"Mój syn ma 11 lat i chce się zabić. Szuka sposobów w internecie". Szczery list matki, która boi się o dziecko
746, tylu nastolatków w wieku 13-18 lat w ubiegłym roku próbowało się zabić. Policyjne statystyki przerażają, ale nie chodzi tu wyłącznie o skalę problemów, bo za każdym z tych przypadków kryje się ogromny dramat. O cierpieniu swojego syna postanowiła opowiedzieć nasza czytelniczka. Zdecydowała się na to, ponieważ jeszcze niedawno nie przypuszczałaby, że kiedykolwiek usłyszy, że jej dziecko ma myśli samobójcze.
Dopiero zaczynam pisać ten list, a łzy już lecą mi jak grochy. Jeszcze nie poradziłam sobie z tym, co się wydarzyło w naszym życiu. To nie jest łatwe, kiedy twoje dziecko przychodzi do ciebie i przyznaje, że ma myśli samobójcze. Właściwie jest to najgorsza rzecz jaką może usłyszeć rodzic. Najgorsza jaką ja kiedykolwiek usłyszałam.
Chcę jednak o tym opowiedzieć, bo nie sądzę, żeby coś takiego działo się tylko w głowie Mariusza. W tym liście tak właśnie będzie miał na imię. Nie chcę, jeśli przypadkiem trafi na ten wpis, aby miał mi za złe, że opowiadam o jego kłopotach. Naszych kłopotach... Nie chcę, żeby się wstydził. Nie ma przecież czego, ale to tylko dziecko.
Dziecko, które nie powinno zmagać się z takim ciężarem. Kiedy Mariusz stanął przede mną i powiedział, że myślał o tym, żeby się zabić, moje serce pękło. Nic nie jest w stanie przygotować na taką informację. Chciało mi się płakać albo raczej wyć, ale nie mogłam tego zrobić przy nim. Przecież musi wiedzieć, że mam w sobie na tyle dużo siły, żeby go obronić.
Chcę i zawsze chciałam dla niego jak najlepiej. Gdzie popełniłam błąd? Czy dawał sygnały? Czy mogłam zareagować wcześniej? Uchronić go przed takim stanem? Nie przestaję o tym myśleć.
Mój syn ma 11 lat. 11-latek szuka w internecie sposobów na szybką śmierć. Ma być szybko i skutecznie. To jakaś abstrakcja, mroczna abstrakcja. Najgorsze jest jednak to, że w sieci może znaleźć odpowiedź. Cierpię, bo cierpi on, ale jestem też wściekła. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo. Powinno przecież być beztroskie.
Dziś dzieci z internetu czerpią wiedzę. Niestety także tę, do której nigdy nie powinny mieć dostępu. To, co tam znajdują bywa dla nich prawdą objawioną. Mariusz robił w sieci test na depresję. I co wyszło? Wyszło, że ma depresję.
Czytał też, że można nie jeść nawet dziesięć dni, a i tak się nie umrze, tylko schudnie. Dzieci korzystają z tych genialnych porad. Nie wiedzą, że można inaczej. W walce o ich przyszłość zapominamy o tym, że ktoś musi wyjaśniać im świat. Jeśli my tego nie zrobimy, może to zrobić ktoś przypadkowy, ktoś, kto być może nawet nie wie, jaką krzywdę wyrządza.
Dzieci nie potrafią rozwiązywać problemów. Nie wiedzą jak. Małe potknięcie to dla nich koniec świata. Najczęściej dlatego, że nie wierzą w siebie. Koleżanka mojego syna nie jadła przez siedem dni, ponieważ rzucił ją chłopak. Tną się. Przypominam, że mają po 11 lat...
"To" o czym nie chce myśleć mój syn, to to, że czuje się inny, czuje się nielubiany. Uważa, że nikt go nie rozumie. Mówi mi, że rówieśnicy nie akceptują go takim, jakim jest. On nie ma gorszego dnia, on naprawdę jest nieszczęśliwy.
Robię co mogę, żeby to zmienić. Do tej pory wydawało mi się jednak, że nad wszystkim panuje, że wiem, co dzieje się w życiu mojego syna. Widocznie w codziennym zabieganiu, w staraniach, aby zapewnić mu wszystko co najlepsze, zabrakło jego samego. Zabrakło mnie tu i teraz.
Nie mamy dla dzieci tyle czasu, ile powinniśmy mieć.
Wiem też jednak, że od moich starań, starań każdego rodzica, ważniejsze jest to, jak dzieci odbierają ich rówieśnicy. Jeśli są pewne naszej miłości, to właśnie rówieśnicy są wyzwaniem. To o ich uwagę i akceptację walczą. To ich zdanie się liczy, to w ich oczach upatrują swojej wartości. To koledzy i koleżanki na tym etapie życia są wyznacznikiem tego, kim jesteś.
Wyśmiewani, odrzuceni przez grupę bardzo młodzi ludzie przeżywają koszmar. Mogę powiedzieć, że ja w tym nieszczęściu mam szczęście, bo mój syn przyszedł do mnie i przyznał się do swoich samobójczych myśli. A ile jest takich dzieciaków, które nawet nie pisną słowa o tym, że na myśl o pójściu do szkoły robi im się słabo, że boją się, że znowu będą poniżane?
Często nie mówią o tym nauczycielom czy rodzicom. Nie skarżą się. Nie chcą wyjść na donosicieli, ale nie są już w stanie dłużej wytrzymać... W ubiegłym roku chłopiec ze szkoły Mariusza się powiesił.
Nie chcę pisać, że dzieciom trzeba się przyglądać, że trzeba słuchać tego, co mają do powiedzenia... Choć to przecież prawda. Może kiedy będziemy rozmawiać z nimi nie tylko o odrabianiu lekcji, czy o ocenach, nie będą się wstydzić mówić. Może nam zaufają. Opowiedzą o swoich dramatach albo i o radościach.
Poszłam po pomoc. Potrzebujemy specjalisty. Kocham go i znam go najlepiej, ale nie damy rady sami. Boję się, że nie dam rady...