Hormony, bluzgi i konflikt zbrojny. Serial "Derry Girls" to jedna z najlepszych rzeczy na Netflixie

Ola Gersz
Komedia z krwawym konfliktem w Irlandii Północnej w tle? A jeszcze wsadzić w to wszystko nastolatki? To potrafią tylko Brytyjczycy (i może Quentin Tarantino), którzy na swoją listę seriali dla młodzieży dopisali właśnie "Derry Girls". Jak wyszło? Doskonale. Ta histerycznie zabawna i jednocześnie poruszająca opowieść o czterech dziewczynach i jednym chłopaku, którzy mają ważniejsze rzeczy na głowie, niż zamartwianie się zamachami bombowymi, to prawdziwa perełka.
Serial "Derry Girls" warto wpisać na swoją listę seriali do obejrzenia. I to najlepiej na samej jej górze Fot. Kadr z serialu "Derry Girls"
Z serialami dla nastolatków jest różnie. Zwłaszcza tymi amerykańskimi, o czym pisała w naTemat Zuzanna Tomaszewicz. Twórcy "Riverdale" czy zakończonych już "Słodkich kłamstewek" albo "Plotkary" wydawali się zupełnie nic nie wiedzieć o nastolatkach. Dlaczego?

Bo w ich serialach kilkunastoletni ludzie są nieskalanie piękni, zachowują się jak 30-latki i praktycznie nie chodzą do szkoły, bo rozwiązują kryminalne zagadki. Perfekcyjna cera i doskonały seks? Błagam.
Fot. Mem / Pinterest
Na szczęście na pomoc przychodzą Europejczycy, którzy robią seriale nie o wariacji na temat nastolatków, ale o nastolatkach – pryszczatych, niepewnych siebie, napędzanych hormonami i myślący o tym, jak zaprosić crush na randkę, a nie o tym, jak zdemaskować seryjnego mordercę. Przykład? Chociażby kultowy już "Skam" z Norwegii.


W gatunku "seriale dla młodzieży" królują jednak Brytyjczycy. Naprawdę, w tej kategorii nie mają sobie równych. Bo mówimy o kraju, w którym powstały tak genialne rzeczy, jak "Skins", "The End of the F***ing World" czy "Sex Education". Jasne, powiecie, że w nich też życie nastolatków nie jest hiperrealistyczne. Bo nie jest, to w końcu seriale, które mają zaintrygować i rozerwać widza. Ale ich bohaterowie to nastolatki z krwi i kości, a nie piękne wydmuszki.

Do tej brytyjskiej listy chwały w ubiegłym roku dołączył sitcom "Derry Girls". Brytyjczycy znowu pokazali bowiem, że mimo że nawalili z Brexitem, to seriale dla młodzieży kręcić umieją. Ten serial, którego drugi sezon właśnie zadebiutował na Netflixie, to bowiem jedna z lepszych rzeczy, która tej streamingowej platformie ostatnio się przydarzyła.
IRA i dojrzewanie
"Derry Girls" (czyli po polsku "Dziewczyny z Derry") to pozornie zwyczajny serial o życiu zwyczajnych nastolatków.

Erin, jej kuzynka Orla, ich przyjaciółki Clare i Michelle oraz kuzyn tej ostatniej James to uczniowie katolickiego gimnazjum dla dziewcząt (James znalazł się w niej przypadkiem). Czym się zajmują? Tym, czym zajmują się nastolatki. Kłóceniem się z rodzicami, staraniem się być "cool", zakochiwaniem się, wymykaniem się na imprezy, przeklinaniem, plotkowaniem, kombinowaniem, jak zarobić na szkolny wyjazd i obgadywaniem nielubianych nauczycieli. Nic szczególnego.

Jednak jedna rzecz wcale nie jest taka zwyczajna. Erin, Orla, Clare, Michelle i James mieszkają bowiem w Irlandii Północnej i żyją w latach 90, a to nie najlepszy czas do wchodzenia w dorosłe życie.

