To może być precedens w skali kraju. Meteorolodzy wśród oskarżonych ws. śmierci harcerek w Suszku

Adam Nowiński
Według słupskiej prokuratury para meteorologów, która pełniła dyżur feralnego dnia, gdy w wyniku wichury w Suszku zginęły dwie harcerki, nie dopełnili obowiązków i nie ostrzegli przed żywiołem. Do tragedii doszło w sierpniu w 2017 roku. Jak podaje portal Dobrapogoda24.pl, do takich zaniedbań dochodzi o wiele za często.
Meteorolodzy są oskarżeni o to, że na czas nie wydali ostrzeżenia przed huraganowym wiatrem. Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
Zdaniem redaktorów portalu Dobrapogoda24.pl wielokrotnie zdarzało się, że meteorologowie z IMGW nie wydawali na czas ostrzeżeń o groźnych zjawiskach atmosferycznych. Jeden z takich przypadków – według śledczych z prokuratury w Słupsku – miał przyczynić się do śmierci dwóch harcerek w Suszku na Pomorzu w sierpniu 2017 roku.

Prokuratura uznała, że synoptycy z IMGW w Warszawie i Krakowie, którzy w dniu tragedii pełnili dyżury, wbrew prognozie pogody, nie zarządzili najwyższego stopnia zagrożenia huraganowym wiatrem. Innymi słowy nie dopełnili swoich obowiązków. Ostrzeżenie mogło przyspieszyć reakcję służb i Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.


Witold W. oraz Maria M. nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Grozi im do dwóch lat więzienia. Wcześniej prokuratura postawiła zarzuty byłemu dyrektorowi z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Chojnicach, komendantowi obozu w Suszku oraz jego zastępcy. Sprawa ma trafić na wokandę we wrześniu.

Śmierć harcerek
Ten obóz miał być szkołą życia, ale nikt się nie spodziewał, że w trakcie nawałnicy dzieci o te życie będą musiały dosłownie walczyć. Dwie harcerki zginęły przygniecione przez padające drzewa. Na obozie w Suszku na Pomorzu przebywało 11 sierpnia 2017 roku 130 harcerzy z Łodzi. To właśnie przez teren obozu przeszła ogromna nawałnica, w wyniku której zginęły dwie nastolatki.

Pozostali uczestnicy obozu przez wiele godzin byli odcięci od świata. Trąba powietrzna, która przeszła nad Suszkiem, powaliła tak dużo drzew, że strażacy przez wiele godzin z mozołem, przy użyciu pił i specjalistycznego sprzętu, próbowali dotrzeć do "Leśnego domu". Gdy tylko udało się przebić przez zwalone drzewa, natychmiast odwieziono 20 innych harcerek do pobliskich szpitali w Kościerzynie, Chojnicach i w Kartuzach.

źródło: Dobrapogoda24.pl