Po pijaku za kółkiem zabił swojego kolegę. Teraz z więzienia opowiada nam swoją historię

Aneta Olender
Był rok 2014. Dwóch młodych ludzi jeździło samochodem bez konkretnego celu. Byli przekonani, że nic im się nie stanie, chociaż wcześniej pili alkohol. – Głupota doprowadziła do tragedii – mówi Krzysztof. Spotkamy się w Areszcie Śledczym, bo nasz rozmówca odsiaduje wyrok za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
W 2018 roku doszło do 2779 wypadków drogowych, w których uczestniczyły osoby pod wpływem alkoholu (kierujący, piesi, pasażerowie). Zginęło w nich 370 osób. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Jaki wyrok usłyszałeś?

Pięć lat.

Za co?

Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem alkoholu.

Ile tego alkoholu było we krwi?

0,79 promila w wydychanym.


Co się wtedy stało?

To była głupia zabawa dwóch młodych ludzi, która skończyła się tragicznie. Jeździliśmy bez żadnego konkretnego celu. Wcześniej razem piliśmy alkohol... Głupota doprowadziła do tragedii.

Ile mieliście lat?

Osiemnaście.

Ta osoba, która zginęła, znałeś ją?

Oczywiście. To był mój bliski znajomy... kolega, który był ze mną wtedy w aucie. Uderzyliśmy w drzewo. On zginął, a ja z obrażeniami głowy, co prawda lżejszymi, trafiłem do szpitala. Przez uraz głowy nawet nie pamiętam, jak doszło do wypadku.


Co wtedy myślałeś? Czułeś?

Ciężko powiedzieć. To nie było jednoznaczne. Na pewno był żal po starcie kogoś bliskiego, ale też i strach przed tym, co będzie. Miałem świadomość, że konsekwencją tego będzie więzienie. To była wypadkowa różnych emocji, które mi towarzyszyły.

Co było najgorsze?

Nie da się wartościować takich rzeczy. Postawić się na miejscu rodziny... Dramat. Trudno sobie wyobrazić większy. Natomiast nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, co było dla mnie najgorsze. To był trudny okres dla mnie. Zresztą wciąż jest trudny.

Konsekwencje tego odczuwam w zasadzie od pięciu lat, a jeszcze trochę do końca odsiadki zostało. To zdarzenie zmieniło moje życie i wpłynęło na moją przyszłość.

Miałeś wtedy problem z alkoholem?

To była po prostu młodzieńcza głupota. Myślę, że problem zaczął się dopiero później. Picie alkoholu było sposobem radzenia sobie ze stresem, dlatego pojawiało się go więcej.

Miałeś 18 lat, czyli kończyłeś szkołę?

Byłem przed maturą.

Jakie miałeś plany?

Zdać maturę i iść na studia. To się po części udało, ale wyrok zweryfikował te plany. Od wypadku do momentu, kiedy trafiłem do więzienia, minęły trzy lata. Nie udało mi się dokończyć studiów. Chociaż myślę, że to jest mało ważne w tym wszystkim, bo jednak nieskończone studia a tragedia, która dotknęła tamtą rodzinę... nie da się tego porównać.

Co to były za studia?

Stosunki międzynarodowe, a później lotnictwo.

Dużo myślisz o tym, co się stało?

Oczywiście, to jest pytanie retoryczne. Żałuję każdego dnia. Gdyby przeprowadzić bilans zysków i strat, to tamta zabawa mogła przynieść krótkofalowe zyski w postaci zaimponowania komuś, ale straty są ogromne. Jedna chwila zmieniła całe życie. Zginął człowiek.

Jak zareagowali twoi bliscy?

Mam dużo szczęścia, bo rodzina mnie bardzo wsparła. Zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice inaczej wyobrażali sobie przyszłość syna, natomiast okazali bardzo dużo zrozumienia.

Spotkałeś się kiedyś z bliskimi człowieka, który zginął?

Tak. Podczas procesu, ale nigdy nie rozmawialiśmy. Uważam, że jest to niestosowane, gdybym teraz poszedł i powiedział zwykłe "przepraszam". To jest zupełnie niewystarczające, nieadekwatne.

Zrobiłbym wszystko, aby wynagrodzić tym ludziom stratę, ale to jest prawdopodobnie niemożliwe.
Spotykasz się z ludźmi, którzy prowadzili samochód pod wpływem alkoholu. To kursy w WORD-zie, dla tych którzy chcą odzyskać prawo jazdy. Co im mówisz?

Mówię im, że ja też byłem święcie przekonany, tak jak wielu innych kierowców po spożyciu, że nic mi się nie stanie. Gdyby ktoś kiedyś mnie zapytał, czy dam sobie rękę uciąć za to, że nic mi nie będzie, zgodziłbym się bez zawahania. Powiedziałabym: "Jasne, mi na pewno się to nie przytrafi". Okazało się zupełnie inaczej.

Ludzie uważają, są pewni, że ich to nie dotknie. Wystarczy jednak chwila nieuwagi, jakiś przypadkowy czynnik i jest tragedia.

Kiedy wychodzisz?

Za trzy lata.

Imię rozmówcy zostało zmienione.