Pokazaliśmy Touarega kierowcom marek premium. Wygląda na to, że mamy dla Volkswagena trzech potencjalnych klientów

Piotr Rodzik
Volkswagen od momentu premiery Touarega przekonuje, że to jedyny model premium w gamie niemieckiego koncernu. Ale taka obietnica może nie być wystarczająca dla każdego. Zaprosiliśmy więc na przejażdżkę trzech kierowców SUV-ów marek od dawna uznawanych za premium, żeby każdy z nich przekonał się, jaki jest nowy Touareg. I może przy okazji przekonał was.
Volkswagen Touareg w porównaniu z SUV-ami "typowych" marek premium wypada bardzo dobrze. Fot. naTemat
Licencja wyścigowa przydaje się i w Touaregu
– Z tyłu wygląda właściwie jak nowe Audi Q5, choć jest oczywiście znacznie większy – mówi mi Maciek.

Na co dzień jeździ właśnie Q5 poprzedniej generacji. Rocznik: 2011. 2.0 TDI, manualna skrzynia biegów (bo tak lubi!), napęd quattro i 225 koni mechanicznych. Bo auto jest po chipowaniu. Chociaż trzeba od razu powiedzieć, że w jego przypadku ten samochód to po prostu środek do codziennego transportu.
Fot. naTemat
Maciek pochodzi bowiem z rodziny o tradycjach motoryzacyjnych. Ma też zmodyfikowane Mitsubishi Lancer Evo IX (już prawie 400 KM z dwóch litrów pojemności, a będzie więcej), a na dodatek ma licencję wyścigową.


Dlatego mogłem się spodziewać, że ta swoista jazda próbna będzie inna niż wszystkie. W przypadku Touarega nie ma jednak żadnego powodu do wstydu. Model, który daję mu się przejechać, to nowy, potężny, czterolitrowy diesel V8. 421 koni mechanicznych i wręcz absurdalne 900 Nm momentu obrotowego. A przy tym wszystkim jest bardzo komfortowy.

Maciek wsiada do samochodu. – W środku widać "naleciałości" z Audi. Wszystko jest tutaj podobnie zrobione, wielkie wrażenie robi ten gigantyczny ekran w środkowej konsoli – opowiada.
Fot. naTemat
Przygląda się drewnu na desce rozdzielczej, dotyka skóry. – Tak naprawdę gdyby tutaj zmienić logo na Audi, to nie zauważyłbym nic złego. Ten fotel to w ogóle jakiś znajomy, bardzo wygodny – opowiada.

W końcu ruszamy. Maciek do tej "jazdy próbnej" podchodzi po swojemu. – Nie chodzi mi o to, żeby po prostu się rozpędzić na autostradzie. Wolałbym przeprowadzić kilka prób – wyjaśnia.

I rzeczywiście: pierwszą próbę przeprowadza bardzo szybko. Wjeżdża rozpędzony na estakadę w Warszawie o dużym nachyleniu i całkiem sporawym wirażu. I to także próba dla mnie, bo jak się okazuje, nawet tak duże auto jak Touareg potrafi wejść w zakręt z piskiem opon. Na limicie. Trochę się napinam na fotelu pasażera, ale wszystko idzie perfekcyjnie.
Fot. naTemat
– Byłem ciekaw, jak się tutaj zachowa, zwłaszcza że na środku wiaduktu jest dylatacja. Wiele aut się tutaj odrywa od nawierzchni. Nad Touaregiem nie straciłem kontroli, w ogóle auto w trybie sportowym jest bardzo sztywne, nie buja się na boki – opowiada.

Zwraca też uwagę właśnie na zachowanie samochodu w poszczególnych trybach. – W sporcie jest naprawdę sztywny. Z kolei w komforcie robi się z tego bardzo przyjemny krążownik do połykania kilometrów – zwraca uwagę.

Ale testy trwają dalej. Maciek przejeżdża przez nierówne skrzyżowanie, gdzie bardzo łatwo wybić auto w powietrze. – Nic się nie dzieje, Touareg błyskawicznie "skleił". Czuć na fotelu, jak dobił do ziemi – mówi. I rzeczywiście – właściwości jezdne są tu na najwyższym poziomie.
Fot. naTemat
Wiele uwagi poświęca też skrzyni biegów. Chwali "ręczną" obsługę manetkami, ale podoba mu się też całkowicie automatyczna praca skrzyni biegów. Zwłaszcza w trybie sport. – Dobrze przeciąga biegi, umie utrzymać obroty wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja, na przykład w szybkim wirażu. Nie zbija ich na siłę podnoszeniem biegu – tłumaczy.

