Porażka PiS na kolejnym froncie. To on wygrał ze Szczerskim, a polski rząd może się uczyć...

Katarzyna Zuchowicz
Mimo wielkich oczekiwań, graniczących z pewnością, Krzysztof Szczerski nie zostanie wiceszefem NATO. Pokonał go przedstawiciel Rumunii, któremu pod względem doświadczenia prezydencki minister nie dorasta nawet do pięt. Ale nie tylko o to chodzi. Wydaje się, że Rumunii, którzy kiedyś patrzyli na Polskę jak na wzór, dziś na zachodnich salonach radzą sobie lepiej niż politycy PiS. Sami oceńcie, czy takie można mieć wrażenie.
Mircea Geoană – nowy zastępca sekretarza generalnego NATO z Rumunii. Fot. Facebook/Mircea Geoană
Miały być wielkie sukcesy, ale wciąż słyszymy o porażkach polityków PiS na arenie międzynarodowej. Beata Szydło wydawała się pewniakiem na stanowisku szefowej komisji zatrudnienia w Parlamencie Europejskim. Krzysztof Szczerski od miesięcy był typowany na zastępcę sekretarza generalnego NATO. Jego kandydaturę otwarcie poparł też lider PO. – Każda polska kandydatura w strukturach tak ważnych organizacji jak NATO jest potrzebna i będziemy ją wspierać – mówił Grzegorz Schetyna.

Dziś już wiemy, że na marne, bo nic z tej kandydatury nie wyszło. Zastępcą Jensa Stoltenberga został rumuński polityk Mircea Geoană. To kolejny przedstawiciel Rumunii – kraju nie raz krytykowanego przez UE – który w ostatnich tygodniach pojawił się na arenie międzynarodowej. Gratulacje z całego świata
"Przez całą moją karierę zawodową byłem adwokatem więzi transatlantyckich i integracji euroatlantyckiej Rumunii, więc jestem naprawdę zaszczycony jako pierwszy Rumun na tym stanowisku" – napisał Mircea Geoană na Twitterze.


Rumuni pękają z dumy, gratulacje płyną już z całego świata. "Doskonały wybór", "Znakomita nominacja", "Ogromne osiągnięcie dla Rumunii", "Rumunia staje się coraz bardziej popularna" – piszą politycy, dyplomaci, eksperci zagranicznych instytucji. Na profilu FB nowego wiceszefa NATO ponad 1,5 tys. komentarzy.

Aż żal, że takie gratulacje nie płyną dziś pod adresem Polski. Szczerski nie dorównuje
– Od wielu miesięcy rumuńscy politycy i dyplomaci intensywnie lobbowali za jego kandydaturą. Rywalizacja zaczęła się już miesiące temu. W Rumunii trudna jest współpraca premiera i prezydenta. Ale zdołał uzyskać poparcie obojga z nich. A z tym podwójnym poparciem zyskał wsparcie wszystkich instytucji, które mogły pomóc w lobbowaniu: MSZ i Min. Obrony – opowiada naTemat Cristian Pirvulescu, znany rumuński politolog i komentator. Nie wyklucza, że porażka polskiego polityka miała związek z "nieliberalnym rządem w Warszawie, który miał wpływ na tę kandydaturę".

– Po niedemokratycznych zmianach w Turcji, NATO nie może sobie pozwolić na taką linię polityczną. Jak widzimy to po przykładzie Węgier, prędzej czy później, prowadzi to do Rosji – zauważa.

Mircea Geoană przede wszystkim ma ogromne doświadczenie. Duże większe niż Krzysztof Szczerski. Praktycznie nie ma porównania. On już w 1991 roku pracował w MSZ, zajmował się współpracą Rumunii z NATO i UE. – Dlatego jego wybór nie jest w Rumunii zaskoczeniem – zaznacza w rozmowie z naTemat rumuński politolog George Tiugea.
George Tiugea

Był ambasadorem Rumunii w USA (1995-2000), ministrem spraw zagranicznych (2001-2004) i przewodniczącym Senatu (2008-2011). Za jego kadencji w MSZ, Rumunia weszła do NATO. Ponadto był liderem Partii Socjaldemokratycznej (2005-2010), angażował się w społeczeństwo obywatelskie, zakładając Aspen Institute Romania (2011-2019). Był bliskim przyjacielem USA. Rumunia zawsze była jednym z najbliższych przyjaciół USA w EU, razem z Polską i państwami bałtyckimi.

Większym zaskoczeniem jego wybór na pewno może być w pewnych kręgach w Polsce. Tym bardziej, że sytuacja w Rumunii wcale daleko nie odbiega od tej, którą mamy w kraju.

Unia też ich krytykowała
– Mogę tylko przypuszczać, że porażka polskiego kandydata ma związek z obecnymi relacjami polskiego rządu z państwami zachodnimi, głównie Francją i Niemcami. Ostatecznie kraje te postawiły prawdopodobnie na mniejsze złe, gdyż Rumunia jest mniej zaawansowana jeśli chodzi o proces sankcji za łamanie praworządności – analizuje George Tiugea.

