydatki. Wśród zwolenników dobrej zmiany to się musi podobać.

Ważne, by się przełamać
W taki sposób postrzegając wtorkowe wydarzenia ze Strasburga, należy się spodziewać, że jeszcze nieraz o Patryku Jakim w europarlamencie usłyszymy. W nauce języka obcego – to przyzna chyba każdy, kto pamięta, jak po raz pierwszy przyszło mu za granicą powiedzieć parę słów – najtrudniejsze jest przełamanie się, aby w ogóle zacząć mówić.

To, że Jaki przemówił w obcym języku na forum PE, w świetle kamer, to dowód, że odwagi mu nie brakuje. Złośliwi dopowiedzą – poczucia żenady też.
Każdy nauczyciel zapewne zaś doda – najważniejsza jest praktyka. Jeśli więc były zastępca Zbigniewa Ziobry będzie częściej w PE posługiwać się angielskim, to za jakiś czas będzie mniej śmiechów z tego, jaki ma akcent i wymowę, za to może odbiorcy zaczną sobie zdawać sprawę z treści, jakie przekazuje. I wtedy sytuacja stanie się poważniejsza.

Jaki inwestuje w siebie
To, że Patryk Jaki nie przejmuje się jakąkolwiek krytyką jego angielszczyzny, to jasne. Udowodnił to już po słynnym wywiadzie po angielsku w Sofii, gdzie pojechał w ramach walki o prezydenturę w Warszawie, aby udowodnić wyższość metra bułgarskiego nad polskim. Wszelkie śmichy-chichy spłynęły po nim jak po kaczce, co udowodnił swoim startem w wyborach europejskich.

"Chciałbym zainwestować w siebie. Na tyle poprawić angielski i niemiecki, by skończyć dobre, zagraniczne studia, na które dziś mnie nie stać" – wyznał jakiś czas temu w rozmowie z Robertem Mazurkiem. Swój angielski Patryk Jaki już poprawia. Jednocześnie robi doktorat na Uniwersytecie Opolskim. Inwestuje w siebie? Inwestuje. A jak z tego skorzysta, gdy za 5 lat skończy się kadencja w PE – to już zupełnie inna polityczna bajka.