Spytałam, co w bastionach PiS wiedzą o aferze hejterskiej. I nie wiem, czy się śmiać, czy płakać

Katarzyna Zuchowicz
Od ponad dwóch tygodni media grzmią o aferze hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości. Pojawiają się nowe fakty, internet zalewa lawina komentarzy, wielu ludzi domaga się dymisji ministra Ziobry. Do tego "Wyborcza" donosi, że sam Jarosław Kaczyński znał hejterkę Emilię. I mogłoby się wydawać, że cała Polska tym żyje. Ale tak nie jest. W bastionach PiS nawet nie wszyscy zwolennicy opozycji o niej nie słyszeli.
Jarosław Kaczyński korespondował z Emi – twierdzi "Gazeta Wyborcza". Co o aferze hejterskiej myślą w bastionach PiS? Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Przytuły, gmina w powiecie łomżyńskim na Podlasiu, niewiele ponad 2 tys. mieszkańców. Tu w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego padł rekord poparcia dla PiS. Na partię Jarosława Kaczyńskiego głosowało 89 procent mieszkańców, czyli ok. 600 osób. Na Koalicję Europejską tylko 33. Choć obecny wójt z PiS-u nie jest.

– Droga pani, kochamy Kaczyńskiego. Bardzo dobry człowiek. Żeby to PO rządziło, dawno by już Polskę sprzedało – reaguje od razu pierwszy z mieszkańców. Ale o aferze hejterskiej nie potrafi powiedzieć nic. Tak jak następny, i jeszcze następny.... W ogóle mnie to nie obchodzi
– Hejterka Emilia? Ministerstwo Sprawiedliwości? Oczernianie sędziów? – próbuję naprowadzać. Nic.


– Naprawdę nie słyszałem. Pierwsze słyszę o jakiejś Emilii. Nie mam pojęcia o co chodzi. Nie mam czasu zajmować się takimi rzeczami – reaguje jeden z nich.

Opowiadam o co chodzi. Cytuję najnowszą "Wyborczą", która donosi, że Jarosław Kaczyński znał Emi. Prezes PiS w końcu pojawił się w samym środku największej afery ostatnich tygodni, o której grzmią media w całej Polsce. Czy jeśli już wie, o co chodzi, to w jakikolwiek sposób to go porusza?

– Nie. W ogóle mnie to nie obchodzi. Nerwów brakuje na to, co robią. Jeden cyrk czy to z PiS, czy z PO. Szkoda czasu – pada odpowiedź. Ale w wyborach, jak przyznaje, bierze udział. Twierdzi, że kieruje się zupełnie czymś innym.

Na kilkanaście telefonów do przypadkowych osób na Podkarpaciu i Podlasiu, tylko jeden z moich rozmówców słyszał o aferze hejterskiej. Nawet jeden z sołtysów nie potrafi nic powiedzieć: – Każdy jest dziś zapędzony, zalatany, trudno się dziwić, że ludzie nie wiedzą. Wielu nie zwraca już na to uwagi. Nie chcą oglądać telewizji, mają dość tych kłótni, wyciągania brudów.

"Emi? Nie wiem, o co chodzi"
Próbuję dalej. – Nie mam pojęcia. Nie interesuje mnie to za bardzo. Nie mam czasu na takie rzeczy – ucina mieszkaniec gminy Kobylin-Borzymy na Podlasiu. To powiat wysokomazowiecki, w którym minister edukacji dopiero co inaugurował nowy rok szkolny. A internauci komentowali, że dlatego właśnie tu, bo tu nauczyciele nie strajkowali.

W gminie Kobylin-Borzymy w wyborach do PE na PiS głosowało ponad 88 proc. mieszkańców. Media donosiły, że poparcie dla KE było tu najniższe w Polsce – 4,42 proc.

Wśród przypadkowych osób znajduję też przeciwników PiS. I tu zaskoczenie największe. Również trafiam na osoby, które o aferze hejterskiej nie słyszały.

– Powiem pani szczerze, że nie jestem zwolenniczką PiS – uprzedza od razu jedna z mieszkanek, gdy zagajam o bastion pod Łomżą, w którym mieszka. – Emi? Nie wiem, o co chodzi. Nie słyszałam – mówi z autentycznym zdziwieniem, ale też ciekawością.

Opowiadam o aferze, słucha z zainteresowaniem. Mówię, że jest kolejną osobą, której to tłumaczę. – Ja nie wiem dlaczego, ja pierwszy raz słyszę o takich rzeczach. Może dlatego, że to wieś? Może dlatego, że w "Wiadomościach" nie mówią? Bo wiadomo, że tam nic nie powiedzą – zastanawia się. "Emilii to już w ogóle nie kojarzą"
Kolejna mieszkanka, pracuje w lokalnej instytucji: – Nie pomogę pani, bo nic nie wiem.

