Żebrzą na ulicach w drogich ciuchach na wakacje marzeń. Azjaci mają dość "begpackerów" z Zachodu

Bartosz Godziński
Begpackerzy podróżują za jeden uśmiech. Dosłownie. Nie są typowi autostopowiczami czy uciekinierami z domów. To młodzi turyści z Zachodu, których zwykle stać na wakacje, ale i tak żebrzą na ulicach. Takie podróżowanie jest dla nich po prostu fajniejsze. Kraje azjatyckie mają ich już serdecznie dość.
Zachodni turyści, którzy żebrzą dla zabawy, są plagą we wschodniej Azji Fot. Iinstagram.com/cyanideniko/, Twitter.com/koryodynasty
Nazwa tego odłamu turystów nawiązuje do backpackerów. Podróżników z plecakami, którzy zwiedzają świat na własną rękę. Robią to zwykle mocno ekonomicznie i np. śpią w schroniskach lub dorabiają na zmywaku, by móc ruszyć dalej. Pierwszy człon "begpackerów" pochodzi od angielskiego słowa "żebrać". Kim są "żebro-turyści" i dlaczego nie wolno ich myliś z "bieda-turystyką", czyli zwiedzaniem slumsów z iPhonem w ręku?

Daj pieniądz, chcę zwiedzać świat
Begpackerzy dorobili się już swojego hashtaga i strony na Facebooku. Nie jest to zjawisko, które pojawiło się w tegorocznym sezonie wakacyjnym. Ma zaledwie kilka lat, ale ciągle przybiera na sile - zwłaszcza w krajach azjatyckich. Typowy begpacker to zwykle biały millenials, który rozstawia się na lotnisku lub centrum miasta z kubkiem i kawałkiem tektury z apelem o pomoc. Od stereotypowego żebraka różni go jednak wiele. Kuriozalność tego zjawiska, a raczej plagi, przedstawia poniższe zdjęcie. Jest na nim młoda dziewczyna, którą można przytulić w zamian za finansowe wsparcie jej pobytu na Tajwanie. Problem w tym, że ma na sobie buty za 800 lokalnych dolarów, gdzie średnia pensja w tym kraju to 150 TWD. Begpackerzy uważają, że taki sposób na podróżowanie jest po prostu cool. Nie wyglądają na bezdomnych, było ich stać na bilet samolotowy, ale nie widzą frajdy w płaceniu z własnej kieszeni na miejscu. Wolą grać na ulicy, sprzedawać zdjęcia i bibeloty (to akurat jest jeszcze odrobinę akceptowalne), czy po prostu domagają się pieniędzy, bo marzenia trzeba spełniać. Myślę, że są nawet gorsi od influencerek, które żebrzą o obiad w zamian za promocję, bo te, choć dość nieudolnie, grają wedle podstawowych zasad influencer marketingu.


Można by tak długo rozpisywać się o etyce backpackingu, ale oddajmy głos samym mieszkańcom. "Nie mam za grosz sympatii dla tych pijawek. Podróżowanie jest drogie. Uzbieraj pieniądze na swoją wycieczkę i wydatki jak inni lub nie podróżuj wcale" – napisała na Instagramie rozgoryczona Malezyjka.

"Nie będę zaprzeczać, że brzmię jak zołza, ale widok turystów żebrzących o sponsoring wycieczek w stylu 'odnaleźć siebie' albo 'dowiedzieć się czegoś o innych kulturach' jest żenujące i będę o tym mówić, dopóki ta głupota się nie skończy" – dodała.

"Do jasnej cholery! Biali begpackerzy zaczynają swój desperacki nocny 'występ'. Jak zwykle w Jongno (jedna z najbiedniejszych dzielnic Seula - red.), na oczach niezamożnych starszych ludzi, którzy hojnie ich obdarowują, wierząc, że te bezwstydne szumowiny są naprawdę biedne" – czytamy w poniższym poście na Twitterze. Są też naprawdę ekstremalni begpackerzy. Internet okrążył filmik, na którym para żebro-turystów z Rosji robi bulwersujący performance z Kuala Lumpur. Tata podrzucał niemowlakiem i wywijał nim na wszystkie strony trzymając za nogi, a mama w tym czasie zbierała pieniążki na trip życia. Z komentarzy wynika, że patologiczni rodzice zostali ujęci przez policję

