Nie tylko "Stranger Things". Oto 6 najlepszych stand-upów na Netflixie, które rozśmieszą cię do rozpuku

Ola Gersz
Seriale, filmy, dokumenty. A co ze stand-upami? Wbrew pozorom to one królują na Netflixie. Są i piekielnie zabawne, i szczerze prawdziwe, i bezkompromisowo niepoprawne, i wyjątkowo mądre. O wszystkim, ale przede wszystkim o... życiu. Oto 6 najlepszych stand-upów, które warto obejrzeć, chociaż ich lista jest znacznie, znacznie dłusza. Swoją stand-upową przygodę warto jednak zacząć właśnie od nich.
Miłośnicy stand-upów znajdą na Netlixie sporo świetnych tytułów Fot. Kadr z "Nanette" / Netflix

"Nanette" Hannah Gadsby

To bardzo nietypowy stand-up. Owszem, jest komiczny, ale jest też bardzo poruszający, gniewny i... niewygodny. Australijska komiczka Hannah Gadsby, która dzięki "Nanette" stała się gwiazdą, przez godzinę opowiada bowiem o tym, co najbardziej ją boli.

Jest więc o dorastaniu w Tasmanii, Monice Levinsky, upadłych idolach (komik Louis C.K. oskarżony o molestowanie seksualne), mizoginizmie oraz byciu lesbijką. A właściwie "lesbą" lub "babochłopem", bo tak jest często nazywana przez hejterów. Jest śmiesznie, prawdziwie i bardzo gorzko, Gadsby nie ma żadnych hamulców i tematów tabu.


To więc idealna pozycja dla wszystkich, którzy czują się inni, odrzuceni i niezrozumieni oraz tych, którzy mają wrażenie, że społeczeństwo ich odrzuca. Co w świetle ostatnich wydarzeń z Białegostoku jest bardzo na czasie.

Hasan Minhaj "Homecoming King"

"Nieważne, co inni mówią o polityce imigracyjnej – naprawdę trudno dostać się do tego kraju. On nie jest jak podziurawiona prezerwatywa, nie wchodzisz od razu – to jeden z żartów amerykańskiego komika Hasana Minhaja. I od razu pokazuje, z czym będziemy mieć do czynienia w jego stand-upie.

Minhaj głównie opowiada o byciu muzułmaninem i synem indyjskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Jednak zanim westchniecie "znowu to samo", poczekajcie. Komik szczerze mówi o życiu "brązowych" w USA, ale robi to oryginalnie. Nie marudzi na Donalda Trumpa i jego niechęć do imigrantów, zamiast tego skupia się na przeżyciach swoich i swojej rodziny w USA, które są i zabawne, i poruszające.

"Homecoming King" jest też intrygujący ze względu na to, że momentami Minhaj wcale nie żartuje. Po prostu opowiada. Ale za to jak! To chyba jedyny stand-up, w którym spokojnie mogłoby nie być żartów, a i tak byłby doskonały.

Chelsea Peretti "One of the Greats"

Chelsea Peretti to komiczka, aktorka znana ze świetnego sitcomu o policyjnych detektywach "Brooklyn 9-9" oraz żona laureata Oscara za scenariusz do "Uciekaj!" Jordana Peele'a. To też autorka jednego z najlepszych i najciekawszych stand-upów, jakie ostatnio powstały.

Być może "One of the Greats" wcale nie jest dla wszystkich. Peretti nie mówi bowiem tylko typowych anegdotek i żartów, ale śmieje się również z siebie, z bycia komiczką i amerykańskiego świata komedii. Jest przy tym ostra jak brzytwa. "W końcu ktoś, kto nie boi się mówić prawdy!" – mówi nawet o sobie w pewnym momencie.

Dla fanów stand-upów, którzy chcą poznać ich kulisy, a także dla wielbicieli samej Peretti (która jest absolutnie przekomiczna), "One of the Greats" jest więc pozycją obowiązkową.

Aziz Ansari "Live at the Madison Square Garden"

Aziz Ansari to jeden z amerykańskich królow stand-upu. Swoją pozycję osiagnął nie tylko świetnymi występami oraz czystą niepoprawnością polityczną (szczególnie w kwestii swojego, często wątpliwego, zachowania do kobiet), ale również świetnym serialem Netflixa "Specjalista od niczego".

"Live at Madison Square Garden" to jeden z kilku stand-upów komika, które można obejrzeć na platformie, ale to show, które z pewnością się wyróżnia. Ansari występuje tam już bowiem jako ulubiony amerykański komik, a nie jako nieopierzony debiutant. Jest więc charyzmatyczny, pewny siebie i jeszcze odważniejszy, co oznacza, że jego opowieści o tym, jak okropni potrafią być mężczyźni dla płci przeciwnej, są jeszcze bardziej sugestywne.

Ansari jest zresztą naprawdę bardzo zabawny i rozkosznie niepoprawny, a jego żarty mogą spodobać się nie tylko fanom "Specjalisty od niczego".

Richard Pryor "Live in Concert"

To nietypowa propozycja, bo to stand-up nie nowy. Nieżyjący już afroamerykański komik Rychard Pryor to jeden z ojców stand-upu, a jego show, które możemy oglądać na Netflixie, zostało nagrane w 1979 roku, czyli aż 40 lat temu.

To pierwszy pełnometrażowy stand-up, wcześniej monologi komediowe były wyłącznie fragmentami programów i trwały kilka, kilkanaście minut. Pryor to jednak nieodwracalnie zmienił, a jego "Live in Concert" uznawane jest za najlepszy stand-up wszech czasów. Chyba nie ma zresztą komika, który by się nim nie inspirował.

To lata 70-te, więc komik mówi dużo o rasie i rasizmie. Ogólnie jest mrocznie – Pryor opowiada o wychowaniu się w burdelu, uzależnieniu od narkotyków i zawale serca, który przeżył. Ale to wciąż komedia – historie, które może wcale nie powinny śmieszyć, śmieszą wyjątkowo. I zadziwiają – Pryor jest bowiem mistrzem obserwacji i przykładem, że swoje życie zawsze można zmienić.

John Mulaney "Kid Gorgeous at Radio City"

Ostatni, ale wcale nie najgorszy. John Mulaney – wysoki facet w garniturze o twarzy dziecka – niezmiennie zachwyca. Ten nagradzany stand-up to bowiem kilkadziesiąt minut czystej komediowej przyjemności.

Mulaney jest nieco inny od swoich kolegów i koleżanek po fachu. Mniej u niego ciętych ripost i jednozdaniowych żartów, a więcej upstrzonych detalami opowieści z jego całego życia. Komik opowiada o szkole, kościele, dobrych manierach, swojej rodzinie, a w każdą historię wkłada tyle szczegółów, że słucha się tego i z zadziwieniem (jak on to wszystko zapamiętał?!), i wielką przyjemnością.

Dla kogo jest więc "Kid Gorgeous at Radio City"? Dla wszystkich, którzy uwielbiają bystre i zabawne opowieści oraz cięte obserwacje.