Warto podkreślić, że każda z tych rzeczy nie odbywa się kosztem komfortu jazdy. – Wyciszenie jest świetne, w ogóle dobrze się tym jedzie. W trybie komfortowym czuć, że Touareg świetnie tłumi nierówności, nic tylko połykać kilometry. Taki krążownik – tłumaczy.

Wreszcie droga polna – i tutaj Touareg też sprawuje się bez zarzutu. Nawet tutaj można przejechać dość komfortowo. W zasadzie Maciek już powoli przechodzi do podsumowania samochodu. – Naprawdę podoba mi się, to jest dobra alternatywa. Czuć, że to premium, to mogłoby równie dobrze być Audi – podkreśla.

I pomyśleć, że kiedy wsiadał do samochodu, przyznał się, że jest fanboyem Audi.
Fot. naTemat
Gotowy na wszystkie bajery
Z Bartkiem umawiam się na parkingu na dachu jednej z warszawskich galerii handlowych. Kiedy podjeżdża swoim autem, już wiem, że… łatwo nie będzie.

Touareg, którego odebrałem do testów, to absolutna nówka. Na liczniku nie ma nawet tysiąca kilometrów. Rzecz w tym, że Bartek podjeżdża niemal równie nowym Volvo XC90.

Raptem kilka tysięcy przebiegu. Bogata opcja – konfiguracja za niemal 400 tysięcy złotych. Wreszcie dwulitrowy diesel i 235 koni mechanicznych. Niemniej jednak braku zainteresowania Touaregiem odmówić mu nie można. Koniec końców przyjechał z… bratem.
Fot. naTemat
Obaj oglądają auto i rzeczywiście Bartek trochę kręci nosem. – To oczywiście jest dobrze wyglądający samochód, ale mój podoba mi się bardziej z zewnątrz – twierdzi.

Ale to kwestia gustu, a wszystko się zmienia w środku. Od tego momentu Bartkowi podoba się już właściwie… wszystko. – Środek jest naprawdę fajny. Podoba mi się ten duży ekran na konsoli środkowej połączony z wirtualnym kokpitem za kierownicą. Już jest dość ciemno, więc właściwie nawet nie widać, że to dwa oddzielne ekrany. Wyglądają jak jedna, futurystyczna całość – opowiada.

Pytam go, czy nie boi się auta tak "napakowanego" elektroniką. – Nie, właśnie to jest fajne. Ja nie boję się tych nowinek, jestem na nie gotowy – opowiada i konfiguruje ekrany. Najpierw ustawia sobie za kierownicą mapę, potem włącza termowizyjną kamerę.
Fot. naTemat
W końcu wyjeżdżamy z galerii i wpadamy na trasę o przyspieszonym ruchu. Bartek z początku jedzie nieśmiało, teraz wreszcie wciska trochę mocniej gaz i… budzi się w nim zachwyt.

Ale tu nie ma co się dziwić. Touareg ma dwa razy większy silnik od jego Volvo. Dwa razy więcej cylindrów. Półtora razy więcej koni mechanicznych i wreszcie prawie dwukrotnie większy moment obrotowy. A przy tym jest luksusowo wykończony i po prostu wygodny.

To właśnie ten moment obrotowy decyduje, że Touareg jest tak nieprawdopodobnie sprawnym autem. – No, Volvo tak nie jeździ... – mówi dość zaskoczony i wyraźnie pobudzony. Jego brat dodaje, że szybszym autem w życiu nie jechał (4,9 sekundy do 100 km/h). A mówimy przecież o ponad dwutonowym, gigantycznym SUV-ie.
Fot. naTemat
– To jest takie idealne auto w trasę. Szybkie, z dobrym przyspieszeniem i jednocześnie naprawdę dobrze wyciszone. W ogóle tutaj nie słychać, że się jedzie. Trochę jak elektryk – podkreśla Bartek. Chwali też pracę zawieszenia: – Dziur nie czuć w ogóle, jest bardzo wygodnie.

Rzeczywiście, choć w środku jest nas trzech, rozmowa przebiega bez żadnych trudności. I to nie tylko między kierowcą a pasażerem z przodu, ale też pomiędzy mną (siedzę z tyłu), a moimi gośćmi. To nie jest tak oczywiste.

