Senator KO podgrzewa spekulacje o śmierci "Cygana". Wspomniała kontekst samobójstwa boksera
"Samobójstwa w więzieniach w ogóle nie powinny się zdarzać, a co dopiero z takim kontekstem" – w ten sposób senator Koalicji Obywatelskiej Barbara Zdrojewska komentuje niedawną śmierć pięściarza Dawida "Cygana" Kosteckiego. A jej słowa tylko podgrzewają spekulacje, że zdarzenie to mogło mieć jakiś związek z faktem, iż Kostecki pierwszy ujawnił tzw. aferę podkarpacką.
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, w miniony piątek w celi Aresztu Śledczego Warszawa-Białołęka samobójstwo popełnił Dawid "Cygan" Kostecki. Szybko skupiono się w tej sprawie głównie na przypomnieniu jego obiecującej niegdyś kariery sportowej – Kostecki był wszakże uważany za jednego z najzdolniejszych polskich pięściarzy.
Karierę na ringu zaprzepaścił jednak przez problemy z prawem. Ostatnio "Cygan" został skazany na pięć lat i sto dni pozbawienia wolności za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Do końca odsiadki w chwili śmierci brakowało mu ok. dwóch lat. Wcześniej był karany za inne przestępstwa, w tym m.in. handel narkotykami, oszustwa podatkowe i czerpanie korzyści z nierządu.
Dopiero po kilku dniach od samobójstwa Dawida Kosteckiego na jego śmierć zaczęto patrzeć przez pryzmat tej niesportowej "kariery". Część opinii publicznej doszukuje się kontrowersji w tym, iż przestępczo-więzienna historia "Cygana" wiąże się w pewien sposób z bieżącą polityką, a dokładnie tzw. aferą podkarpacką. W weekend w mediach społecznościowych przypomniała o tym także senator Barbara Zdrojewska.
Dawid "Cygan" Kostecki o aferze podkarpackiej
O co dokładnie chodzi? Dawid "Cygan" Kostecki o części tego, co później nazwano "aferą podkarpacką", publicznie opowiedział już siedem lat temu. Wkrótce po jego ówczesnym zatrzymaniu na Facebooku pojawiły się wpisy, w których Kostecki kierował poważne oskarżenia pod adresem policjantów i urzędników z Podkarpacia. "Cygan" twierdził, że utrzymują oni zażyłe kontakty z Ukraińcami mającymi stać za najważniejszymi agencjami towarzyskimi regionu.
"Przez kilkanaście lat te agencje towarzyskie zatrudniły już tysiące prostytutek z Ukrainy i Polski. Obecnie pracuje w nich po kilkanaście prostytutek. Widywano również nieletnie. Biznes kwitnie nielegalnie, a na nim ogromna korupcja urzędników i elity Podkarpacia" – można było przeczytać we wpisie, który z Facebooka zniknął dopiero po śmierci pięściarza.
W 2012 roku te rewelacje nie miały jeszcze wielkiego związku z polityką. Pojawiły się on dopiero na początku bieżącego roku, gdy pojęcie "afera podkarpacka" stało się powszechnie znane za sprawą byłego funkcjonariusza CBA Wojciecha J., który przekonuje, iż widział "sekstaśmę" ważnego polityka Prawa i Sprawiedliwości. W produkcji tej miała występować nieletnia Ukrainka, a wszystko miało zostać utrwalone właśnie w jednym z podkarpackich domów publicznych.
Służby i politycy zaprzeczają
Wielokrotnie wspominaliśmy w naTemat.pl, że w imieniu organów państwa rewelacje te komentowało głównie Centralne Biuro Antykorupcyjne. Służba ta wskazywała na rzekome problemy Wojciecha J. ze zdrowiem psychicznym (czemu były funkcjonariusz zaprzeczał) i wszczęła kroki prawne przeciw niemu.
Nie jest tajemnicą, że w aferę podkarpacką wplątywane było nazwisko samego marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Ten jednak stanowczo zaprzeczył wszelkim tego typu podejrzeniom. Już na początku kwietnia przedstawiciel drugiej osoby w państwie poinformował, że marszałek będzie pozywał za wszelkie sugestie o jego udziale w domniemanym skandalu obyczajowym.