W Irlandii Północnej wciąż trwa bowiem krwawy konflikt pomiędzy nacjonalistami i republikanami (głównie katolikami), którzy dążą do zjednoczenia Irlandii Północnej z Irlandią a unionistami (protestantami), którzy chcą pozostać w granicach Wielkiej Brytanii. Podczas tak zwanych "The Troubles", czyli Kłopotów, które trwały od lat 60. XX wieku do 1998 roku, zginęło łącznie ponad 3,5 tysiąca osób – część z nich w atakach przeprowadzanych przez organizację terrorystyczną IRA.
Fot. Kadr z serialu "Derry Girls"
Akcja serialu dzieje się w Derry, drugim największym mieście Irlandii Północnej, w którym widać konflikt jak na dłoni. Tablice z oficjalną nazwą Londonderry są zamazywane przez republikanów, bo kojarzą się z Wielką Brytanią, po ulicach jeżdżą czołgi i raz po raz dochodzi do krwawych starć lub szokujących zdarzeń, jak wysadzenie mostu.

I to właśnie w tej rzeczywistości bohaterowie "Derry Girls" przeżywają swoje nastoletnie problemy i mniej lub bardziej krępujące sytuacje.

Walka walką, życie toczy się dalej
Najlepsze w "Derry Girls" jest jednak to, że konflikt jest tylko tłem. Najważniejsze są nastolatki. A oni wcale nie poświęcają całej swojej uwagi kontrolom na ulicach czy bombowym zamachom. Sami pamiętamy, że mając -naście lat bardziej przejmowaliśmy się, co założyć na dyskotekę i jak podciągnąć się z matematyki, której nie rozumieliśmy ni w ząb, niż tym, co działo się na scenie politycznej.

Kiedy w pierwszym odcinku pierwszego sezonu dziadek, rodzice i ciotka Erin z przerażeniem oglądają w telewizji materiał o bombie na moście, Erin praktycznie nie zwraca na to więc uwagi. Ma ważniejsze rzeczy na głowie: Orla przeczytała jej pamiętnik, a mama nie pozwala jej założyć do szkoły dżinsowej kurtki zamiast marynarki. Jednak jednocześnie martwi ją to, że mama nie pozwala jej zadawać się ze znajomym protestantem, a podziały w społeczeństwie są coraz większe.

To, że "Derry Girls" nie jest patetycznym, łzawym serialem o młodych ludziach, próbujących żyć normalnie w cieniu konfliktu, jest zasługą twórczyni sitcomu Lisy McGee. 39-letnia scenarzystka sama wychowała się bowiem w Derry podczas The Troubles, w serialu ukazuje więc po części swoje własne doświadczenia i przeżycia, co dodaje mu olbrzymiej dozy autentyczności. A jednoczenie McGee włożyła w scenariusz tyle humoru, że uniknęła sentymentalnej tandety.
Fot. Kadr z serialu '"Derry Girls"
Dlatego, kiedy Erin pisze pisze w swoim pamiętniku: "Moje relacje z rodzinnym miastem są dość skomplikowane. Widzicie, problem z życiem w Derry jest taki, że nie ma się gdzie ukryć. Wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. A czasami jedyne o czym marzę to po prostu święty spokój", domyślamy się, że to samo czuła nastoletnia McGee.

Bo konflikt konfliktem, ale bycie nastolatkiem wcale nie jest łatwe. Chociaż walki i ataki terrorystyczne na pewno w tym nie pomagają.

Serial po brytyjsku
"Derry Girls" jest wyjątkowym serialem z jeszcze jednego powodu: jest wyjątkowo ciepły. To taki serial, których chętnie obejrzysz w gorszy dzień z kubkiem herbaty (lub szklanką lemoniady) w ręku. Będziesz się śmiał, a czasami miał łzy w oczach i na raz połkniesz wszystkie dwanaście 25-minutowych odcinków.
Fot. Kadr z serialu "Derry Girls"
Takie seriale i filmy umieją robić właśnie Brytyjczycy. Wyspiarscy twórcy idealnie łączą humor ze smutkiem, absurd ze łzami, nadzieję z tragedią.

Ten miks pasuje do "Derry Girls" idealnie, co docenili widzowie. Obecnie to jeden z najpopularniejszych seriali w Irlandii Północnej – kraju, który teraz martwi się, czy po Brexicie zachowa otartą granicę z Irlandią. Lęki i troski są więc nadal aktualnie, chociaż na szczęście konflikt (oficjalnie) zakończono 21 lat temu.

Nie można więc przegapić "Derry Girls" w gąszczu netflixowych tytułów. Jasne, "Stranger Things" i "Dark" to świetne rzeczy, ale dajmy też szansę czemuś mniej znanemu i bardziej kameralnemu.

Bo to rzecz doskonała.