Rozłam w opozycji. Nie chcą głosować na byłego PiS-owca, ale chyba nie pomyśleli, czym to grozi

Tomasz Ławnicki
"Nie zagłosuję na Ujazdowskiego" – taka deklaracja w sieci pada raz po raz, a jej autorami nie są zwolennicy PiS, lecz ci, którzy są wyborcami opozycji. Lista ich zarzutów wobec kandydata Koalicji Obywatelskiej do Senatu w okręgu Warszawa Śródmieście jest bardzo długa. Ale nie każdy z nich ma sens.
Kandydatura Kazimierza Michała Ujazdowskiego do Senatu wzbudziła wiele kontrowersji wśród przeciwników PiS. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
– Sytuacja mojego kolegi jest niełatwa – przyznaje w rozmowie z naTemat dr hab. Marek Migalski, przed laty również europoseł PiS, dziś - tak jak Kazimierz Michał Ujazdowski - kandydat Koalicji Obywatelskiej do Senatu. Migalski ubiega się o mandat w okręgu obejmującym powiaty raciborski, wodzisławski, Jastrzębie-Zdrój oraz Żory. Tam jego krótki epizod romansu z PiS kontrowersji raczej nie budzi. Sytuacja w stolicy jest jednak zupełnie inna.

Albo mandat, albo porażka
Osobom średnio zorientowanym w polityce należy to przypomnieć – okręgi w wyborach do Senatu są jednomandatowe. Senatorów jest stu i okręgów w całym kraju też jest sto. Więc w każdym z nich zwycięzca może być tylko jeden. To dlatego opozycja zdecydowała się na zawarcie paktu – tak by reprezentant PiS miał tylko jednego kontrkandydata i aby głosy nie zostały rozdrobnione.


W warszawskim okręgu nr 44, który obejmuje nie tylko Śródmieście, ale i Białołękę, Bielany oraz Żoliborz, a także wyborców polonijnych, ów pakt o opozycyjnej nieagresji został storpedowany przez Obywateli RP. Zdecydowali się oni wystawić własnego kandydata - szefa organizacji Pawła Kasprzaka. Marek Migalski ruch Obywateli RP postrzega jako - zapewne niezamierzone - wsparcie dla PiS. – Jeśli po stronie demokratycznej będą pojawiać się jakieś kontrkandydatury, to w naturalny sposób słabnąć będzie pozycja kandydata Koalicji Obywatelskiej – zauważa politolog i były europoseł.

Zwraca przy tym uwagę, że nie ma pewności, czy Obywatelom RP uda się zebrać wymaganą liczbę podpisów, bo to wcale takie łatwe nie jest (2 tys. osób na stałe mieszkających w danym okręgu). A jeśli się uda? – To, nie ukrywam, będzie trudna sytuacja dla Koalicji Obywatelskiej – przyznaje Migalski. Jego zdaniem ("przy całym szacunku dla pana Kasprzaka i jego działań") kandydat Obywateli RP nie ma szans na pokonanie kandydata PiS. Jedyne więc, co może osiągąć, to odebrać głosy kandydatowi KO.

Powinni docenić
W opinii Migalskiego "prawicowość" Ujazdowskiego to nie powód, by Koalicji Obywatelskiej w senackim okręgu nr 44 Obywatele RP rzucali kłody pod nogi. – Aby opozycja wprowadziła do Senatu co najmniej 51 senatorów, powinna grać skrzydłami. To oznacza, że na listach opozycji powinny być osoby kojarzone jako centrowe w swoich poglądach, ale też zarówno lewicowe, jak i prawicowe – tłumaczy.
dr hab. Marek Migalski

Kazimierz Ujazdowski ma zdecydowanie więcej zalet niż wad i Obywatele RP powinni dostrzec, że jego obecność w Senacie będzie służyć tym ideałom, które także im przyświecają i które dla nich były ważne, gdy organizowali protesty przeciwko polityce PiS.


Bo to nie było tak, jak można by wywnioskować z listu otwartego prof. Moniki Płatek skierowanego do Kazimierza Ujazdowskiego, że ten nagle w 2017 r. obudził się i stwierdził, że nie podoba mu się demontaż wymiaru sprawiedliwości przeprowadzany przez jego partię.

W PiS, ale przeciw PiS
"(...) Wystąpił Pan z PiS-u na początku 2017 roku protestując przeciwko demolowaniu Trybunału Konstytucyjnego. Był Pan wcześniej zwolennikiem zmian sądownictwa; od początku nie odpowiadały na zidentyfikowane już wcześniej problemy; prowadziły do zdemolowania niezawisłości sądów i podporządkowania ich sobie władzy. Te zmiany, w mojej opinii, które przygotował PiS już wcześniej, gdy był Pan członkiem tamtej partii były nie do przyjęcia z punktu widzenia standardów państwa prawa" – pisze prof. Płatek.
Ujazdowski tymczasem na wylocie z PiS był dużo wcześniej, bo od samego początku, gdy tylko nastała "dobra zmiana", nie krył swojego sceptycyzmu wobec działań partii. Jako europoseł wielokrotnie i wprost krytykował to, co działo się przy Wiejskiej – choćby powołanie na stanowisko przewodniczącego Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka byłego PRL-owskiego prokuratora Stanisława Piotrowicza.