Rumunia ma np. ogromne problemy z korupcją. Tu też tysiące ludzi wychodziły na ulice w proteście przeciwko reformie sądów. I w Polsce, i w Rumunii mniej więcej w tym samym czasie w 2017 roku ważyły się losy niezależnego sądownictwa. Pod adresem Bukaresztu też płynęła unijna i amerykańska krytyka. – Ale jednocześnie rumuńskie władze zdołały poprawić relacje w zachodnimi krajami. A Polska w ostatnim czasie, poprzez poparcie Ursuli von der Leyen, jedynie z Niemcami. Wybór Mircei Geoană na stanowisko wiceszefa NATO jest olbrzymią szansą dla Rumuni na wydostanie się z międzynarodowej izolacji – zwraca uwagę Tiugea.

Jego kraj, jak mówi, popadł w nią po tym, gdy po zapowiedzi przeniesienia swojej ambasady w Izraelu do Jerozolimy, stracił tymczasowe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. A także z powodu konfliktów z Komisją Europejską na tle praworządności.

Tu przypomnijmy: premier Rumunii nie zgadzała się jednak na wrzucanie jej kraju do jednego worka z Polską, czy Węgrami – choć przyjmowała polskich polityków w Bukareszcie, sama była w Warszawie i z obu stron padały deklaracje o sojuszu.

W grudniu 2018 roku Viorica Dancila tak ostro zareagowała: – Nie powinno się stawiać Rumunii w jednym szeregu z Polską i Węgrami, wobec których toczy się postępowanie na podstawie art. 7 ze względu na zagrożenie praworządności i kanonów wartości Unii Europejskiej. Sukces opozycyjnych polityków
Dziś, gdy rumuńskie nazwiska pojawiają się na arenie międzynarodowej, a polskie kojarzą się z porażką, można mieć wrażenie, że faktycznie nie jesteśmy w tej samej grupie.

Kilka tygodni temu triumfy święcił Dacian Cioloș – nazywany rumuńskim Macronem były premier Rumunii (2015-2017), wcześniej minister rolnictwa, a także były komisarza UE ds. rolnictwa i rozwoju obszarów wiejskich w Komisji Europejskiej (2010-2014).

W czerwcu Dacian Cioloș został wybrany przewodniczącym nowej liberalnej frakcji w PE "Odnówmy Europę", która jest jednocześnie trzecią, największą siłą w europarlamencie. Pokonał Sophie in 't Veld z Holandii (która m.in. przyglądała się sprawie polskich sądów) stosunkiem głosów 65:41. Głośne jest też nazwisko Laury Kovesi, która jest kandydatką na prokuratora europejskiego. Ale – co trzeba podkreślać – nie ma poparcia rządu.

– Proszę zwrócić uwagę, że rządząca Partia Socjaldemokratyczna nie ma tu wielkich sukcesów. Cioloș jest liderem partii opozycyjnej PLUS, jest przyjacielem Francji. Uważany jest za reprezentanta francuskich interesów w Rumunii, jego żona również jest Francuzką. Głównie dzięki niemu udało się poprawić stosunki z innymi krajami. Również Kovesi ma poparcie Francji – tłumaczy rumuński politolog. Mircea Geoană kiedyś był liderem Partii Socjaldemokratycznej, która dziś rządzi w Rumunii, ale był z niej kilkukrotnie wyrzucany. – Dziś jest przeciwny obecnemu rządowi w Bukareszcie w kwestii praworządności – zaznacza politolog. A mimo to zyskał poparcie z góry.

Zresztą, co też nie jest bez znaczenia, Rumunia już miała swojego zastępcę szefa NATO. Sorin Ducaru odpowiadał za pion ds. bezpieczeństwa w sytuacjach kryzysowych w sojuszu.

Jak Rumunii patrzą na Polskę?
Co ciekawe, w ostatnich wyborach do PE, w Rumunii był inny trend niż w Polsce, czy na Węgrzech. "Podczas gdy w Polsce i na Węgrzech partie populistyczne zgarnęły najwięcej głosów, w Rumunii ogromne poparcie zyskały partie proeuropejskie, a partia rządząca odnotowała znaczące straty" – pisał portal Open Democracy. Frekwencja tu też była rekordowa – 49 procent.

Czy można odbierać to wszystko tak, że Rumunia przejęła dotychczasową pozycję Polski w unijnych instytucjach? – Nie mogę tak powiedzieć. Polska wciąż jest dla nas wzorem – zastrzega Tiugea.

Jak w ogóle Rumunii patrzą na Polskę? – Zależy od grupy politycznej. Zwolennicy partii opozycyjnych, które razem uzyskały 61 proc. poparcia w wyborach do PE, popierają KE w stanowisku wobec Polski, potępiają polskie władze za zmiany w sądach, media publiczne, politykę w sprawie uchodźców. To raczej osoby młode, wykształcone, mieszkające w miastach, pracujące w prywatnych korporacjach – wyjaśnia George Tiugea. Zwolennicy rumuńskiego rządu i powiązanych z nim partii (34 proc. głosów w wyborach do PE) myślą inaczej. – Oni są krytyczni wobec KE i z sympatią traktują działania polskiego rządu, który stoi na straży narodowej suwerenności. To raczej biedni, starsi, mniej wykształceni ludzie, pracujący w instytucjach państwowych, mieszkający na wsi i w małych miastach – odpowiada nasz rozmówca.

Ale, jak podkreśla, Polska ogólnie postrzegana jest jako jeden z najbliższych sojuszników Rumunii w regionie.