Ojciec tłumaczył potem, że to tak zwana "Swing baby joga". – Mój synek bardzo to lubi i prosi o to, za każdym razem, gdy się przebudzi – powiedział dziennikarzom. Ponoć taka praktyka na wzmacnianie maluchów jest popularna w Rosji. Azja bierze sprawy w swoje ręce
Begpackerskich postów lokalnych mieszkańców jest pełno. Kipi w nich od złości i bezradności. Nic dziwnego, że rządzący postanowili się tym zająć. Szlak przetarła Tajlandia. Już 2 lata temu brytyjski turysta został poproszony o pokazanie 20 000 THB (ok. 2100 PLN) w gotówce na lotnisku Don Muang w Bangkoku. Z kolei za jeden dzień pobytu w Bhutanie trzeba zapłacić 250 dolarów.

Wymóg posiadania pieniędzy na pobyt jest również w innych krajach (np. na Ukrainie, Mali, czy w Salwadorze), ale rzadko jest to egzekwowane. To najwyraźniej się zmienia. Z begpackerami zaczęły rozprawiać się też władze Bali.

– Cudzoziemców, którzy nie mają pieniędzy lub udają, że tak jest, odsyłamy do ambasady – zapewnił Setyo Budiwardoyo z urzędu imigracyjnego w oficjalnym oświadczeniu. – Musimy kontrolować sytuację i w razie potrzeby przerzucać opiekę na placówki dyplomatyczne. Wolałbym nie podawać jedzenia ludziom, którzy oszukują – dodał cytowany przez fly4free urzędnik z Bali. Na portalu możemy też znaleźć historię z Pekinu, która przytrafiła się jednemu z redaktorów. Natknął się na ulicy na dwóch siedzących Holendrów. Mieli karton z napisem: "Skończyły się nam pieniądze na podróż, jedziemy dookoła świata, wesprzyj nas".

"Jeden z nich sprawdzał coś na swoim iPhonie, obydwaj mieli na sobie porządne ubranie, nie wyglądali na zabiedzonych. Nie grali na żadnym instrumencie, nie sprzedawali własnoręcznie zrobionych kartek, nie robili nic. Tylko siedzieli, czekając aż ktoś wrzuci im pieniądze" – czytamy w artykule Pawła Kunza. Nie wrzucił im nic do kapelusza, ale zaproponował wspólny obiad. Nie byli zainteresowani.

Szkodliwy aspekt begpackingu
Żebrzący turyści to, zdaniem znanego podróżnika Andrzeja Urbanika, żadna nowość. – Już kilka dekad temu można było spotkać narkomanów, którzy wciskali tomiki pseudo-wierszy, bo musieli kupić kolejną działkę. Jedną z ulic Katmandu, stolicy Nepalu, nazwano "Freak street" ze względu na osoby, które tam mieszkały w okropnych warunkach. Z kolei białe turystyki prostytuowały się. Sam byłem tego świadkiem – mówi w rozmowie z naTemat.

– Żebrzący biały człowiek, który jest "nosicielem pieniędzy" oraz ma ze sobą drogi sprzęt i ubrania, jest szokującym widokiem dla mieszkańców biednych krajów. Wschodnia Azja ciągle się rozwija, tymczasem europejczycy i Amerykanie dają im w ten sposób zły przykład. Oprócz tego mają zły wpływ na opinię zwykłych plecakowców – dodaje.

Na forum Tripadvisor przeczytamy o jeszcze jednym negatywnym skutku begpackingu. Na ulicach Hong Kongu możemy wyróżnić trzy grupy żebraków: starsi, niepełnosprawni i turyści z Zachodu. Lokalsów denerwuje to, że przyjezdni w pewien sposób zabierają część datków na osoby naprawdę potrzebujące pieniędzy. I przez to mają bardzo złe zdanie o turystach z naszej części świata, nazywając ich "idiotami" i wyrachowanymi cynikami.

Turystyka ciągle ewoluuje i przybiera różne formy. Jazda autostopem nikogo nie dziwi, bo odbywa się na jasnych, powszechnie znanych, niepisanych warunkach. W ostatnich latach inspirujące są historie o pracownikach korpo, którzy rzucili robotę i zwiedzają świat - albo za to co zarobili wcześniej albo pracując dorywczo. Serio, można podróżować za półdarmo - wystarczy odrobina samozaparcia i godności.