Gdy ogłosił decyzję o odejściu z PiS, w specjalnym oświadczeniu przypomniał o swojej propozycji kompromisu dotyczącego Trybunału Konstytucyjnego z początku 2016 r. Wówczas - za wiedzą prezesa Jarosława Kaczyńskiego, ale bez jego błogosławieństwa - rzucił propozycję, aby porozumieć się ws. pata, jaki powstał za sprawą powołania sędziów-dublerów.

Nie mogę nie wspomnieć o głębokim kryzysie polskiego parlamentaryzmu. W poprzedniej kadencji PiS upominał się o przejrzystość prac parlamentarnych i rozszerzenie praw kontrolnych opozycji. Taki był sens opracowanego przeze mnie "Pakietu Demokratycznego" . Dziś obóz rządzący popełnia błędy poprzedniej władzy, narażając instytucje państwowe na najcięższy kryzys po 1989 roku.

Od marca 2016 r., gdy wystąpiłem z inicjatywą kompromisu w sprawie Trybunału Konstytucyjnego przekonywałem do zmiany tej strategii. Niestety, nie tylko nie uległa ona żadnej korekcie, ale w ostatnich tygodniach doszło do jej zaostrzenia. Nie mogąc autoryzować takiej polityki podjąłem decyzję o rezygnacji z członkostwa w Prawie i Sprawiedliwości.

fragment oświadczenia Kazimierza Ujazdowskiego z 3 stycznia 2017

Prawicowy, ale nie radykał
Oczywiście, że Ujazdowski jest politykiem prawicowym, konserwatywnym. Ale - jak przekonuje Migalski - to jest konserwatyzm w stylu zachodnim, a nie polski fundamentalizm. Dowodem na to są choćby niedawne deklaracje Ujazdowskiego ws. legalizacji związków partnerskich.

Ale pytań do Ujazdowskiego jest o wiele więcej. Wypomina mu się, że doprowadził do dymisji Andy Rottenberg ze stanowiska dyrektorki warszawskiej Zachęty. Ujazdowski był wówczas ministrem kultury, w Zachęcie zaś odbyło się parę wystaw, które nie podobały się ówczesnej władzy – choćby ta, na której prezentowano rzeźbę Maurizio Cattelana przedstawiającą Jana Pawła II przygniecionego meteorytem.

Do tego dochodzi kwestia stosunku Ujazdowskiego do osób homoseksualnych. W 2005 roku na spotkaniu z wyborcami polityk powiedział, że PiS jest "partią tolerancyjną także dla takiego dramatycznego przypadku, jaki dotyka homoseksualistów".

– Ale nie mylmy brutalnej propagandy postaw homoseksualnych z nawoływaniem do tolerancji. To jakieś szaleństwo i z punktu widzenia tego szaleństwa nasze rządy rzeczywiście będą czarną nocą – mówił kilkanaście lat temu. Gdy w ubiegłym roku zapytano go o te słowa w TVN24, stwierdził, że wypowiedzi nie pamięta i że "jest wyrwana z kontekstu".
Kazimierz Ujazdowski dwa razy występował z PiS – raz w 2007, kolejny raz dekadę później.Fot. Krzysztof Miller / Agencja Gazeta

– Nigdy nie opowiadałem się za dyskryminacją i za blokowaniem manifestowania poglądów – zapewnił.

– Prawicowe poglądy Ujazdowskiego nie czynią go "niedemokratą". Bo przecież to, co łączy wszystkich kandydatów opozycji, jest poszanowanie zasad demokracji, praw człowieka, szacunek dla niezawisłego sądownictwa i niezależnych mediów. W tej materii Kazimierzowi Ujazdowskiemu nie da rady nic zarzucić – przekonuje Migalski.

Między PiS a PiS
Dla wielu wyborców lata spędzone w PiS, decyzje wówczas podejmowane oraz głoszone wtedy poglądy są nie do przyjęcia. Jak twierdzą, Grzegorz Schetyna wystawiając w Warszawie kandydaturę Ujazdowskiego zafundował elektoratowi wybór pomiędzy PiS a PiS. Zero alternatywy.

– Rozumiem te emocje, ale nie podzielam diagnozy. Warto sobie przypomnieć, z jakich powodów Kazimierz Ujazdowski rozstał się z PiS. To był jego protest wobec działań uderzających w wymiar sprawiedliwości. A to oznacza, że również wtedy był po tej samej stronie, po której są Obywatele RP – ocenia Marek Migalski.

Na razie wygląda na to, że po stronie opozycji kandydatów będzie dwóch – Ujazdowski i Kasprzak, choć ten drugi deklaruje, że "wycofa swoją kandydaturę, jeśli się okaże, że ktoś inny -- np. Kazimierz Michał Ujazdowski -- ma większe poparcie wyborców". Całe to zamieszanie z rozbawieniem musi obserwować zza oceanu niemal zupełnie nieznany w Polsce kandydat PiS – Marek Rudnicki, prezes Związku Lekarzy Polskich w Chicago.