"Wyborcza" odpala bombę. Gazeta ma dowód, że Kaczyński wiedział o aferze hejterskiej

Paweł Kalisz
Czy Jarosław Kaczyński wiedział, że w Ministerstwie Sprawiedliwości działa grupa zbierająca haki na sędziów i kierująca hejtem skierowanym w przeciwników reformy wymiaru sprawiedliwości? "Gazeta Wyborcza" ma w środę opublikować dowód na to, że co najmniej od lipca Kaczyński zdawał sobie sprawę, co dzieje się w resorcie Zbigniewa Ziobry. Sam prezes PiS od czasu wybuchu afery Piebiaka nabrał wody w usta.
"Gazeta Wyborcza" publikuje dowód na to, że Jarosław Kaczyński już w połowie lipca wsiedział o Emilii, farmie trolli i aferze hejterskiej wycelowanej w sędziów. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Magdalena Gałczyńska 19 sierpnia na łamach Onetu opisała tzw. farmę trolli, która miała działać w Ministerstwie Sprawiedliwości. To wiceminister Łukasz Piebiak – prawa ręka Zbigniewa Ziobry – miał stać za zorganizowanym hejtem wobec sędziów, którzy sprzeciwiają się wdrażanym przez PiS zmianom w wymiarze sprawiedliwości.

Piebiak podał się do dymisji, Mateusz Morawiecki wyraził przekonanie, że to zamyka sprawę. Ale były to tylko pobożne życzenia premiera.

W sieci od wielu dni pojawiają się pytania, czy Zbigniew Ziobro także odda się do dyspozycji premiera i kto jeszcze wiedział o zorganizowanej kampanii hejterskiej wycelowanej w przeciwników reformy wymiaru sprawiedliwości. Dziś już właściwie jest jasne, że wiedza o aferze dotarła do najważniejszych polityków PiS.
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" dotarli do dokumentu, który został wysłany do kierującej hejterami Emilii. To ona miała pośredniczyć między ministerstwem a mediami sprzyjającymi PiS. Pismo do Emilii wysłał sam... Jarosław Kaczyński.


Jak wynika ze zdjęcia, jakie na Twitterze zamieścił jeden z autorów tekstu Wojciech Czuchnowski, prezes PiS zaoferował Emilii pomóc w związku z tym, że poczuła się pokrzywdzona działaniami wymiary sprawiedliwości i Łukasza Piebiaka. Pismo zostało wysłane w połowie lipca, a więc na miesiąc przed wybuchem afery hejterskiej. Piebiakowi włos z głowy nie spadł – działania nastąpiły dopiero wtedy, gdy sprawa trafiła do mediów.

W sprawie kluczowe byłoby przesłuchanie jednego z dobrozmianowych sędziów, Arkadiusza Cichockiego. Ten gotów był wcześniej opowiedzieć o tym, jak działała tzw. farma trolli. Teraz... jakby zapadł się pod ziemię.