– Słyszała pani o Emilii?
– Nie. A, nie, gdzieś widziałam w jakieś gazecie tytuł. Ale nie znam szczegółów.

No dobrze. Ale gdyby znała szczegóły, czy jej zdaniem taka afera mogłaby mieć jakiekolwiek znaczenie dla wyborców PiS? Jak się później okazuje, ona nie jest zwolenniczką tej parii. – Nie sądzę. W małych miejscowościach wyborcy PiS są zaślepieni tym jak rozdają ludziom pieniądze. Takie jest moje odczucie – odpowiada.

Janusz Słabicki przez kilka kadencji był wójtem w gminie Stubno na Podkarpaciu, kilka dni temu złożył rezygnację, bo jak twierdzi, ma już dość. – W rejonie, w którym mieszkam afera hejterska jest niedostrzegana. Chyba tylko ci, którzy żyją życiem politycznym, cokolwiek wiedzą, ale odsetek ich jest bardzo nieduży. Inni raczej nie. Jeśli już, to słyszeli, że coś było w ministerstwie Ziobry, ale o co konkretnie chodzi? Na 100 mieszkańców może dwóch wie. A Emilii to już w ogóle nie kojarzą – mówi.

Śmieje, się, gdy mówię, że na 8 osób, z którymi przed nim rozmawiałam, tylko jedna wiedziała o aferze. – To i tak dużo. Ja w swoim otoczeniu znalazłbym może jedną na 80 – mówi.

"Doniesienia o Kaczyńskim nie robią wrażenia"
Były wójt Stubna też uważa, że gdyby ludzie byli bardziej świadomi, nie miałoby to szczególnego przełożenia na wybory. Mało kto by się tym przejął.

– Może 30 procent zmodyfikowałoby swoje preferencje partyjne, a 70 miałoby to gdzieś. Powiedzieliby, że to normalne, bo afery zawsze towarzyszyły władzy. Doniesienia o Jarosławie Kaczyńskim też są bez znaczenia, one nie robią wrażenia. Musiałoby zadziać się coś bardzo złego, brutalnego – słyszę.

Na przykład gdyby zabrano im 500+. Wtedy by się działo. – Najbardziej liczy się, co ludzie dostają, co im się obiecuje. Każdy ma swoich zwolenników i wybaczy im nawet hejterskie posunięcia, a przeciwnikom przypisze wszystko złe – mówi Janusz Słabicki. "Dla ludzi to kosmos"
Oprócz wójta z Podkarpacia tylko jeden z moich rozmówców powiatu Wysokie Mazowieckie tak naprawdę był zorientowany, o co chodzi w aferze hejterskiej. Jego zdaniem wiedział o niej i Zbigniew Ziobro, i Jarosław Kaczyński, a cała sprawa była zamiatana pod dywan.

– Nie wiem, jak inni mieszkańcy u nas, ale myślę, że raczej nie zmieniłoby ona ich preferencji. PiS jest super, bo dał 500+ i 13. emeryturę. Ludzie są zadowoleni, to widać, bo zmieniają samochody, na wycieczki jeżdżą, kupują różne pierdoły. Taka afera nie miałaby znaczenia – uważa.

Ręce opadają? Opozycja walczy, w internecie lawina oburzonych komentarzy. Wielu ludzi nie znajduje słów na to, co się dzieje.

Jeden z mieszkańców Podlasia: – Ludzie niewiele interesują się takimi sprawami. Dla nich to jest kosmos. Oni żyją swoimi codziennymi sprawami. Na przykład na wsi zajmują się produkcją żywności, a nie polityką. Nas to nie dotyczy.

A gdzie zwykła ludzka przyzwoitość? Niezależne sądy, sędziowie? Potępienie dla oczerniania sędziów? – My nie jesteśmy od wykładni prawa, tylko politycy i prawnicy. Jeśli politycy nie znają się na prawie, to my mamy się znać? Żebym miał to ocenić, musiałbym być prawnikiem z wykształcenia, a nie jestem. Nie ma sensu zajmować tu jakiegokolwiek stanowiska – odpowiada mężczyzna. On też uważa, że w jego regionie afera hejterska nie będzie miała żadnego wpływu.

– Dla ludzi jest najważniejsze, co kto da dla zwykłego obywatela. Taka afera to dla nas nie jest afera. Tylko dla polityków – mówi.