Już pod koniec przejażdżki podkreśla, że Touareg to naprawdę udane auto. Jego uwagę zwrócił zwłaszcza silnik. Takich osiągów z silnika wysokoprężnego w Volvo nie dostanie.

Test na premium: zaliczony.
Fot. naTemat
Jeździ X4, ale... większe też wypadają blado
Trzeci kierowca, którego zaprosiliśmy do testów, to Dariusz. Chyba tylko na nim nie robi wrażenia gigantyczny zasięg Touarega (nawet tysiąc kilometrów na jednym baku), bo sam jest maratończykiem.

Ale na test nie przybiega, bo przecież nie o to tu chodzi. Podjeżdża BMW X4 z 2015 roku. Dwulitrowa benzyna, 245 koni mechanicznych i 350 Nm. Ten zestaw pozwala mu na bardzo komfortową jazdę w trasie – bo pokonuje dużo kilometrów.

Pierwsze co rzuca się w oczy to… wielkość Touarega. Jego X4 może i jest w efektownym, czerwonym lakierze, ale od Touarega jest po prostu znacznie, znacznie mniejsze. Dariusz chwali też konstrukcję auta. Zwraca uwagę na długie drzwi, które zakrywają progi. – Tak przynajmniej można wyjść z auta z czystymi nogawkami – podkreśla.
Fot. naTemat
W środku imponuje mu jednak nie tyle samo wnętrze, co możliwości samego Touarega. Co chwilę odnosi się nie tylko do swojego BMW X4, ale i X6 czy 640i GT, którymi miał też okazję jeździć. Kiedy pokazuję mu, że tylko opcji masażu jest osiem (sic!), od razu mówi: – Tak to nie ma nawet w X6. Bardzo przyjemna rzecz w trakcie podróży.

Już w trakcie jazdy chwali też osiągi Touarega. – Tak naprawdę swoim X4 też jestem w stanie sprawnie się poruszać, szybko wyprzedzać. Ale tutaj czuć różnicę. A właściwie to ją widać. Touareg na autostradzie przyspiesza tak aksamitnie, spokojnie, ale jak się patrzy na prędkościomierz, to widać co się dzieje, że jest bardzo mocny – opowiada.

Rzeczywiście – w środku z powodu dobrego wyciszenia i rozmiarów auta prędkości nie czuć właściwie w ogóle.
Fot. naTemat
Równie bardzo chwali skrzynię biegów. – Pracuje bardzo, bardzo szybko. W moim X4 jest bardzo dobra, ale tu jest równie dobra. Tak naprawdę nie wiem, czy coś tu jeszcze można zmienić, poprawić. Jest bardzo dobrze – podkreśla.

W przeciwieństwie do poprzednich kierowców Dariusz zwraca jednak także dużą uwagę na systemy. Chętnie sprawdza aktywny tempomat ACC.

– Podoba mi się to, że potrafi sam zatrzymać samochód w korku. No i świetnie prowadzi samochód między liniami. W BMW 6GT samochód w ogóle nie chce jechać prosto, tylko pływa między jedną a drugą linią. Widać, że zostało to dopracowane. Takie rozwiązania bardzo poprawiają komfort podróży – podkreśla.
Fot. naTemat
Wtedy pytam go, czy wie, że Touareg potrafi sam się zatrzymać, jeśli kierowca np. zasłabnie. I co tu dużo mówić – sprawia wrażenie zaskoczonego.

Wjeżdżamy więc na obwodnicę Warszawy. Ustawiamy tempomat, a ja proszę Dariusza, żeby puścił kierownicę. Touareg jedzie sam, po chwili zaczynają wydobywać się sygnały dźwiękowe z prośbą o przejęcie kontroli nad autem. Kiedy dalej nic się nie dzieje, samochód zaczyna gwałtownie – i krótko – hamować, żeby rozbudzić kierowcę, który nie reaguje.

To dalej nie pomaga, więc Touareg zaczyna gwałtownie hamować i włącza światła awaryjne. Wtedy Dariusz przejmuje stery. – Tu jednak jest duży ruch, nie chcę przesadzać – mówi. Gdyby nie zareagował, Touareg zatrzymałby się sam na poboczu.
Fot. naTemat
Kiedy wracamy na parking, mówi z uśmiechem: – No, mógłbym się zamienić na auta!

Artykuł powstał we współpracy z Volkswagen Polska.